XXVII Niedziela zwykła (rok C)

„Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności” – to orędzie Habakuk ma wyryć na tablicach, tak aby można je było łatwo odczytać. To odpowiedź Pana na skargę Habakuka, który oczekuje na Pana, czeka na Jego pomoc, woła do Niego. „A sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności” – właśnie temat wiary i wierności jest przesłaniem dzisiejszej liturgii Słowa. Pan, prorokowi, który lamentuje, że woła Pana, a On nie odpowiada, odpowiada, że to wiernością ma się wykazać, to wierność będzie jego życiem.

Jednak pragnienie wiary – która jest przecież łaską od Boga – może być również przyczyną zachłanności. Chciwość nie dotyczy tylko i wyłącznie dóbr materialnych, ale również dóbr duchowych. Apostołowie wołają do Jezusa: „Dodaj nam wiary” – znamy to wezwanie w innym tłumaczeniu: „przymnóż nam wiary”. To z jednej strony piękne wezwanie, pokazujące, że o tę łaskę wiary winniśmy się nieustannie modlić, ale z drugiej strony, może rodzić to małą wątpliwość: dlaczego w ten sposób Apostołowie prosili Jezusa? Czy dlatego właśnie – w duchu pokory – że pojmowali, jak sami z siebie są „niewystarczalni”, czy dlatego, że chcieli po prostu coraz więcej, jakby postrzegając wiarę w również w magiczny sposób: gdy będą jej mieli więcej, będą mogli więcej działać.

Rodzi się jeszcze jedno pytanie: jak można „zmierzyć” wiarę? Chcemy jej „więcej”, ale cóż to naprawdę znaczy? Przecież tego nie da się zmierzyć, przeliczyć – pozostaje jakieś wewnętrzne poruszenie serca, które czuje swoją słabość i wyciąga pokornie dłoń w tym geście prośby i zależności. Choć Bóg „jest zawsze większy”, to niejako domaga się naszego zaangażowania w tę relację, domaga się zaangażowania rozumowego – dlatego wiary nie opieramy na emocjach, które, choć mogą jej towarzyszyć i pojawiać się, nie mogą być jej miernikiem i „recenzentem”, bo wówczas jakże bardzo subiektywne by to wszystko było. To autorytet Boga sprawia, że za prawdę przyjmujemy objawione słowo. Wiara to również budowanie relacji. Św. Augustyn wyróżnił trzy stopnie wiary: pierwszy to wiara w to, że Bóg jest (credo Deum esse) – wierzę siłą rozumu. To swoisty początek – przyjąć, uwierzyć, że Bóg jest. Od tego wszystko się rozpoczyna. I jak się zdaje, tę wiarę mieli Apostołowie. Poszli za Jezusem, Piotr wyznał, że jest to Mesjasz, mówili do Niego „Panie”. Więc może ich prośba to jak wołanie o łaskę następnego „stopnia”: św. Augustyn mówi dalej: credo Deo, czyli „wierzę Bogu”. Tu już mamy konkretną relację osobową. Wiara jest cnotą nadprzyrodzoną, wewnętrznym usposobieniem duszy. „Dodaj nam wiary” – wołali Apostołowie. Czy możemy to tak odczytać: umocnij nas w relacji z sobą? Dalszy jednak ciąg tej perykopy jest wskazaniem na temat pokornej służby, pokornego wypełniania swojego zadania, powołania. Owa wiara zarówno w Boga jak i Bogu nie powinna być pojmowana przez człowieka jako „łaską”, którą on wyświadcza Bogu – jakby to, że Mu wierzy było „wielkim wyczynem”. Nie. To Bóg nam wyświadcza łaskę zapraszając do takiej komunii z sobą. To Bóg wyświadcza nam łaskę, gdy wspomaga nasz rozum darem wiary. Udzielona przez nas odpowiedź – jakkolwiek nam mogłoby się to wydawać inaczej – nie jest niczym nadzwyczajnym, przeciwnie, jest naturalnym efektem. Bóg jest Miłością, a na miłość można tylko odpowiedzieć miłością – ta zaś również wynika z wiary. Wierzę i kocham. Kocham, bo wierzę. To samo z nadzieją. I jest jeszcze trzeci stopień, o którym mówi św. Augustyn: „credo in Deum” – wierzę dla osiągniecia Boga, aby być z Nim – wiara ma nas prowadzić do zjednoczenia z Bogiem. To zjednoczenie dokonuje się właśnie dlatego, że Mu wierzę. Ten sam święty powie, że nie moglibyśmy wierzyć, gdybyśmy nie mieli duszy rozumnej. Widzimy więc, jak potrzeba pełnego zaangażowania całego człowieka. Wiara jest szczególnym zwrotem w bycie człowieka. W hebrajskim znaczeniu, wierzyć to stać przy Bogu. Tylko stając przy Nim, stojąc przy Nim, możemy „zrozumieć” i się ostać – możemy zrozumieć ponieważ patrzymy wówczas z tej samej perspektywy. To tworzy szczególną relację. To ona pozwala się właśnie ostać. Do tego Pan zaprasza Habakuka – aby spojrzał na to, co się dzieje z Jego perspektywy, stanął nie naprzeciwko Niemu, ale obok Niego.

Apostołowie proszą o wiarę, a może trzeba nam raczej prosić o pokorę, która pomoże także dostrzec owo „ziarenko gorczycy”? Chcemy coraz więcej, ale czy dostrzegamy to „maleństwo”, które mamy? Pogardzamy tym, czy doceniamy? Pamiętam także, jak kiedyś rozważając ten fragment zwróciłam uwagę, że przecież zarówno określenie: „dodaj” jak i „przymnóż” zakładają, że coś już jest i teraz do tego chcemy coś dołożyć. Czyli Apostołowie założyli, że już „mają” wiarę, chcą jednak więcej. To ciekawe, że Jezus nie odpowiada im wprost, ale zwraca uwagę na pokorę. Jego uczniowie są powołani do służby – to dlatego z wiarą mają iść przez świat, głosić Dobrą Nowinę i jak Jezus przywracać zdrowie (o czym czytamy przecież we fragmencie o posłaniu uczniów). Mają iść, ale w totalnej wolności, czyli bez oczekiwania czegokolwiek. Bo służba to nie oczekiwanie nagrody. To ofiarowanie siebie, wypełnienie powołania. Św. Paweł wzywa Tymoteusza, aby „na nowo rozpalił charyzmat”, jaki otrzymał. My również wezwani jesteśmy do nieustannego odnawiania się w powołaniu oraz w relacji z Bogiem. Do odnawiania się w wierze i w pokorze. Ani wiara, ani to, co czyni w racji naszego powołania, nie być dla nas powodem do oczekiwania na jakąkolwiek gratyfikację. Przecież nie robimy tego dla ziemskiej nagrody. Jedyne czego pragniemy to tej nagrody w skarbcu niebieskim. „…lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii mocą Bożą!” – pisał św. Paweł. Wziąć udział „w trudach i przeciwnościach” – to nie brzmi na początek zachęcająco, ale może właśnie ma nas niejako orzeźwić, przebudzić. Nie zaszczyty i chwała – ale trudy i przeciwności. Różne są rodzaje tych trudów – to zarówno te zewnętrzne, które pewnie jako pierwsze przychodzą nam na myśl, ale to także te wewnętrzne: wejść w relację z Panem, to również zgoda na to, że czasem ogarnie nas ciemność, że będziemy się także wewnętrznie zmagać – tak jak Jezus zmagał się w Ogrodzie Oliwnym owej pamiętnej nocy naszego zbawienia. Lecz to z pomocą Ducha Świętego mamy – jak pisze Apostoł Narodów – strzec „dobrego depozytu”. Nikt bowiem bez pomocy Ducha Świętego nie może wyznać, że Jezus jest Panem. W innym swoim liście św. Paweł napisał, że biada mu, gdyby nie głosił Ewangelii – nie czyni tego dla żadnych korzyści, ale wypełnia powierzone mu zadanie.

„Dodaj nam wiary”, „przymnóż nam wiary, Panie” – to więc dobre i cenne dla nas również wołania, prośby, o ile jesteśmy świadomi motywacji, z jakimi je wznosimy. Jeśli jest to z naszej strony prośba o pogłębienie, ożywienie i umocnienie relacji z Bogiem, to jest to przepiękna prośba, która nigdy nie powinna w nas ustawać. Ale jeżeli prosimy, aby coś „poczuć”, albo samemu czymś „błysnąć”, popisać się przed innymi – to nie jest to właściwa postawa. Miejmy raczej pragnienie, abyśmy potrafili stanąć przy Panu i patrzeć z takiej perspektywy na nasze życie, na to wszystko, co dookoła nas, co w nas również, z jakiej On na to wszystko patrzy. A jest to także perspektywa miłości i jednego pragnienia: abyśmy dostąpili zbawienia. To nasze uświęcenie jest wolą Boga, który dziś także, przez usta psalmisty, prosi nas, abyśmy nie zatwardzali naszych serc, lecz raczej stawali wobec Niego z uwielbieniem i dziękczynieniem, z radością. I nie bójmy się tego. Św. Franciszek z Asyżu bardzo zwracał na to swoim braciom uwagę: aby nie przywłaszczali sobie dóbr duchowych, nie przypisywali sobie zasług, ale właśnie wszystko odnosili do Boga mówiąc, jak w dzisiejszej perykopie: „słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” – oraz wzywał: „bracia, zacznijmy od nowa, bo do tej pory nic nie zrobiliśmy”.

Panie, tak, dodaj mi wiary, to znaczy złącz mnie z sobą – coraz mocniej, coraz bardziej – na dziś i na zawsze.

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA