XXI Niedziela zwykła (rok C)
„«Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?»” – takim pytanie rozpoczyna się dzisiejszy fragment Ewangelii. I to pytanie zdaje się, że jest i nam bliskie. Chcielibyśmy wiedzieć, jak to będzie „po tamtej stronie”, jak to będzie po śmierci, kto się dostanie do królestwa niebieskiego, i tak dalej. A przecież sami siebie nie możemy zbawić, sami sobie tego wejścia do królestwa niebieskiego nie załatwimy, nie wypracujemy. Pan Bóg nie ma „z góry” zaplanowanej liczby obywateli tegoż królestwa, zresztą, Pan Jezus sam powiedział Apostołom, że „wiele jest mieszkań w królestwie Ojca”. Także pierwsze czytanie, fragment z księgi proroka Izajasza, ukazuje powszechność planu zbawienia. Pan Bóg wyraźnie wskazuje, że nie jest ono „zarezerwowane” tylko dla jednego narodu, bo – w alegorycznym sensie – takim „narodem wybranym” jest każda dusza, za którą Chrystus poniósł śmierć na Krzyżu, którą odkupił swoją najdrogocenniejszą Krwią. Oraz, jak uczy Katechizm, depozyt zbawienia Bóg złożył w Kościele.
Ciekawa jest jednak odpowiedź Pana Jezusa na to pytanie: „usiłujcie wejść przez ciasną bramę”. Nie mamy szukać takich „łatwych” odpowiedzi, które w jakimś sensie byłyby auto usprawiedliwieniem albo zwalniały z odpowiedzialności. Nie mamy szukać „dróg na skróty” i nie mamy także sobie jakoś „odpuszczać”. Jezus wyraźnie mówi o „ciasnej bramie”, czyli drodze, w którą wpisane jest wymaganie od siebie. Ale „ciasna brama” niejako wymusza na przechodzącym, że nie może iść przez nią z żadnym zbędnym, dodatkowym obciążeniem. Ta myśl łączy tę perykopę z wcześniejszymi, gdzie Chrystus poruszał temat bogactwa i przywiązania do niego. Są więc „rzeczy”, których trzeba się pozbyć, bo mogą przeszkadzać, mogą hamować przejście. „Wielu będzie chciało wejść, ale nie zdołają” – mówi Jezus – „nie zdołają” właśnie przez te balasty. A co kryje się za tym określeniem „balasty”? Na to pytanie już pewnie każdy sam powinien sobie odpowiedzieć, ale w świetle Ewangelii widać, że oczywiście jest tym wszystko to, co nie jest Boga, nie jest „Boże”, to wszystko to, co jest wyłącznie „ludzkim” gromadzeniem. To wszystko to, co jakoś próbujemy „przemycić”, zatrzymać dla siebie – gdy tymczasem Bóg uczy nas, że mamy być dla siebie nawzajem darem. Ale wydaje się, że w tym zdaniu Jezusa wybrzmiewa także smutek. „Nie wszyscy” – z jednej strony to zwyczajny realizm, nie każdy wejdzie, ale to „nie wejście” będzie tylko i wyłącznie jego decyzją, ponieważ Bóg pragnie zbawienia każdego i dla Pana to jest najważniejsze, tak będzie układał naszą historię, aby doprowadzić nas do zbawienia, będzie walczył o każdego z nas, wydał siebie za nas, aby nas odkupić. To my naszymi decyzjami, wybieramy. Bóg szanuje naszą wolność. On o nas zabiega, otwiera swoje Serce dla nas, ale to my wybieramy, to my decydujemy czy opowiemy się za Nim, czy pójdziemy drogą ewangeliczną, czy będziemy upierać się przy tym, co nasze, będziemy upierać się w swojej pysze mówiąc, że Boga nie potrzebujemy, że my sami wszystko. Poprzedniej niedzieli przytoczony fragment Listu do Hebrajczyków rzucił jeszcze jedno światło: tym ciężarem, który przeszkadza nam w drodze zbawienia jest grzech. To ta nieprawość, niesprawiedliwość, o której także mówi w dzisiejszej przypowieści Jezus. „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!” – usłyszą ci, którzy kołatać będą gdy Pan już zamknie drzwi.
Ten obraz zamknięcia drzwi to obraz tego, że to, co dziś, to, co tu i teraz, które zostało nam podarowane jako przestrzeń do uświęcenia, do nawrócenia, że to to, co tu i teraz nie trwa wiecznie, ten czas – ten darowany nam czas – kiedyś się skończy, dobiegnie kresu. Nie wiemy kiedy to nastąpi, nie wiemy, kiedy przyjdzie nam przejść przez bramę śmierci, nie wiemy także kiedy nastąpi paruzja. Nie wiemy, dlatego Pan wzywa nas do czuwania, bo właśnie nie znamy dnia ani godziny. Gospodarz nie zamyka tych drzwi na złość komukolwiek, to absolutnie nie te kategorie. Po prostu przychodzi na to czas.
I co jeszcze uderza w tym fragmencie, a co może też nam jest bliskie – to ta zganiona między wierszami pewność siebie. Izraelici, faryzeusze też myśleli, też to mówili do Chrystusa: sądzili, więcej – byli do głębi przekonani – że wystarczy, że są potomkami Abrahama, że ten sam fakt czyni ich dziedzicami królestwa niebieskiego. Tymczasem Jezus wskazuje, że nie każdy, kto mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa. Nam też grozi chyba ta pokusa zatrzymania się na świadomości: jestem ochrzczony, chodzę w niedziele do kościoła, raz na jakiś czas się wyspowiadam, a w piątek nie jem mięsa. Nie, to tak nie działa. Bo nasza wiara – wiem, powtarzam tę myśl już w kolejnym rozważaniu, ale ona jakoś mocno we mnie osobiście ostatnio także pracuje – nasza wiara to nie zbiór norm, zasad i doktryn, ale to relacja, bo nasz Bóg to nie „Litera”, ale Osoba. Wiara to relacja z Tym, który jest Miłością. Trzeba odkryć, przyjąć, przeżyć właśnie tę prawdę, że Bóg jest Miłością, a w to wpisane jest już naturalnie pragnienie przebywania razem. Bóg jest Miłością, i ten Bóg czeka na każdego. To niesamowity obraz Boga czekającego. Ale ktoś mógłby w tym miejscu zarzucić, że przecież właśnie na takie „wspólne” czynności powołują się ci, którzy nie zostali wpuszczeni do środka: „jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Tak, ale pytanie polega na tym – i ta odpowiedź jest kluczowa – czy czyniliśmy to w relacji takiej prawdziwej, w miłości, z miłości, pod wpływem tego wszystkiego przemieniając się, czy raczej próbowaliśmy w ten sposób tylko zadowolić siebie, pokazać innym jacy to my niby jesteśmy. Bo co z tego, że na ulicach tych miasta Jezus nauczał, co z tego, że może nawet coś z tej nauki usłyszeliśmy, jeżeli nie uczyniliśmy jej życiem, a może jeszcze chcieliśmy wykorzystać dla jakiś ziemskich celów? Bo można być nawet na Eucharystii, a jednak potem, po opuszczeniu przestrzeni kościoła, „dopuszczać się niesprawiedliwości”. Tymczasem, ową przestrzenią świątyni jest każde miejsce, każdy czas, jest nią również drugi człowiek („jesteście świątynią Ducha Świętego” – napisał św. Paweł). Moje i twoje człowieczeństwo jest ową „świątynią”. Przypomina mi się teraz scena uzdrowienia kobiety cierpiącej na krwotok – czego jej historia jest dla nas przykładem? Wielki tłum cisnął się na Jezusa, ale tylko ten jeden dotyk, to jej dotknięcie się Pana, stało się cudem, zakończyło się uzdrowieniem. Czy Jezus nie czuł dotyku napierające na niego tłumu? Czuł na pewno, a jednak tylko po tym jednym, jedynym dotknięciu zatrzymał się i zapytał, kto to uczynił. To jest chyba także ilustracja właśnie do dzisiejszej perykopy: można „jeść i pić” z Chrystusem, można przechadzać się tymi samymi ulicami, ale to jeszcze nie wszystko.
Myślę, że dzisiejsza liturgia Słowa zachęca nas do takiego „powalczenia”, zadbania o swoje zbawienie. Zaprasza do relacji z Bogiem, który czeka na każdego. „Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy” – tak rozpoczyna się dzisiejsza perykopa. Czym jest ta Jezusowa podróż do Jerozolimy? On zmierza na miejsce swojej Męki. Św. Łukasz to w innym miejscu bardzo dosadnie opisze, że Jezus wręcz zatwardził, uczynił jak skała, swoje oblicze idąc do Jerozolimy i jeszcze w tej drodze wyprzedzając Apostołów – to obraz Jego niezłomnej decyzji. Jezus przemierza naszą codzienność („miasta i wsie”), nauczając, będąc razem z nami, aby i nas wprowadzić na tę drogę do Jerozolimy, aby nas prowadzić właśnie ku zbawieniu. Celem dla Niego nie jest samo wypowiadane słowo czy dokonywane znaki i cuda, ale to wszystko ma prowadzić tych, którzy są tego świadkami, do zbawienia, do niebieskiego Jeruzalem. To zdanie jakby zapraszało nas, aby pójść za Nim, nie bojąc się także takich trudniejszych mów i nagan jak dzisiejsza przypowieść. A przecież – jak czytamy we fragmencie Listu do Hebrajczyków – owo „karcenie” jest dowodem na to, że Bóg jest Ojcem i jak Ojciec obchodzi się ze swoimi dziećmi. Bóg jest Prawdą. Autor natchniony słusznie zauważa, że na razie to karcenie nie wydaje nam się przyjemne, jest czymś smutnym – bo zastanówmy się i tak w szczerości serca dajmy sobie odpowiedź, co czuję słysząc takie fragmenty Ewangelii jak dzisiaj? Jezus mówiąc o wyrzuconych, o tych, którzy ujrzą innych, ale nie siebie w królestwa niebieskim, nie mówi tego, aby kogoś obrazić czy zdeprecjonować, ale właśnie zmotywować, na nowo ukierunkować, upomnieć właśnie. Jeśli podejdziemy do tych słów Pana poważnie, przyjmując postawę szczerości i otwartości, to odkryjemy zbawienne znaczenie owego upominania, które ma na celu przynieść „błogi plon”.
Zauważmy jeszcze, że autor Listu do Hebrajczyków, w ostatnim przytoczonym dzisiaj zdaniu, zwraca jeszcze nam uwagę na odpowiedzialność wobec innych. Każdy oczywiście indywidualnie stanie wobec „drzwi”, ale przecież musimy mieć świadomość, że w jakimś sensie także dla innych jesteśmy wzorem, że inni patrząc na nas, obserwując, mogą zacząć nas „naśladować”, albo naszą postawą tłumaczyć swoje zachowanie. Dlatego autor Listu pisze: „Proste ślady czyńcie nogami, aby kto chromy, nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony”. Nasza droga, czyli nasze życie, nasze postępowanie, ma być „proste”, nasze ślady, jakie zostawiamy mają być „proste”, czyli bez zawiłości, bez dwuznaczności, bez udawania, bez przemieszania „tak” z „nie”.
Rozpoczęłam to rozważanie od zwrócenia uwagi na bramę, ale na ten obraz pięknie światło rzuca nam również aklamacja, jaką śpiewamy tuż przed Ewangelią: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”. To słowa Jezusa, jakie o sobie wypowiedział, a św. Jan zapisał w czternastym rozdziale swojej Ewangelii. To Jezus jest bramą (zresztą sam tak powie o sobie w przypowieści o dobrym Pasterzu). I w pierwszym odruchu – jeżeli właśnie ktoś podchodzi do wiary jako do zbioru nakazów i zakazów – ta „brama” może wydać się „ciasna” i nieatrakcyjna, ale jeżeli zaczniemy poznawać Jezusa jako Boga, który jest Miłością, nie zauważamy już, że owa brama jest w jakimś sensie „ciasna”. Jej „ciasność” jest czymś dobrym, bo ma bronić nas przed popadaniem w grzech i przypominać, że to do czego mamy dążyć to podobieństwo do Jezusa, jedynego naszego Mistrza i Zbawiciela. To do tego obrazu możemy odnieść także wezwanie z Listu do Hebrajczyków (tak podobne do słów proroka Izajasza): „wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana” – niech nas nie przeraża trud i wyzwanie tej drogi, tej bramy. Bo – jak śpiewamy w tym krótkim Psalmie dzisiaj – „potężna nad nami łaska Pana, a Jego wierność trwa na wieki”. Pójść za Jezusem to – parafrazując trochę słowa obecnego generała dominikanów o. Gerarda Timonera OP – to powiedzieć Mu „tak” oddając w Jego dłonie przyszłość, której nie znamy; powiedzieć Jezusowi „tak” na to, czego nie znamy, co pozostaje dla nas ukryte ( „powiedzieć „tak” przyszłości, która nie leży w Waszych rękach, ponieważ głęboko wierzycie, że przyszłość jest w kochających i miłosiernych rękach Boga”). Powiedzieć „tak” i oddać swoje życie Jemu czyli „złożyć obietnicę nie dlatego, aby dać dowód Waszej wierności, ale dlatego, że kochacie Boga, który dotrzymuje słowa, który pozostaje wierny, nawet gdy my nie jesteśmy wierni. Bóg jest potężny i wierny, ponieważ to, co obiecuje, spełnia. A moc Boża jaśnieje przez nas, gdy dotrzymujemy słowa” (z kazania wygłoszonego przez o. Gerarda w Krakowie 8 sierpnia br. podczas Mszy świętej zamykającej Kapitułę Generalną Zakonu – na tej Mszy św. miały miejsce także pierwsze śluby zakonne i to do neoprofesów o. generał skierował te słowa). Bóg także składa nam obietnicę: nie zamknie przed nami drzwi, jeżeli wejdziemy przez nie wraz z Jezusem, w autentycznej komunii z naszym Zbawicielem. Co więcej, powierza nam jeszcze jedno zadanie: przyprowadzić ze sobą innych, mieć swój udział w powszechnym planie, w dziele zbawienia – współpracować z Bożą łaską nie tylko i wyłącznie ze względu na moje osobiste zbawienie, ale także – jak Jezus – aby dopomóc innym. Choć mamy chyba także pamiętać: nie pytajmy się o to, czy inni będą zbawieni czy nie, dlaczego, ale zapytajmy się: czy ja żyję tak, aby móc być zbawionym? Czy to przed mną Pan otworzy czy zamknie drzwi? Zaufajmy Jego łasce, ale również podajmy jej naszą dłoń i razem idźmy tą drogą – Łaska Pana i ja.
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA
