XXIII Niedziela zwykła (rok C)
Wspaniały jest fragment z Księgi Mądrości, który otwiera dzisiejszą liturgię Słowa Bożego. Natchniony autor pyta: „Któż z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana?” Dalej natomiast daje odpowiedź, że to poznanie, ta prawdziwa mądrość jest darem Boga, że to Duch Święty, Boży Duch, ukazuje nam ścieżki życia, poucza. „I tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie miłe, i zostali ocaleni przez Mądrość”. Ta mądrość to nie nasze ludzkie kalkulacje, ale otwarcie na działanie Boga, otwarcie na Jego łaskę. I o tym zdaje się być właśnie dzisiejsza liturgia Słowa. Potrzebujemy tej mądrości, nie da się iść przez życie niejako na oślep. Nie da się iść tak bez rozwagi, bez zastanowienia, namyślenia. Owszem, pewnie można się jakoś oszukiwać, udawać, że to my jesteśmy „panami”, „właścicielami” życia i wszystko zależy od nas – ale to nie tak. Taki obraz rzeczywistości to tylko iluzja, złudzenie, któremu jednak często ulegamy.
Dzisiejsza ewangeliczna perykopa ma nas niejako zatrzymać, „zastopować”. Łatwo coś zadeklarować tak pod wpływem chwili, emocji, albo też tylko dlatego, że ktoś od nas czegoś oczekuje. Albo bo nam się wydaje, że damy sobie sami radę, że to my w sobie mamy siłę i właśnie, od nas wszystko zależy. Kiedy czytałam ten fragment zapisany przez św. Łukasza, pomyślałam, że Pan chce nas przez te wersy zachęcić do zatrzymania, ale również do dostrzeżenia, że nasze życie składa się z pasm decyzji i wyborów. Pan chce nas również zaprosić do poznania prawdy o sobie. Takie zatrzymanie i poznanie siebie nie jest egoistycznym skupieniem na sobie, ale właśnie otwiera nas również na prawdziwą relację z Bogiem. To prawda jest przestrzenią tego spotkania. To prawda sprawia, że nasza pobożność to nie tylko formuły, zwyczaje i przyzwyczajenie, coś co trzeba wypełnić, wykonać, ale to autentyczna relacja, w której potrafimy również przyznać się do swoich słabości, powiedzieć o tym, co nas boli, czego jeszcze nie rozumiemy i tak dalej. Każdy szuka w życiu szczęście. Autor Księgi Mądrości pokazuje, że prawdziwa mądrość i szczęście jest na ścieżce Pana; jest wówczas, gdy odkrywamy Jego wolę i za nią idziemy.
„Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?” – pyta Jezus przywołując obraz tak dobrze nam znany z naszego życia. Jezus nie obrazi się na nas, jeżeli można tak powiedzieć, jeśli w szczerości przyznamy się do naszych słabości i powiemy, że właśnie nie mamy „na wykończenie”. To nie ma nas „zdołować”, ale właśnie zmotywować, aby jeszcze bardziej zaufać Panu. Nosimy w sobie wiele braków i nie trzeba tego przed sobą samym ukrywać. To nie wstyd. To poznanie siebie ma także funkcję ochronną – znamy swoje możliwości, wiemy, że potrzebujemy Bożej łaski, więc to pokora powinna być naszą postawą, a nie pycha i butna duma. Jesteśmy jak dzieci, a naszym Ojcem jest sam Bóg i On naprawdę chce się o nas zatroszczyć, tylko musimy Mu na to pozwolić.
„Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu?” – mówi dalej Chrystus. Przywołuje w tym przykładzie postać króla. Najpierw był budowniczy, robotnik, a teraz król, ten, który rozporządza także innymi, panuje, dominuje. Każdy z nas potrzebuje tego poznania siebie. Ciekawe jednak jest to, że Pan używa do przekazania swojej nauki obrazu budowania i walki. Nasze życie jest budowaniem – tu na myśl przychodzi przypowieść o budowle wzniesionej na skale albo na piasku, czyli o odpowiedzi na Boże słowo i postawa wobec niego: wypełniać, żyć nim, czy tylko wysłuchać i pójść dalej? A obraz walki? Życie jest bojowaniem – przeczytamy na kartach Starego Testamentu. Toczymy wiele walk – zmagamy się w relacjach, walczymy również sami ze sobą, a tak często te walki są właśnie o prawdę, są jak kołysanie się między prawdą a spychaniem jej, ukrywaniem siebie. To przecież także walki duchowe, walka z grzechem, walka starego z nowym człowiekiem. W nich nie ma miejsca na pochopność, ale to właśnie pokora „nakazuje” niejako usiąść, zatrzymać się. W naszym życiu nie może zabraknąć przestrzeni na refleksję, która jest jednocześnie spotkaniem z Bogiem. Św. Klara pisała o Chrystusie jako o „Zwierciadle”, w którym mamy się przeglądać, w którym mamy widzieć Bożą miłość. To zapatrzenie staje się źródłem pokrzepienia, umocnienia, a także jest źródłem poznania, mądrości i zrozumienia. To życie Jezusa jest dla nas ostatecznym i najważniejszym drogowskazem. To On z nami chce budować tę wieżę, On z nami chce walczyć, aby ukształtował się w nas „nowy człowiek”.
Jezus zaprasza nas tą nauką do przyjęcia odpowiedzialności oraz do swoistego rodzaju rzetelności. Wiara, relacja z Nim, to nasza wolna odpowiedź – nie lekkomyślność, ale właśnie odpowiedzialność. Bo za tą odpowiedzią idą również konkretne zobowiązania (tak samo jak z budową czy wyruszeniem do walki związane są różne konsekwencje). Zdolność do bycia odpowiedzialnym to jedna z cech człowieczeństwa, wielkości człowieka. Z tą odpowiedzialnością idzie w parze również świadomość. Ta perykopa rozpoczyna się i kończy zdaniem o wyrzeczeniu. W kontekście budowniczego i króla, możemy je odczytać jako wezwanie do porzucenia fałszywego obrazu o swoich możliwościach, ale także do tego, aby porzucić fałszywy obraz Boga, jaki w sobie być może jeszcze nosimy. Pan nam niczego nie chce narzucać, On nie zniewala – Jego miłość, choć zawierająca w sobie również wymagania – daje nam najbezpieczniejszą wolność. „Wyrzec się wszystkiego” – czy pamiętamy przypowieść o bogatym człowieku, który wrócił zasmucony w swój świat, bo był tak przywiązany do swoich licznych posiadłości? Jezus daje wolność i do tej wolności zaprasza. My jednak stajemy wobec pytania, co dla nas jest najcenniejsze, najważniejsze w życiu? A może nawet warto zapytać się, dlaczego chcemy „budować wieżę”, „wyruszać na wojnę”? O co chodzi w tym pytaniu? O motywacje mojego podążania za Jezusem, o motywacje mojej religijności, pobożności – czy nie jest ona przypadkiem jakąś ucieczką, jakąś fasadą, za którą chcemy się skryć, jakimś pozorem na potrzeby środowiska, otoczenia; nałożoną maską, przybraną rolą? A może podchodzimy do tej relacji bardzo interesownie wciąż tylko czegoś oczekując? A może chodzi o emocjonalne doznania, o uczucia – i tak jesteśmy z Panem tylko przez chwilę, gdy to nam jest dobrze, a tymczasem Pan przygotować chce nas na Golgotę i Zmartwychwstanie.
Ewangeliczny fragment rozpoczyna się od mocnych słów: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem”. To właśnie to: konfrontacja z pytaniem kto, co, jest dla mnie najważniejsze? „Wziąć swój krzyż” to wziąć swoje życie, przybrać postawę odpowiedzialności. Za Jezusem można iść tylko będąc wolnym, można iść tylko w wolności. Iść z Nim to mieć tylko Jego za jedyne „ubezpieczenie” – a nie ludzkie układy, choć przecież psalmista pisał: „nie pokładajcie ufności w człowieku, nie pokładajcie ufności w książętach”. Drugi człowiek jest dla nas darem i poprzez niego Pan również do nas przychodzi, nieraz objawia swoją opatrzność i troskę o nas. Relacje z drugą osobą są bardzo ważne, ale relacja z Bogiem jest tak bardzo niepowtarzalna i wyjątkowa. Jezus oczywiście „nie zachęca” nas do nienawiści, absolutnie! Nie czytamy tych słów dosłownie, literalnie. Chodzi o wolność. Św. Paweł, „stary Paweł”, w czytamy dziś fragmencie listu do Filemona, w kontekście przyjmowania drugiego, pięknie zwraca uwagę: mógłby nakazywać opierając się na powadze swojego urzędu, ale on raczej prosi – choćby to miało być uznane za słabość – a czyni tak dlatego, aby dobry czyn nie był z musu, pod przymusem, ale z dobrej woli, jako podjęty świadomie, tak z serca. To pięknie współgra z przesłaniem tej ewangelicznej perykopy. Czy więc dobrowolnie decyduję się iść za Jezusem, przyjąć Go? A także przyjąć siebie w prawdzie, przyjąć prawdę o sobie – Chrystus mówiąc o „nienawiści” siebie nie deprecjonuje nas, naszego człowieczeństwa i godności, nie chce, abyśmy siebie pomijali, ale szanując siebie jednocześnie umieli „zostawić” siebie dla Niego.
„Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca” – modlimy się w dzisiejszym Psalmie. Naucz nas, Panie, cenić i szanować nasze życie pamiętając o kontekście życia wiecznego, o naszym ostatecznym powołaniu jakim jest komunia z Bogiem. „Mądrość serca” zdobywa się z czasem, wraz z kolejnymi doświadczeniami, wydarzeniami, spotkaniami – właśnie w przestrzeni takiej refleksji, kiedy tak ten ewangeliczny budowniczy siadamy, aby wszystko rozważyć. Prośmy Pana z ufnością Psalmisty: „Nasyć nas o świcie swoją łaską, abyśmy przez wszystkie dni nasze mogli się radować i cieszyć. Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami i wspieraj pracę rąk naszych”. Świt przywołuje na myśl Zmartwychwstania. Powstajemy z Panem do nowego życia, w którym może rozwijać, dojrzewać „nowy człowiek”, który doświadcza prawdziwej, głębokiej radości i może się cieszyć łaską Pana, Jego obecnością i mądrością. Niech Pan wspiera naszą pracę, dzieło rąk naszych, bo to wraz z Nim chcemy wszystko „przemyśleć”, „przeliczyć”. Ucieszyć się o świcie nowego dnia Jego bliskością…
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA
