XXVI Niedziela zwykła (rok B)

„Także od pychy broń swojego sługę, by nie panowała nade mną.” – ten wers z Psalmu, którym modlimy się tej niedzieli wyznacza duchową ścieżkę całej liturgii Słowa. Najpierw w pierwszym czytaniu Mojżesz gani Jozuego, który zwrócił uwagę, że dwaj mężowie prorokowali w obozie, a następnie w Ewangelii jesteśmy świadkami podobnej sceny, która rozegrała się między Jezusem a Janem Apostołem. Uczeń chciał, by Nauczyciel ( specjalnie używam zestawienia takich określeń) poparł, to, że oni zabraniali komuś- Jan nawet nie zadał sobie trudu, by poznać owego człowieka, w jego tonie i postawie od razu dominuje wyższość- wyrzucać złe duchy w imię Jezusa, bo „nie chodzi z nami.” To tak jakby Apostoł uważał ich grupę za społeczność zamkniętą, ekskluzywną, a tymczasem uczniowie „wzięci z ludu, dla ludu” są wybrani i ustanowieni, do ludu posłania, w duchu braterstwa, a nie do dominacji. Dar powołania może sprawić w sercu to poczucie bycia lepszym, kimś wyjątkowym, ale przecież, to jest łaska a nie zasługa wybranego. Jezus nie odmawia godności swoim Apostołom, ale owa godność wynika z ich relacji z Panem. Jak mówi: kto poda im kubek wody, „dlatego, że należycie do Chrystusa”, ten dlatego otrzymana nagrodę. Znów Pan jakby kierował nasze spojrzenie dalej. Tu nie chodzi o „wielkość” Apostołów, ale o ich przynależność do Chrystusa.

Św. Jakub w odczytanym fragmencie Listu zwraca uwagę – w mocny i jaskrawy sposób – bogaczom, którzy w swojej pysze i wyniosłości stali się oprawcami, krzywdzicielami innych, najczęściej słabych i ubogich. Tymczasem całe to ich mienie, bogactwo, w którym upatrywali swoją godność i zabezpieczenie, przepadnie, zbutwieje, będzie żerem dla moli, ich zaś czekają utrapienia. Postępowali od złego czynu do następnego. Przekroczyli najważniejsze przykazania- bogactwo stało się dla nich bożkiem i przyczyną przekraczania miłości bliźniego. I możemy to wszystko rozumieć w kategorii materialnej, doczesnej, ale jeżeli ten fragment „oświetlimy” pozostałymi czytaniami, może nam się nasunąć (i wydaje się, że słusznie) refleksja, że to  też przestroga przed duchowym bogactwem, duchową pychą. Jan uważa, że ( podobnie jak wcześniej Piotr) może mówić Nauczycielowi, co ma czynić i po ludzku tworzyć grupę uczniów. A kto mi dał mandat wykluczania kogoś z prawa do relacji z Panem? Pycha duchowa jest równie niebezpieczna jak przywiązani do dóbr materialnych i poczucia, że przez nie ma się władze i można bezkarnie wszystko czynić. Wszystko aż do „ potępienia i zabicia sprawiedliwego”. Wers ten tradycja odnosić będzie do Jezusa, który właśnie jako Sprawiedliwy „nie stawiał oporu”. A czy my naszymi różnymi postawami w sercu nie „ potępiamy i zabijamy sprawiedliwego”?

Jezus wychowuje swoich uczniów. Mówi o otwartości ich Wspólnoty, przypomina zarazem o ich godności, która przecież również jest zobowiązująca. Ale przypomina także o odpowiedzialności za innych, aby nie być powodem zgorszenia. Jan i inni oburzyli się, bo ktoś kto nie chodził z nimi ( pytanie, jak rozumieć to określenie „z nimi”, bo nie tyle z uczniami ma chodzić, ile z Panem i za Nim), czynił dobro w Imię Jezusa. I tak zgorszył się innym, a Jezus zaraz potem kieruje do uczniów przestrogę, którą winni wziąć do siebie, a nie do innych. Bo jest ona do każdego, tylko trudno ją w ten sposób usłyszeć, gdy w sercu panuje duchowa pycha i wyniosłość. Dlatego Psalmista modli się również: „oczyść mnie z błędów przede mną ukrytych”. A Jezus jest bardzo radykalny w swojej mowie. Oczywiście, nie traktujemy jej dosłownie, nie jest ona zachętą do samookaleczenia czy robienia sobie fizycznej krzywdy. Jest to jednak jasny obraz, jasne przesłanie, że z grzechem, ze złem, nie negocjuje się, w tej walce potrzeba zdecydowania. Radykalne czyli całkowite odrzucenie grzechu, ale także sposobności do niego. To nazywamy nieustanną pracą nad sobą, która dokonuje się także w szczerym rachunku sumienia i jest poszukiwaniem prawdy o nas samych. I pewnie, to zmaganie nie dzieje się łatwo, w jakimś sensie ponosimy straty i rany (obraz np. odciętej ręki), ale Pan nam dziś mówi, że lepiej ponieść te straty tutaj (np. opanowanie żądzy posiadania czy niekontrolowanej namiętności, pożądania, zakłada utratę, brak czegoś- ale ta rezygnacja prowadzi do wolności), niż gdyby cena za brak owej straty miałoby być utracenie życia wiecznego w królestwie niebieskim. Jezus wymienia trzy części ciała- rękę, nogę  i oko. One też coś symbolizują. Ręka kojarzy się z czynem, z działaniem. Noga- to narząd ruchu, a oko- nim patrzymy, jest nazywane zwierciadłem duszy. Rodzi to pytanie: jakie działania mogą nie podobać się Panu? W Ewangelii wg św. Mateusza czytamy, by jedna ręka nie wiedziała, ci czyni druga. A może są jakieś czyny, które wykonujemy jedynie na pokaz? Gdy ich zaprzestaniemy, być może utracimy pogłos, poklask i chwałę,  ale tak naprawdę zyska wówczas nasze człowieczeństwo. Stworzeni przez Tego, który jest Prawdą, do prawdy jesteśmy powołani. Jezus o sobie powiedział, że jest drogą. Czy ja chodzę drogami Ewangelii? Czy spieszę, by pomóc bliźniemu? A może jestem obojętny jak lewita i kapłan z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie? A może czekam tylko, aby to inni mnie nosili? Droga zakłada wybór, nieraz również opowiedzenie się po jakiejś konkretnej stronie. Jezus nieustannie zaprasza swoich uczniów do wolności. Umiejętność samokrytyki, autorefleksji i korekty swojego postępowania, więc i panowanie nad sobą, także wpisują się w tę wolność. Także we wspomnianej już Ewangelii wg św. Mateusza, Pan powiedział, że każdy kto już jedynie pożądliwie spogląda  na kobietę dopuścił się grzechu. W miejsce „kobiety” możemy wstawić tak wiele innych osób, rzeczy i spraw.

Dzisiejsza liturgia Słowa przypomina zarazem, że wszystko ma swoje konsekwencje. Biorąc pod uwagę jeszcze inne ewangeliczne fragmenty, możemy wysnuć taką myśl, że Pan tymczasowo jakby „zgadza się”, by ktoś kto nie był z nimi, a nie jest przeciwko nim, był z nimi – ale gdzie indziej powiedział, że kto nie jest z nimi rozprasza. Pan daje szansę, aby się do Niego dołączyć. Niemniej zdania te wydają się jakby sobie zaprzeczały. Ostatecznie przyszedł po to,  aby w jedno zgromadzić rozproszone owce. Widzimy ile nieraz zamieszania wywołują fałszywi prorocy, podszywający się pod Imię Jezusa, albo siebie czyniący bożkami. Niemniej także bywa i tak, że sprawcami owego zamieszania są uczniowie Chrystusa. Rozdziały, podziały, kierowanie się żądzą, nieuporządkowana i źle przeżywana zazdrość – to prowadzi do zamieszania. A przecież odkryte i dobrze uświadomione uczucie zazdrości pokazuje nam prawdę o nas – zazdrościmy tego, co jest dla nas ważne; możemy dowiedzieć się, co jest dla nas ważne, zweryfikować to i uporządkować. Kiedy przyjrzymy się postaci Jozuego i Jana, możemy powiedzieć, że dla nich relacje- odpowiednio – z Mojżeszem i Jezusem były tak bardzo ważne.

Zdanie mówiące o tym, że Jozue „od młodości był w służbie Mojżesza” nasunęło mi skojarzenie ze starszym synem z przypowieści o marnotrawnym synu czy raczej o miłosiernym Ojcu. Ów starszy syn także był  zazdrosny, pragnął a nie dostrzegał, że on od dawna i zawsze miał to wszystko na wyciągnięcie ręki. Sam nie brał i złościł się, gdy otrzymał to jego młodszy brat. Uczniom Jezusa nie zawsze udawało się wyrzucić złego ducha, a tu komuś się udaje. To naturalnie pewnie rodziło zazdrość. Jednak postawa „zabronienia” nie jest postawą konfrontacji, odkrycia prawdy, zmierzenia się z nią i wzrostu. To, że podobne sceny znajdujemy i w Starym Testamencie, niemal na jego początku (w jakiejś mierze można by tu przywołać także historię Abla i Kaina) oraz potem w Nowym Testamencie, a i w Dziejach Apostolskich i w historii św. Pawła,  wspólnot do których pisał też możemy coś o podobnym wydźwięku odnaleźć, pokazuje nam, że zawsze będziemy mierzyć się z pokusami, z zazdrością, z różnymi pożądaniami i ambicją. Nic nowego – powiedziałby Kohelet. Dlatego nie popadajmy w przerażenie, ale pozwólmy, by nasze życie opromieniło Boże Słowo, rozświetlało nasze drogi i ujawniało to, co w  nas ukryte.

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA