XX Niedziela zwykła (rok B)
Mam wrażenie, że liturgia Słowa dwudziestej niedzieli zwykłej przypomina nieco swoją budową, przesłaniem, słowa z Księgi Powtórzonego Prawa, gdy Mojżesz mówił do ludu: patrz, oto kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo – wybierajcie, którą pójdziecie drogą. Podobnie to Słowo, które podarował nam dziś Kościół św. – mamy przed sobą albo drogę Mądrości, możliwość przyjścia do Źródła, do Mądrości, która nas przywołuje, albo możemy ulec wołaniu „głupoty” i postępować jako „niemądrzy” – przed czym przestrzega św. Paweł w drugim czytaniu, które jest kolejnym fragmentem z jego Listu do Efezjan. Psalmista również nawołuje: przyjdźcie, zobaczcie, skosztujcie, „szukającym Pana niczego nie zabraknie”, błogosławmy razem Pana. Zaś Pan Jezus w ewangelicznym fragmencie, który jest cały czas kontynuacją szóstego rozdziału Ewangelii wg św. Jana (mowa eucharystyczna) wskazuje, że kto będzie spożywał Jego Ciało i pił Jego Krew będzie miał życie – czyli ten, kto będzie się karmił Bogiem, będzie żył – kto spożywa Ciało i Krew Chrystusa trwa w Nim, jak On trwa w Ojcu, jak On „żyje przez Ojca”.
Jest taka piosenka religijna, która rozpoczyna się od słów: „Szaty już gotowe, kielich w słońcu lśni, Chleb na stole leży, a gdzie jesteś Ty? Bóg przez miłość wielką Ciało daje swe, Krew przelewa za nas i przekreśla grzech” – to jak echo słów pierwszego czytania z Księgi Przysłów: „Mądrość zbudowała sobie dom, wyciosała siedem kolumn, nabiła swych zwierząt, namieszała wina i zastawiła stół.” – wszystko to na nas czeka: dar Kościoła świętego, dar siedmiu sakramentów, dar ofiary Miłości, „zastawiony stół” Słowa i Ciała Pańskiego. Pytanie czy „ruch” jest teraz po naszej stronie, czy przyjdziemy i zaczerpniemy? Słowo Pańskie konkretnie mówi: „Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałam”. Co za pokora Boga, który zaprasza, wręcz prosi i czeka na swojego stworzenie. I może jesteśmy jak ci Żydzi, którzy „sprzeczali się więc między sobą mówiąc: Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?” Eucharystia jest próbą dla nas – ta myśl towarzyszy nam przez ostatnie tygodnie, kiedy zatrzymujemy się nad kolejnymi fragmentami szóstego rozdziału z Ewangelii wg św. Jana. Jak Bóg może nas sobą nakarmić? Jest to pytanie, na które odpowiedź można tylko znaleźć wiarą i miłością, a nie ludzkim spojrzeniem, choć może nim również… .
Bóg jest Miłością i cały pragnie nam się oddać, bo miłość nie zna połowiczności. Bóg chce nas sobą nakarmić, bo On jest Życiem. Stworzeni przez Niego, a także na Jego obraz i podobieństwo, nie możemy żyć „naprawdę” bez Niego, bez tej łączności z Nim. Ale znów jesteśmy jak w Edenie – przed nami „owoc zakazany” albo Boski Pokarm, a my stoimy przed wyborem. Gdy Jezus z mocą podkreśla, że Jego Ciało „jest prawdziwym pokarmem, a Krew jest prawdziwym napojem” wskazuje, że tu nie chodzi o gesty i symbole, o znaki i zapowiedzi, ale to jest rzeczywiście i prawdziwie On.
Stół, ucztowanie, od zawsze stanowiło wyraz wspólnoty i tę wspólnotę budowało. Gdy Bóg mówi, gdy Mądrość zaprasza do wspólnego ucztowania – to jak gest otwartych ramion Ojca, który mówi: przyjdź do Mnie, moje dziecko. Bóg sam zastawia ten stół, bo my nie będziemy nigdy w stanie dać Mu daru doskonałego na Jego miarę – dlatego to On dokonuje dzieła naszego zbawienia, odkupienia. Bóg tak nas umiłował, że Syna swego Jedynego dał, abyśmy mieli życie wieczne.
Wino było symbolem boskości, w starożytności było symbolem napoju bogów. Św. Paweł mówi: „nie upijajcie się winem, ale napełniajcie się Duchem” – nie czerpnie z dzbanów światowości, nie idźcie za iluzją świata, która mówi, że sami sobie możemy być „bogami” i wszystko zależy wyłącznie od nas; nie upijajmy się „światowością” rozumianą jako pokusa oderwania od prawdziwego Boga i podążania jedynie drogą doczesności, korzyści i chwilowych przyjemności nawet za cenę lekceważenia Bożego prawa. „Ale napełniajcie się Duchem” – czyli przyjdźcie i pijcie wino, które namieszała Mądrość. Wpatrujmy się w Boga, by On był dla nas Wzorem; byśmy przemieniali się na wzór Chrystusa. Apostoł radzi, byśmy wyzyskiwali chwilę sposobną – nasza religijność ma się objawiać i realizować w codzienności, nawet jeżeli czas, przestrzeń, miejsce, w którym jesteśmy „są złe”, to jeśli „Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (z Listu do Rzymian). Naszej wiary nie mamy odkładać na potem, ale żyć nią tu i teraz. Tajemnica Wcielenia Chrystusa dokonała się raz jeden, ale zarazem dokonuje się codziennie po wielokroć, tyle raz ile my swoją postawą stajemy się do Niego podobni i Jego innym dajemy, ukazujemy – w prozie codzienności, w tej prostocie, która była wyrażona w znaku betlejemskiej groty, stajni, ubóstwa. Jezus w Ewangelii posługuje się obrazami codzienności, aby właśnie ukazać nam tę drogę. Psalmista też na to dziś wskazuje, gdy pyta, mówi: pożądasz życia – to „powściągnij swój język od złego, a wargi swoje od kłamstwa, od zła się odwróć, czyń, co dobre, szukaj pokoju i dąż do niego.” – więc nie tylko mów o pokoju, szukaj go jakoś tak teoretycznie, ale „dąż do niego”, czyli zrób jakiś realny krok. Żyj prawdą, nie kłam, bo Bóg jest Prawdą, czyń dobro – „odwróć się od zła”, czyli konkretnie opowiedz się za dobrem, „odwróć się” więc nawet już na niego nie patrz, nie rozważaj pokus.
W innym miejscu, na kartach Starego Testamentu znajdujemy stwierdzenie, że „drogi Pańskie są proste”, a mądrością jest Prawo Boże. My dziś, żyjący w czasach Nowego Testamentu, wiemy, że to w Jezusie jest Pełnia, On bowiem przyszedł „wypełnić Prawo i Proroków”, to Jezus jest Mądrością, ale w tym kontekście myśli starotestamentalnej możemy zapytać się, czy Boże przykazania, ewangeliczne nauki, postrzegam jako mądrość, której celem jest wytyczenie nam, mi, bezpiecznego szlaku doczesnej pielgrzymki, by zostać doprowadzonym do Domu Ojca. „Drogi Pańskie są proste” – to znaczy, nie Bóg komplikuje ten szlak, tylko my. Z jednej strony Pan zachęca nas do dociekania, do wychodzenia i poszukiwania swojej inicjatywy (choćby to pytanie zadane uczniom, jak oni by nakarmili rzesze zgromadzone wokół nich), ale to „dociekanie” może czasem przybrać właśnie formę szemrania i podważania Słowa Pańskiego – jak choćby widzimy to w postawie Żydów w tym szóstym rozdziale czytanym od kilku niedziel. I pewnie granica między owym dobrym dociekaniem a tym podważaniem jest bardzo cienka i trzeba być ostrożnym. Św. Jan Paweł II mówił o dwóch skrzydłach – wiara i rozum, ale one oba ostatecznie muszą uznać wyższość i pierwszeństwo Boga oraz to, że Bóg jest dla nas Tajemnicą, której ludzkimi narzędziami nie przenikniemy. Wiara to nie pewność, to nie „ja już wiem” – wiara to zaufania, zawierzenie, powierzenie się. Ale nie oznacza to oczywiście bierności i obojętności. Mamy zdobywać także wiedzę, aby tejże wiary bronić i umieć poruszać się na tych ścieżkach, by nie ulec fałszywym prorokom, zwodniczym naukom. Wielką Tajemnicą jest Eucharystia, jest dar Jezusa, który w ten tak konkretny sposób pozostaje z nami aż do skończenia świata. Wobec tego Misterium serce drży.
Słowa Jezusa o trwaniu w Nim powrócą jeszcze przed Męką w piętnastym rozdziale tej Ewangelii, kiedy Jezus powie, że jest krzewem winnym. Aby trwać w Jezusie, mamy najpierw Go wziąć – Nim się nakarmić, napoić. Eucharystia zespala nas z Nim tak jak gałązka jest zespolona z krzewem i dzięki temu zjednoczeniu może przynosić owoce. I będzie trwać na wieki. Żydzi wciąż wracali do manny, jaką otrzymali ich przodkowie na pustyni, ale był to pokarm na chwilę. Może zadać sobie pytanie, dlaczego tak kurczowo trzymamy się tego co chwilowe, a nie przyjmujemy tego, co naprawdę nasyca, co jest na życie wieczne? W innym miejscu o Mądrości przeczytamy, że kto nią się nakarmi, nadal łaknąć będzie. Nadal będzie pragnął, choć jednocześnie będzie nasycony. To Boże paradoksy. A jednak – jakoś jest to też pewnie naszym doświadczeniem, gdy doświadczywszy raz w jakiś wyjątkowy sposób Bożej Łaski, choć „zaspokojeni”, to jednak będziemy jej wciąż pragnąć. Kto rozkocha się w Eucharystii, kto rozpozna jej znaczenie i sens, jej bogactwo i przemożną w niej łaskę Pańską, wciąż będzie za nią tęsknił, będzie ona dla niego rzeczywiście „najważniejszym” i wytęsknionym Pokarmem. To, czym karmimy naszą duszę, nasze wnętrze, nasze myśli – to wszystko nas kształtuje, wpływa na to, jacy jesteśmy. Ten sam św. Jan Apostoł w swoim Liście napisał, że po tym poznajemy, że trwamy w Bogu, a On w nas, jeżeli miłujemy się wzajemnie. Eucharystia jest Pokarmem Miłości i z Miłości. I nie jest tylko chwilą zamkniętą w architektonicznej przestrzeni świątyni. Jest to ciągła komunia, ciągłe zjednoczenie, które wyraża się w naszych czynach, postawach.
Obraz Mądrości, która przygotowała ucztę znajdziemy w Nowym Testamencie np. w dwudziestym drugim rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza. Uczta weselna przygotowana, gospodarz zaprasza – a zaproszeni znajdują powody, by jednak nie przyjść. Pan zastawia dla nas stół, czeka na nas – a my? Każdego dnia, każdej niedzieli, Pan czeka. Nie będziemy tu rozważać tej przypowieści, wiemy, że ma ona swoją część dalszą, gdy słudzy wychodzą, by zawołać na miejsce tych, którzy wzgardzili zaproszeniem innych. Pan nie może swoich rozmówców nasycić, nikogo nie nakarmi na siłę, jeżeli będą nadal tak bardzo skupieni na swoich oporach i na przeszłości. To, co się wydarzyło na pustyni, to, co dzieje się w naszym życiu, minione wydarzenia, mają być dla nas pomocne – na zasadzie lekcji i pamięci – w teraźniejszości i przyszłości, ale nie stanowią „końca” – Bóg prowadzi dalej. Zrozumiałe obrazy (manna, krzew winny itp.) miały pomóc wyrazić Boże tajemnice. Ale do tego potrzeba otwartych nie tylko uszu, ale i serca.
„…będzie żył na wieki” – czym będzie dla nas wieczność jeśli nie doświadczeniem już bez zasłony, tego, że jesteśmy dziećmi Boga, a Bóg jest dla nas Ojcem? Wejść w relację z Panem, przyjąć Jego Ciało, Jego Krew, to otworzyć się na tę prawdę, że Bóg jest moim Ojcem, a ja jestem Jego dzieckiem – z całą „konsekwencją” jaką niesie wejście w taką relację. Takie też jest „życie Jezusa”: polega ono przecież na nieustannej komunii z Ojcem, ale także – przez misterium Wcielenia – z „braćmi”, z nami.
Słuchacze Jezusa mogli mieć wrażenie, że mówi On dosłownie o swojej śmierci – bo jak inaczej miałby z Ciała uczynić pokarm (co i dla nas zresztą brzmi makabrycznie, jeżeli podejdziemy do tego bardzo dosłownie). Ale zobaczmy to w sposób duchowy. Jeżeli daję siebie komuś z miłości i dla miłości, to nie ma mowy o śmierci. Nie uśmiercam siebie, nie przekreślam siebie, bo w tym darze nadal pozostaję wolnym. Miłość „nie zabija”, w takim znaczeniu, że nie oznacza przekreślanie mojego „ja” w negatywnym znaczeniu. Jestem nadal obecny w tym darze. Jezus tak radykalnie czyni siebie Darem. I nadal jest obecny. On żyje we mnie, ja w Nim.
Podczas gdy Żydzi szemrają i sprzeczają się między sobą rozważając (negując) słowa Jezusa, św. Paweł w tym fragmencie Listu do Efezjan wskazuje nam inną drogę – zamiast szemrania i „podkopywania”, powinniśmy napełniać się Duchem „przemawiając do siebie wzajemnie psalmami i hymnami, w pieśniami pełnymi ducha, śpiewając i wysławiając Pana w waszych sercach”. Prawda, że to zupełnie inny kierunek? I znów jakby na dwóch płaszczyznach: mamy siebie wzajemnie umacniać w wierze, trwać wspólnie na uwielbienie i dziękczynieniu, sięgać po święte teksty (psalmy, hymny, pieśni) we wspólnocie wiary, ale zarazem także to ma się dokonywać w wewnątrz, we mnie samym, w moim sercu. Kiedy tym napełnia się serce, zupełnie inaczej „toczy się” relacja z Panem. Jak mówi Psalmista: „Będę błogosławił Pana po wieczne czasy, Jego chwała będzie zawsze na moich ustach. Dusza moja chlubi się Panem”.
Jaką więc drogę wybierzemy?
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA