XXXIII Niedziela zwykła (rok B)
To już przedostatnia niedziela tego roku liturgicznego. Zbliżający się „koniec” naturalnie skłania do refleksji – tak zresztą w listopadzie nam bliskiej – na temat przemijania. W ten „nurt” wpisuje się również dzisiejsza liturgia Słowa. Wizja z księgi proroka Daniela o walce i sądzie oraz słowa Pana Jezusa z ewangelicznej perykopy. Jednak Pan Bóg, nie chce nas wpędzić w „czarne myśli” kataklizmowe. Bo nawet najtrudniejsze Słowo Boże jest zawsze Dobrą Nowiną dla nas – dla mnie. Może za mało jest w naszej lekturze Pisma Świętego właśnie takiego podejścia – że to zawsze jest Dobra Nowina dla mnie. I nie chodzi tu o indywidualizm (przecież zawsze czytamy to Słowo we wspólnocie Kościoła), przesadny egoizm, skupienie na sobie nawet w religijnej przestrzeni, ale o osobistą relację z Panem, o osobiste zasłuchanie i podążanie za Tym, który strzeże mojej duszy – zawsze i wszędzie. By jednak to była taka relacja, potrzeba zaufania.
Gdy Pan – czy to w Starym czy Nowym Testamencie – mówi o końcu świata, o swoim powtórnym przyjściu w chwale i Sądzie – mówi to także po to, aby nas nieustannie odrywać od tego, co doczesne. Abyśmy zrozumieli, że ziemia – choć zadana nam i powierzona – jest wyłącznie etapem, a nie kresem. To, co doczesne jest tak bardzo ulotne i tak szybko przemija, jednak nasze spojrzenie, jako chrześcijan, powinno sięgać dalej, powinno kierować się dalej, za dostrzegalną linię horyzontu: ku Bogu, ku wieczności, bo to ona jest naszym przeznaczeniem. Życie tu i teraz jest pielgrzymowaniem do Domu Ojca, a my powołani jesteśmy do wieczności. To Bóg jest naszym „dziedzictwem i przeznaczeniem” – jak śpiewamy w tym Psalmie. Tej niedzieli modlimy się tylko fragmentami Psalmu 16, ale on w całości jest tak bardzo tchnący nadzieją, dodający odwagi i przypomina nam właściwy porządek, cel.
Pierwsze słowa Jezusa z usłyszanej dzisiaj perykopy ukazują moc i wszechwładzę Boga, który jest ponad wszystkim i w którym jest cała pełnia. To ostateczne przyjście w chwale Syna Człowieczego będzie oznaczało urzeczywistnienie królestwa Bożego. Będzie jednak wiązało się z Sądem. „Zostanie wtedy ujawnione postępowanie każdego człowieka względem Boga i bliźniego oraz tajemnice serc. Każdy człowiek, według swoich uczynków, zostanie obdarowany życiem lub potępiony na wieczność” – jak czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Jednakże nawet Syn nie zna dnia ani godziny tego wydarzenia. Zna tą „datę” tylko Ojciec. Na chwilę przed Wniebowstąpieniem Pan Jezus powiedział uczniom, że nie ich rzeczą jest znać czasy, wiedzieć kiedy to nastąpi, ale oni mają iść i głosić Dobrą Nowinę, szerzyć Jego Imię. Jezus nie chce, abyśmy popadli w katastrofizm i ludzkie kalkulacje, wyliczenia i „wyrocznie”. Dla nas jedyną „wyrocznią” (przepraszam, fatalnie brzmi to określenie) jest On sam i Jego Słowo. Tu nie chodzi bowiem o „wiedzę”, kiedy nastąpi paruzja, ale o życie Ewangelią, o oczekiwanie sercem, o postawę czujności i wierności. Skoro nie wiem kiedy, to każdy dzień przeżywać mogę jako „ten” – ale znów nie w duchu lęku, bowiem Bóg mówi nam, byśmy się nie lękali, ale Jemu ufali. „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”. „Strzeż mnie, Boże, Tobie zaufałem” – to o taką postawę chodzi. O codzienne wzrastanie w zawierzeniu. Może zbyt łatwo ulegamy różnym pogłoskom i one nas odciągają od zasłuchania bezpośrednio w Boże Słowo. A to właśnie to Słowo nie przeminie. Będą się działy różne rzeczy – które Pan zapowiada – ale Jego Słowo nie przeminie, jak dziś słyszymy. To Słowo, które w misterium Wcielenia „rozbiło namiot” pośród swego ludu – ono nie przeminie, bo Bóg zawsze będzie z nami. On zawsze stoi po naszej stronie, pytanie tylko po jakiej stronie, po czyjej stronie my się opowiadamy, opowiemy w ostatecznej chwili? Bez strachu, bo Bóg „zabezpiecza mój los”, moją drogę. Tylko trzeba się na to otworzyć, bowiem w wierze (i zaufaniu) paradoksalnie być może, ale nie chodzi o bierność. Wiara, zaufanie – te postawy zakładają także nasze, moje osobiste, zaangażowanie. W postawie czujności i gotowości, chodzi również o otwarcie na przyjęcie tego, gdy już się „to” zacznie dziać. Bo może być w naszym życiu, że tak wiele spraw, wydarzeń, przemyka gdzieś jakby obok nas, a my patrząc na nie, zachowujemy się tak jakbyśmy ich nie widzieli, bo łatwiej, bo wygodniej nam nie dopuścić ich do swojej świadomości. Dlatego Pan Jezus mówi do nas używając przykładu figowca, a w innym miejscu zarzuci, że umiemy rozpoznać zmieniającą się pogodę i wysnuć z tego wniosek, a nie potrafimy dostrzec Boga w życiu, dostrzec, że przyjdzie nam zdać rachunek z naszego zarządu doczesnym czasem. Jakże często mijamy się z Panem, który (znów – paradoksalnie) idzie przecież obok nas, jest pomiędzy nami. Zdobywamy wiedzę i umiejętności w tak wielu dziedzinach, zwiemy siebie ekspertami i chcemy, by inni nas szanowali i podążali za naszymi wskazaniami, a czy tak samo staramy się o zdobycie Bożej Mądrości? Czyje słowa są dla mnie ważniejsze? W Psalmie 118 (który pewnie głównie kojarzy nam się z okresem wielkanocnym) słyszymy przestrogę ( a nie jest to jedyne miejsce w Piśmie Świętym), żeby nie pokładać ufności w książętach ani w człowieku. Tak, bo ich słowa przeminą, ale inaczej będzie ze Słowem Bożym – tej nauce możemy całkowicie zaufać, jeżeli chcemy być bez strachu w dniu Jego przyjścia ( bo czym innym jest oczywiście strach, panika, a czym innym bojaźń Boże, co rozumiemy zapewne dobrze). Czy Słowo Boże – które nie jest „tylko” literą, ale jest Osobą – jest dla mnie fundamentem? Jednak nie wystarczy tylko słuchać, tylko czytać – tym Słowem trzeba żyć, wprowadzać je w czyn, bo inaczej ta nasza budowla legnie, zdmuchnie ją powiew burzy codzienności.
Transcendentny charakter przyjścia „z wielką mocą i chwałą” Boga może przerażać, budzić grozę, ale te wszystkie opisy mają nam chyba, jak się zdaje, przypomnieć, że to nie my mamy „pełnię mocy”, to nie my dzierżymy ster – choćbyśmy w naszym egoistycznym podejściu mniemali inaczej – ale właśnie Bóg. On jest ostatecznym Zwycięzcą. To Chrystus, złożywszy jedną ofiarę raz na zawsze za nas, dla naszego zbawienia, ofiarę z siebie samego – by nawiązać do drugiego czytania, czyli do kolejnego fragmentu z Listu do Hebrajczyków – zasiadł po prawicy Boga, zasiadł na tronie, by nieustannie wstawiać się za nami. On Zmartwychwstały Pan, który strzeże nasz los. W jednym z komentarzy do tej liturgii Słowa przeczytałam piękne zdanie: „Nasza wiary w zmartwychwstanie opiera się na tylekroć powtarzanym zapewnieniu, że Bóg nas miłuje” – bo przecież Zmartwychwstanie Chrystusa i Jego triumf, są zapowiedzią naszego zmartwychwstania. Gdy Psalmista wyraża wiarę, że Bóg nie pozwoli mu pozostać w grobie – mówi właśnie o nadziei zmartwychwstania. Dlatego też te słowa są tak mocno przypisywane Jezusowi. Ojciec „zabezpieczył Jego los” – czuwał podczas Męki i wyprowadził z Grobu. My też nie jesteśmy powołani do „pozostania” w grobie – a przecież przez ten „grób” możemy rozumieć także mroki i okowy grzechów, oddalenie od Pana. W każdej chwili jesteśmy powołani do życia, do przechodzenia od mroku do światłości. Zmartwychwstały Pan idzie pierwszy. „Ty ścieżkę życia mi ukażesz, pełnię radości przy Tobie” – modlimy się dalej w tym Psalmie. Tą ścieżką jest dla nas Ewangelia, tą ścieżką jest sam Pan Jezus, który powiedział o sobie, że jest „drogą, prawdą i życiem”. Nawet w tym wersie ukryta jest prawda o naszym powołaniu do życia. Czasem w naszej codziennością plątamy się, miotamy się, poszukujemy nie wiadomo czego, a pełnia i sens wszystkiego jest właśnie w Nim. W innym Psalmie modlimy się, wyznajemy, że „tylko w Bogu znajdzie spokój” dusza nasza, bo to On jest naszą Opoką. Czy naprawdę mogę powiedzieć, że „tylko On”? Jaką idę drogą? Czy ku zmartwychwstaniu? Znów także w tej liturgii Słowa stajemy w konfrontacji z Bożą logiką – Zmartwychwstały Pan był najpierw odrzucony i zabity. Zobaczmy, jak wyglądała ziemska droga Jezusa – to nie była droga poklasku, ale była to droga wierności Ojcu. Nawet w tej perykopie jest mowa o „ucisku” – to po nim nastąpi przyjście Pana w chwale. Przez ten „ucisk” trzeba nam przejść, bo to Krzyż jest bramą do Nieba. Jak to będzie wyglądało w naszym życiu? Nie wiemy tego, każdy ma jakiś „swój” ucisk. Oczywiście, można też na to spojrzeć w taki globalny sposób. Ale tak czy owak: jesteśmy w ręku Pana, który wie o tym i przypomina nam, że – mówiąc przysłowiowo – po nocy nastaje dzień.
„Tak i wy, gdy ujrzycie te wydarzenia, wiedzcie, że to blisko jest, u drzwi” – te słowa: „u drzwi”, przypominają inne perykopy mówiące o powtórnym przyjściu Pana, gdy Jezus mówi o kołaczących do drzwi, o czuwającym zarządcy, o pilnującym przed złodziejem itp. „U drzwi” – tak blisko. Pamiętamy te obrazki przedstawiające Pana Jezusa, który puka do drzwi i czeka. Co zrobimy? To poruszające – Bóg, który puka; Bóg, który czeka. Przychodzi z mocą, w niepojętym majestacie i w chwale, a zarazem czeka. Czy mam poczucie, że Pan jest blisko?
„Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”. Ci aniołowie, którzy będą towarzyszyć Panu, gdy przyjdzie powtórnie – też nic nie wiedzą. Zostaną wezwani, jak my. Ci aniołowie, którzy radują się z nawrócenia jednego grzeszącego, będą obecni, będą Panu towarzyszyć. Owszem, to będzie Sąd, ale celem, intencją Pana nie jest „osądzenie” nas, tak jak my to rozumiemy w naszym potocznym języku. Pan nie przychodzi dla dokonania zagłady, ale by właśnie przeprowadzić nas do życia. Przecież Bóg nie chce naszego potępienia, robi przecież wszystko, abyśmy mieli udział w zbawieniu. On w nas poszukuje dobra.
Ale w tym zdaniu, które kończy dzisiejszą perykopę jest coś jeszcze, co tak mnie szczególnie zatrzymało. „Tylko Ojciec”. Ewangelista nie zapisał „Bóg” – napisał „Ojciec”. Mam wrażenie, że ten tytuł, to słowo, wprowadza taki szczególny „klimat”, ciepło, bliskość. To „Ojciec” wie, kiedy będzie najlepszy czas, aby przyszedł do swoich dzieci. Na Kogo czekam? Na Sędziego czy Ojca? Nie, nie chodzi mi o rozmywanie znaczenia Sądu i naszej odpowiedzialności za dobre i złe czyny. To wszystko jest ważne i niepodważalne. Dlatego myślę, że dzisiejsza Ewangelia, cała liturgia Słowa, nakłania nas do zaufania, ufności oraz do czujności. Poniesiemy odpowiedzialność za nasze czyny, ale nie możemy zapomnieć o Miłości. „Ojciec wie” – czy to mi wystarczy? Św. Paweł napisał, aby nie sądzić przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan i nie odsłoni wszystkiego. Tak, zostawmy sąd Panu.
I jeszcze jedna myśl odnosząca się do ostatnich słów z pierwszego czytania: „Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia, a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze.” Nie wchodząc już w symbolikę i wnikanie, co to oznacza „sprawiedliwość”, ale te słowa mogą przypomnieć Jezusowe wezwanie, że mamy być światłem dla innych. Gwiazdy żeglarzom wskazują drogę do bezpiecznego portu. Jaką drogę ja wskazuje innym? A skoro jakoś towarzyszy nam nastrój przemijania – to wczytując się w to zdanie, jakże nie zadać sobie pytania: co po mnie pozostanie? Czy „moja” gwiazda będzie świecić na niebieskim sklepieniu czy raczej okryta mrokiem tragedii przez nikogo nie będzie wspomniana z uśmiechem? A może trochę poczeka za nim zostanie odkryta, bo w doczesności pozostawała niezauważalna, niedoceniona, niezrozumiała?
Perykopa o Sądzie, o końcu tego, co tu i teraz, jest też Dobrą Nowiną. Chyba, że nie idę drogą Ewangelii… . Przyjście Pana dokona się, On powróci – bo obietnica tego, choć wszystko inne może lec w gruzach, nie przeminie. We fragmencie z księgi Daniela słyszeliśmy o Michale Archaniele. Nie przegapmy tych słów, które mogą być dla nas swoistego rodzaju przypomnieniem o św. Michale i jego roli. Wołajmy o jego pomoc.
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA