I Niedziela Wielkiego Postu

Nim przejdziemy do rozważania Słowa Bożego przewidzianego na I Niedzielę Wielkiego Postu, chciałam podzielić się myślą z Środy Popielcowej. Czytania z tego dnia są niejako programem formacyjnym na cały Wielki Post, są jak przysłowiowy papierek lakmusowy, by weryfikować czy w sposób właściwy przeżywamy ten święty czas. W pierwszym czytaniu prorok Joel mówił o wspólnotowym lamencie, wspólnej pokucie i celebracji. W Ewangelii zaś Pan mówi o tym, by wejść do swojej izdebki i w takiej samotności trwać w obecności Ojca, który choć ukryty, wszystko widzi i jest z nami. W pierwszym odruchu pomyślałam o paradoksie, ale zaraz potem już nie. Bo odkryć w tym można wyjątkową lekcję. Moje osobiste nawrócenie, moje osobiste praktyki wielkopostne, moją wiarę mam przeżywać we wspólnocie Kościoła. Nie można się ani od niej odcinać ani stawiać ponad nią. Ale jednocześnie wszystkie te wielkie wspólnotowe celebracje nie będą w pełni owocne jeżeli każdy z ich członków, z uczestników, nie przejmie się nimi osobiście i indywidualnie nie zacznie realizować wskazań Bożych. Czerpmy więc ze skarbca mądrości i doświadczenia Kościoła, z jego praktyk i dziedzictwa, trwajmy w nim, bądźmy w nim i z nim nie uciekając od jego problemów, ran, błędów czy porażek mówiąc, że to „nie moja sprawa”, ale zarazem nie zapominajmy o tej osobistej „izdebce” – tylko ja i Bóg.

Przejdźmy już do liturgii Słowa tej wielkopostnej niedzieli. Pierwsza niedziela i słowa o grzechu, usprawiedliwieniu i niezwykła scena kuszenia na pustyni. Pustynia to wyjątkowy obraz w Biblii i w historii ludu Bożego. Czterdzieści lat wędrówki przez pustynię by nauczyć się kroczyć za Panem i słuchać Jedynego Boga. Miejsce wyjątkowych doświadczeń i prób. Także miejsce grozy – na pustyni nie ma życia, jest niepewność, lęk, mnożą się pragnienia, wędrowiec doświadcza swoistego rodzaju monotonii. I oto „Duch wyprowadza Jezusa na pustynię aby był kuszony”. I choć to kuszenie dokonuje się pod koniec pobytu Chrystusa na pustyni, jest ono założone już niejako na początku. Krótkie zdanie a tak niezwykłe. Możemy wyciągnąć z niego wniosek, że wszystko jest „po coś” – ma swój cel. Bóg sam w sobie jest Sensem więc wszystko, co czyni również przeniknięte jest sensem, nawet wówczas – a może szczególnie wówczas – gdy my nie zbyt umiemy to rozpoznać czy przyjąć w naszym życiu duchowym i nie tylko. To może niezbyt poprawnie zabrzmi – ale Duch „nie oszukiwał” Jezusa, nie obiecywał „oazy” wyprowadzając Go na pustynię. Bóg zaprasza nas do podjęcia walki. Na początku może się to wydawać takie niewinne, nic się nie będzie działo, dookoła piasek, cisza, spokój, będzie czas na modlitwę, i może nawet zrodzi się jakieś zdziwienie – „gdzie za zapowiedziana walka?” I wtedy tak łatwo stracić czujność. I oto przychodzi zapowiedziany moment zmagania. Ale w tym krótkim zdaniu ukryta jest jeszcze prawda o Bożej Opatrzności. Jezus nie wychodzi na pustynię sam. Otwiera się na Boży plan, realizuje go, daje się prowadzić Duchowi. Bóg wyprowadza i Bóg nie zostawia – choć „jest Bogiem ukrytym” (wracając jeszcze do Środy Popielcowej – może dlatego na rozpoczęcie czasu pokuty słyszymy słowa o Ojcu, który jest w ukryciu, abyśmy nie zwątpili w czasie posuchy i duchowej pustyni? Bo przecież Wielki Post jest czasem zmagania z sobą, nawrócenie – które oczywiście mamy podejmować codziennie, niezależnie od okresu liturgicznego – jest walką). Świadomość, że dzieje się to z Bożej woli powinna nas napełniać pokojem jeśli przyjmujemy ją z ufnością i wiarą. W drugim czytaniu, św. Paweł naucza nas o grzechu i usprawiedliwieniu, o posłuszeństwie Jednego, które wysłużyło nam usprawiedliwienie i łaskę. Znów można by tu wrócić do tematu wspólnoty – grzech jednego rani wszystkich, wierność i posłuszeństwo jednego, ma także niesamowitą moc oddziaływania na pozostałych – bo jesteśmy „zespołem naczyń połączonych”, jak to nieraz mówi się o Kościele. I to też dlatego Jezus daje się wyprowadzić na pustynię – dla naszego dobra, aby – jak powie św. Augustyn – nauczyć nas jak toczyć duchową walkę. Patrząc ogólnie na dialog kuszenia – jakże podobny do tego z Edenu, gdy szatan swoją mowę buduje na kłamstwie, nadinterpretacji, próbie wpojenia niewłaściwego spojrzenia i nieufności – można jakoś odnieść wrażenie, że to nawet swoistego rodzaju licytacja, które ze słów Boga jest ważniejsze. Ale Jezus nam pokazuje (co jest też niezwykłą wskazówką dla nas jako dla Kościoła i jego różnych „opcji i poglądów”), że niezmienne i zawsze pierwsze jest: „Słuchaj” i „będziesz miłował Pana Boga twego” zawsze i ponad wszystko – ponad te chwile niepewności, ponad te ataki i pokusy, ponad osobiste pragnienia i to Jego Głos jest tym jedynym, w który mamy się wsłuchiwać.

Ale wejdźmy tak może trochę bardziej szczegółowo w opis walki Jezusa na pustyni.

Jezus – Bóg-Człowiek – wystawiany na próbę przeciwstawia się szatanowi Słowem Bożym. A cóż to oznacza? Przecież to On jest Słowem, które było u Boga i Bogiem było Słowo, i Słowo stało się Ciałem. Pokazuje nam w ten sposób jak bardzo świadomy jest samego siebie i swojej godności. Pokazuje jak bardzo ważne jest wewnętrzne scalenie i poznanie samego siebie. Zauważmy, że przecież pierwsze kuszenie polegało na uderzeniu, zasianiu wątpliwości co do tego kim jest, było próbą zmuszenia Go aby udowodnił swoją tożsamość. Ale jeśli czegoś jesteśmy pewni, nie musimy tego udowadniać.  Czy żyję swoją tożsamością i co czynię aby ją poznawać i pogłębiać? Jezus nawet przez moment nie przestał być jedno z Ojcem. Mówił Jego głosem. Zwróćmy uwagę, kiedy sięgniemy do przypisów – nota bene warto je czytać – odkryjemy, że cytaty użyte przez Niego pochodzą z Księgi Powtórzonego Prawa. Jest to bardzo ważna Księga, zawiera ostatnie mowy Mojżesza, nakazy i zalecenia Pana. Dla Izraela była fundamentem, stanowiła pryncypium. I  to do tego odnosi się Jezus. Wraca do korzeni, do tego, co miało tworzyć Lud Wybrany. To lekcja pokory dla nas by zbytnio nie kombinować i nie oglądać się tylko za nowinkami i sensacjami. Dla katolików takim pryncypium jest Katechizm Kościoła Katolickiego – kiedy ostatni raz go czytałem, albo, jeszcze lepiej, przemodliłem, przemedytowałem jego treści? Szatan to wie, dlatego uderza najpierw w to, co najbardziej podstawowe. I wykorzystuje najniższe instynkty ludzkie. Głód. Normalne odczucie, które pojawiło się po tak długim czasie postu. A post zdaje się być zapomnianym skarbem, który warto jest na nowo odkryć i podjąć – zwłaszcza w czasach konsumpcjonizmu i żądzy posiadania, nieustannego gromadzenia. Szatan kusi wykorzystując głód i miesza do tego pytanie o tożsamość. Czyli czyni to samo co uczynił w Raju. Słusznie zauważa to św. Grzegorz Wielki mówiąc o porządku kuszenia – „starodawny wróg skusił pierwszego człowieka przez łakomstwo; po drugie przez próżną chwałę; przez chciwość.” – nie ma żadnej nowej metody działania. Dlatego post jest takim skarbem bo uczy nas wstrzemięźliwości i opanowania. Człowiek nie został powołany po to by „jeść”, to jest „by mieć” – został powołany by być. Jezus zadaje szatanowi bardzo cenny cios. Nie to, co materialne, nie odruchy natury są najważniejsze i to nie możliwość pozwolenia sobie na wszystko stanowi pole udowodnienia kim On jest. On nawet w największym głodzie wie, że jest Synem Bożym. Ale szatanowi chodzi o to abyśmy przed samymi sobą zwątpili w siebie i weszli w jego kłamstwo – tak jak uczyniła to Ewa, która zaczęła nadinterpretowywać Boże polecenie . A potem pokusa byśmy po grzechu ukryli się przed Bogiem i wmawiali sobie, że jesteśmy już teraz niegodni Jego miłości. A Pan w pierwszych rozdziałach Starego Testamentu zapowiedział to, co później z mocą przypomni za pośrednictwem św. s. Faustyny – biorąc w opiekę Kaina, pokazuje nam, że im większa nędza nasza, tym większe prawo do Jego miłosierdzia. Oczywiście, potrzeba naszej skruchy i szczerego pragnienia serca, a nie kombinowania i oszukiwania.  Szatan tak chce zniszczyć naszą najgłębszą tożsamość, bo wie, jak jest ona bezcenna – odrodzeni w Krwi Syna Bożego jesteśmy przybranymi dziećmi Bożymi. Czy może być coś większego? Ale dajemy się uwieść złemu, podkopujemy swoje fundamenty, zaczynami nie szanować tej niepojętej godności. A jeśli w sobie jej szanować nie będziemy, nie uczynimy też tego względem bliźniego.

Druga próba. Róg świątyni. Szatan próbuje „małpować” Chrystusa i także zaczyna używać cytatu z Pisma Świętego. Wybiera Psalm, a raczej wygodny dla siebie fragment. „Szatanie, przeczytałeś, że Syn Boży na rękach jest noszony, a nie czytałeś, że żmiję i bazyliszka deptać będzie? Lecz pierwsze podaje szatan jako pyszny, o drugim milczy jako chytry” – poucza św. Jan Chryzostom. Też tak postępujemy – zbyt często i zbyt łatwo stosujemy metodę wybiórczego czytania. A Jezus uparcie trwa przy nauczaniu Księgi Powtórzonego Prawa. Najpierw trzeba znać źródło, by można było iść dalej. W naszej duchowości chcielibyśmy zaczynać od tego, na czym inni kończyli. Nawet najwięksi mistycy małymi krokami, długą drogą dochodzili do pewnych rzeczy, borykali się z różnymi przeszkodami, zasmakowali co to głód za Bogiem i ciemność. A pamiętajmy też, że wszystko jest łaską. Czy nasza niecierpliwość nie jest swojego rodzaju wystawianiem Pana Boga na próbę? Jezus wie, że Bóg jest Jego Ojcem i zawsze troszczy się o Niego, nie musi tego sprawdzać. Przypominają się słowa bł. kard. Wyszyńskiego – „nie pytam po co, dlaczego, bo gdzie byłoby miejsce na zaufanie?” Tak, Aniołowie przyjdą i będą wspierać Jezusa, nie musi ich do tego prowokować. Jak bardzo wierzę Bożym Obietnicom? Jezus jeszcze później znajdzie się w podobnym położeniu. Bo nigdy nie ma tak, że możemy już zawyrokować – tyle prób przeszedłem, nic mnie już nie czeka, nic mnie nie zaskoczy itp. Nie. To dopiero byłaby z naszej strony pycha i pewność siebie. Gdy mowa Chrystusa nie spodoba się, mieszkańcy Nazaretu będą Go chcieli strącić, zrzucić – czyli doprowadzić do śmierci. Podobnie czyni zły. Także jego działanie ma taką właśnie intencje – doprowadzić do naszej zguby – w przeciwieństwie do działania Ojca niebieskiego, który jest Życiem i „Życie dającym”. Jezus uczy nas konsekwencji w działaniu. Podobnie jak wówczas na pustyni, tak i w tej wspomnianej scenie, nie daje się sprowokować, pozostaje niewzruszony. „Przeszedł obok i oddalił się” – tak opiszą to Ewangeliści. A przecież mógłby się zdenerwować i butnie powiedzieć – to teraz patrzcie, Ja wam udowodnię… Nie, nigdy nie uczynił znaku dla samego znaku czy dla obrony siebie. A jak często my dajemy się sprowokować słowom, sytuacjom… czy gdyby wtedy dał się zepchnąć i cudownie przylecieliby Aniołowie aby Go ocalić, czy to by w ogóle coś zmieniło w myśleniu przeciwników? Wątpliwe. Zauważmy jeszcze, że szatan „przeniósł” Jezusa z pustyni na róg świątyni jerozolimskiej. Jak często pozwalamy sobą manipulować, pozwalamy włożyć nam okulary fałszywego spojrzenia, ulegamy pozorom, wierzymy w nieprawdziwą rzeczywistość itp. Przecież obiektywnie, Jezus znajdował się na pustyni, nie w Jerozolimie. Ileż potrzeba modlitwy do Ducha Świętego by oczyszczał nasze spojrzenie, rozświetlał je nieustannie. Ojcowie Kościoła zobaczą w tej scenie jeszcze jedno pouczenie. Diabeł nastaje na wiernych Chrystusa także w miejscach świętych. Świętość też może być „pułapką”. Posłuchajmy św. Jana Chryzostoma: „Kiedy zaś ktoś jest nadęty (szatan względem nas ludzi wykorzystuje nasze słabe punkty, dobrze nas obserwuje i wyczuwa w jakim momencie i w co uderzyć), jakby był już świętym, wyprowadzany jest jakby do świątyni, a sądząc iż znajduje się na wyżynach świętości, znajduje się na narożniku świątyni”. Święty Ojciec zauważa także, że druga pokusa może wynikać z pierwszej – „zwycięstwo pokusy staje się racją wyniosłości”. Dlatego Jezus kuszony jest kolejny raz „abyś chętnie przystąpił do chwalebnej wstrzemięźliwości i być nie nabył fałszywej świętości”. A czym jest prawdziwa świętość? To pokora i wierność Bogu.

Trzecia próba. Szatan z jednej strony kłamie – nic bowiem do niego nie należy, Bóg jest Panem wszechrzeczy – ale z drugiej strony, w pewnym sensie, wyznaje prawdę (brzmi to paradoksalnie w odniesieniu do ojca kłamstwa) – bo faktycznie, nie od Boga pochodzą złe żądze panowania, dominacji, nieumiarkowanego bogactwa i chęć ciemiężenia innych dla własnych korzyści. A pełne tego są „królestwa ziemi”. „Lecz co dzieje się na świecie niegodziwego, to może diabeł dać. Nie może bowiem diabeł dać bogactw tym, którym chce, lecz tylko tym, którzy chcą otrzymać od niego” (św. Jan Chryzostom). Fałszywy był zapewne także sposób ukazania tych „dóbr” Chrystusowi. I to jest pokusa, której współczesny człowiek tak łatwo ulega. Pójść na kompromis by zyskać materialne korzyści – trochę powrót do pierwszej pokusy. Bez zadania sobie pytania o moralność, o cenę i konsekwencję takiego czynu. Pozornie pewnie zazna nieco złudnego szczęścia, tylko, co potem? Wróćmy do Raju – te same obudzone w prarodzicach żądze. A sięgając do wspomnianego już Kompendium KKK przeczytamy: „Człowiek kuszony przez diabła, pozwolił by zamarło w jego sercu zaufanie do Stwórcy i okazując Mu nieposłuszeństwo chciał być jak Bóg – ale poza Bogiem i nie według Boga” – osobiście, bardzo uderzył mnie drugi człon tego zdania. „Poza Bogiem i nie według Boga” – bo przecież Ojciec chce nam dać najlepsze dobra, przygotował nam mieszkanie w Wiecznym Królestwie… Wobec takiej pokusy, Jezus już mówi bardzo stanowczo (dlaczego nie zareagował tak od razu – przecież później nie będzie dyskutował ze złym gdy go będzie wypędzał z przyprowadzanych do Niego biednych ludzi? Zapewne, ze względu na nas, którzy, podobnie jak Ewa w raju „lubimy” wchodzić w dialog ze złym, dajemy się zwodzić. A może także po to by nauczyć nas wytrwałości wobec nieustępliwości złego i jego powtarzających się ataków?) – odpędza szatana od siebie przypominając kto jest Panem, Królem królów. To pokazuje jak stanowczym trzeba być wobec propozycji kompromisów ze złym. Nie można wyprzeć się Boga. Za żadną cenę. Trzeba nieustannie pamiętać, kto jest moim Panem, Królem mojego życia – i trzeba tą pamięcią, to świadomością żyć szczerze. Posłuchajmy jeszcze raz św. Jana Chryzostoma w duchu powrotu do dziedzictwa pozostawionego nam przez Ojców Kościoła – „gdy diabeł mówił Mu: jeśli jesteś…, Chrystus nie był tym poruszony ani też nie zganił szatana. Teraz zaś gdy diabeł przypisał sobie cześć właściwą Bogu, rozgniewał się i odrzucił go. Uczy nas w ten sposób, abyśmy nasze niesprawiedliwości wielkodusznie znosili, nawet zaś nie słuchali niesprawiedliwości wyrządzanych Bogu”.

I przybyli Aniołowie i usługiwali Panu. I żeby do tego doszło, nie trzeba było ulegać pokusom, niczego udowadniać czy wymuszać na Bogu. To przybycie Aniołów jest obrazem radości całego Nieba, które świętuje to jak człowiek z pomocą Łaski pokonuje szatana i jego zakusy. Wtedy człowiek taki staje się chwałą Boga – przyodziany w przepiękną szatę czystości, w wieniec wierności, który jest najpiękniejszą, najcenniejszą koroną. 

„Unikaj wyniosłości serca, a nie doznasz zniszczenia” – jako rzekł św. Jan Chryzostom. W liturgii I Niedzieli Wielkiego Postu ta perykopa poprzedzona była śpiewem słynnego Psalmu Dawidowego – Zmiłuj się nade mną Boże… Jeden wers w tym kontekście uderza w szczególny sposób – „wzmocnij mnie Panie duchem ofiarnym”. Można to dołączyć do wskazówki Świętego Ojca. Niewątpliwie serce gotowe do ofiary, do wyrzeczenia, zapomnienia o sobie, postawa nastawiona na gotowość do niesienia pomocy innym, duch ukierunkowany całkowicie na Boga – jest to naszą siłą, wzmocnieniem, murem obronnym. Jest też łaską, o którą trzeba prosić i z którą trzeba współpracować, bo przecież pewne rzeczy wyrabiamy w sobie, nic nie przychodzi od razu… .

s. M. Teresa