XXII Niedziela zwykła (rok B)

„Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie” – słyszymy to zdanie we fragmencie Listu św. Jakuba przywołanym tej  niedzieli. Myślę, że w jakimś sensie to zdanie określa całe przesłanie liturgii Słowa dwudziestej drugiej niedzieli zwykłej. Mojżesz powiedział do ludu, aby słuchali praw i nakazów, które lud otrzymał, aby żyć i dojść do ziemi obiecanej im przez Pana. Prawo Pańskie zostało ukazane jako droga, jako gwarancja bezpieczeństwa, coś co wytycza szlak w naszej codziennej pielgrzymce.

Zarówno jednak Mojżeszowi, jak i Apostołowi Jakubowi chodzi o pouczenie wiernych, że słowo nie może pozostać „martwe”. Dla nas nowe światło na „słowo” rzuciło misterium Wcielenia, w którym „Słowo stało się Ciałem”. Nasze życie, człowieczeństwo, kształtujemy nie tyle wypowiadanymi słowami (choć mają one wielki wpływ i siłę manipulacji), ale konkretnymi czynami. Na nic się nie przyda nie wiadomo jak długa lektura, rozważania i dyskusje, jeżeli za tym nie pójdą czyny. To jak właśnie to ewangeliczne obmycie zewnętrznej strony kubka, a pozostawienie brudną część wewnętrzną. Wiele wysiłku wkładamy w wygląd zewnętrzny, a Słowo zaprasza nas tej niedzieli do głębszego spojrzenia. Co kryje się pod tym – pozornie może tylko – doskonałym obrazem zewnętrznym? Każdy z nas ma swój ideał życia, obranej drogi – i pewnie już niejednokrotnie odkryliśmy, że dużo łatwiej jest jakoś ten ideał „uzewnętrznić”, zewnętrznie do niego dążyć, ale nieraz wówczas  pojawia się taki wewnętrzny zgrzyt, bo coś nam w środku mówi, że to nie jest już ideał osiągnięty, choć zewnętrznie ktoś mógłby powiedzieć, że „o, jaki idealny”. Ten zgrzyt między tym, jak to wygląda w naszym wnętrzu, a zewnętrznym wizerunkiem pewnie będzie nam towarzyszył do końca, i chyba dobrze, że tak będzie. Bo ten zgrzyt nie pozwoli nam się zatrzymać, będzie wciąż motywował do pracy nad sobą.

Ale o co chodzi z tym „wnętrzem”? Jest to jak mówi Ewangelia „serce ludzkie”, z którego pochodzą złe myśli i inne złe czyny; to nasza wola, nasze decyzje, postanowienia. Zewnętrzne tylko przestrzeganie praktyk i zwyczajów nie chroni nas, nie zachowa naszej „czystości”. Pan wyraźnie powiedział: „Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”. Jeżeli moje serce jest czyste, zjednoczone z Panem, zasłuchane w Jego Słowo, nie muszę się lękać tego, co zewnętrzne.

Dzisiejsza liturgia Słowa zaprasza nas także, jak sądzę, do refleksji i głębszego spojrzenia na różne praktyki, na tradycję i zwyczaje. To nie one stanowią cel sam w sobie. One, ich przestrzeganie, ma nas doprowadzić do celu. A tym najważniejszym celem jest zbawienie. Nie można skupiać się jednak wyłącznie na nich, niejako je tak biernie realizując – bez wewnętrznej pracy, bez zastanowienia. Faryzeusze gorszyli się, bo uczniowie Jezusa nie zachowali jednego ze zwyczajów. Odrzucali Jezusa, bo „łamał” szabat. Byli tak skupieni na zewnętrznym przeżywaniu wiary, że nie widzieli niczego więcej. Jak łatwo jest więc takim powierzchownym spojrzeniem przekreślić kogoś. Łatwo jest czcić Pana wargami, a jednak sercem być od Niego daleko – jak wyrzucał to ludowi prorok Izajasza i jak mówił też Pan. Łatwo jest wypowiadać słowa, a potem? Rozważaliśmy to poprzedniej niedzieli – wielu wiele deklarowało, ale kiedy nauka Jezusa stawała się coraz trudniejsza, zaczęli odchodzić. Jednak to bez dobrze uformowanego wnętrza, nie ostaniemy się w obliczu zewnętrznych ataków. Faryzeusze mieli „czyste” ręce, ale tymi rękoma policzkowali Jezusa i doprowadzili do Jego ukrzyżowania. Czasem też takie zbyt rygorystyczne podejście do formy, bez refleksji i zagłębienia się w treść, może zamknąć serce na natchnienia, poruszenia Ducha Świętego, na taką duchową spontaniczność. Zauważmy również, że Jezus sam powiedział, że nie przyszedł znieść Prawa i Proroków, ale wypełnić je. „Wypełnić” czyli z jednej strony „wykonać”, urzeczywistnić w swoim życiu, objawić je, wykonać ten Boży zamysł. Ale z drugiej strony to również oznaczać  „napełnić” –  Jezus Prawo wypełnił sobą. Św. Paweł określił to: na życie i nieśmiertelność Pan rzucił światło przez Ewangelię. To właśnie ewangeliczną nauką powinniśmy to wszystko rozjaśniać, tłumaczyć. Widzimy to na przykładzie rozumienia szabatu i tego pytanie, czy wówczas można życie ocalić, uczynić coś dobrego. Albo jak podczas sceny, gdy głodni uczniowie zrywali kłosy. To nie człowiek został stworzony dla Prawa, ale to Prawo, przykazania, ewangeliczne rady i błogosławieństwa, zostały dane dla człowieka, zostały dane człowiekowi, by pomagały mu podążać właściwą drogą do zbawienia, aby się człowiek (otrzymawszy również dar wolności) nie pogubił się, nie zabłądził.

Jezus kiedy tłumaczy zachowanie swoich uczniów, oczywiście nie popiera lekceważenia Prawa (ani nie neguje potrzeby mycia rąk przed posiłkiem) – ale uczy je odczytywać.  Kiedy w Edenie pierwsi ludzie sięgnęli po „zakazany owoc”, uczynili to, bo dali sobie wmówić, że to Boże polecenie ich ogranicza. Nie pojęli, że było ono dane dla ich ochrony.

Mojżesz przedstawia Prawo i Pańskie nakazy jako powód do chluby. Słuchać ich i postępować według nich ma być dla ludu powodem do satysfakcji, do chluby, a inni widząc takie zachowanie, uznają w nich naród wielki, lud „mądry i rozumny”. Jak ja postrzegam Boże przykazania? Rozmyślam nad nimi czy tylko mechanicznie, powierzchownie przyjmuje? Faryzeusze byli przywiązani do formy i myślę, że też nie ma co ich tak od razu negatywnie przekreślać. Taka była ich pobożność, tak ją rozumieli. I może nawet ich intencje były dobre, ale popadli w pułapkę. Sami wplątali się w  „niewolnictwo” literze. Dlatego Pan powiedział do nich, że „ ten lud czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji.” Nauczyciele ludu do Bożych nauk dodali wielką liczbę własnych komentarzy, objaśnień i dodatkowych nakazów i zakazów. Te objaśnienia stały się dla nich ważniejsze niż samo Słowo Boga. Jasne, tradycja sama w sobie jest skarbem i bogactwem, ale – powtórzę to – chodzi jeszcze o refleksję i świadomość po co ona jest, czemu ma służyć. Łatwiej jest dbać o zewnętrzną poprawność, niż codziennie, krok po kroku (a może: od upadku do upadku) kształtować swoje wnętrze, aby  zawsze było miłą Bogu świątynią. Zewnętrzną poprawnością łatwo ukryć wnętrze. Dlatego ważna jest konfrontacja z pytaniem, co jest dla mnie ważniejsze, co ma dla mnie znaczenie? Tradycja jest piękna, ma swoją wartość – nikt tego nie neguje, ale ta ewangeliczna scena stawia nas wobec istotnych pytań, z którymi trzeba się zmierzyć, aby nie wpaść w „pułapkę”.  

Liturgia Słowa tej niedzieli ma taki mocny aspekt wychowawczy, moralny. Podobny charakter ma List św. Jakuba. Apostoł w usłyszanym dziś fragmencie konkretnie wskazuje: „religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca jest taka: opiekować się sierotami i wdowami w ich utrapienia i zachować siebie samego nie skażonymi wpływami świata.” Sieroty i wdowy to symbol osób słabych, którzy w nikim już nie mają oparcia, wspomożenia. To wskazówka do tego, abyśmy czynili nasze serca wrażliwymi na najmniejszych, na słabych i porzuconych. Ale w tym wszystkim nie możemy zapomnieć też o sobie. Prawdziwa religijność oznacza więc szczerą miłość bliźniego, pełną współczucia i wrażliwości, ale to również właśnie dbanie o swoje wnętrze, o swoją duszę. Nie damy rady jednak sami, dlatego św. Jakub rozpoczyna od stwierdzenia, że „każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępuje z góry, od Ojca świateł”. Potrzebujemy Bożej łaski. Żeby ją jednak przyjąć, wymagana jest postawa otwartego serca, bo tylko takie serce zdolne jest przyjąć Boże dary. Bóg jest niezmienny i zawsze chce naszego dobra. Jest również niezmienny jako „Ojciec świateł”. Bóg jest Światłością – jak napisał św. Jan Apostoł. Jego Słowo „jest pochodnią” – jak stwierdził Psalmista. Słowo Pana jest Prawdą, tak jak On jest „drogą, prawdą i życiem”. I do uczestnictwa w tej prawdzie zostaliśmy „zrodzeni”. Św. Jakub mówi, że to słowo jest w nas wszczepione. To ziarenko trwa w nas i czeka tylko na chwilę, gdy pozwolimy mu zacząć wydawać owoce. Apostoł napisał, że to słowo należy przyjąć „w duchu łagodności”, czyli w duchu pokory i otwartości, a nie z pozycji osoby tłumaczącej. To postawa ciągłego ucznia. Zasłuchanego ucznia. Faryzeuszom łatwo przyszło „przyczepić się” do uczniów Jezusa, ale czy zadali sobie pytanie o swoją postawę? Jak ja słucham Słowa? A przecież zawiera ono w sobie konkretne wskazówki. Tak jak dzisiejszy Psalm, który jasno odpowiada na pytanie: „Kto będzie przebywał w Twym przybytku, Panie, kto zamieszka na Twej górze świętej?” I Psalmista wylicza cechy, zachowania, którymi człowiek pragnący komunii z Bogiem i życia wiecznego w Jego Królestwie, powinien się kierować.

W dwudziestym trzecim rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza Jezus powiedział do faryzeuszy: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz zaniedbaliście to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie zaniedbywać.” Myślę, że te teksty są ze sobą związane, mają podobny wydźwięk. Ważne są zasady, zewnętrzny kult, ale nie może być on odłączony od sprawiedliwości, miłosierdzia i wiary. Jednak by podążać ich drogą potrzeba wiele odwagi. Nasuwa się też taka myśl, że faryzeusze byli tak bardzo skupieni na tym, by niczym się nie skazić „z zewnątrz”, że nie starczyło już energii na zmianę optyki. A Jezus wskazuje inny sposób patrzenia. Jaki ja wybiorę?

Wypowiedź Mojżesza rozpoczyna się od słów: „A teraz…”. Zatrzymało mnie określenie. Gdy Mojżesz to mówił, Izrael przeżywał swoje konkretne „teraz” – wchodził do ziemi obiecanej, miał rozpocząć nowy rozdział, przejść z niewoli do wolności ludu wybranego. Ale my również, każdy z nas, ma swoje „teraz” – ten konkretny moment, konkretną sytuację, w której staje przed wyborem. „A teraz słuchaj praw i nakazów…” – tak mówi Mojżesz. Wszystko rozpoczyna się od słuchania. „Słuchaj Izraelu…” – tak rozpoczynają się Przykazania. Tak co dzień będzie modlił się Izraelita: „Szema Izrael…” Aby żyć według tych nakazów w ich głębokim znaczeniu, trzeba się w nie najpierw wsłuchać „w duchu łagodności”, dostrzegając w nich dobro i mądrość, moc i wielkość, Boży dar. „A teraz słuchał…” – czyli jakby chciał powiedzieć: zatrzymaj się i posłuchaj głosu Pana, Jego samego. Posłuchaj, przyjmij i żyj tym Słowem.

„Bo któryż wielki naród ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy?” – to zdanie zdarzało mi się cytować, gdy mówiłam o darze eucharystycznej obecności Pana. Mamy Boga tak blisko nas, pośród nas – tak blisko, że nie tylko możemy stawać w Jego obecności, ale On karmi nas sobą. Tej bliskości nie da się wyrazić słowami. A jednak zdanie to Mojżesz wypowiedział w kontekście Bożych praw i nakazów. Czy je również traktuję jako wyraz Jego obecności? Bóg jest blisko nas w swoich pouczeniach. Zawsze jest Dobrym Pasterzem. Zobaczmy więc, czy jest Pan obecny także w moim wnętrzu, a moje szczere czyny czy świadczą o tym?

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA