XVIII Niedziela zwykła (rok C)
Dziś Jezus kieruje do nas bardzo konkretne upomnienie, przestrogę: „«Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia»”. Mamy uważać i strzec się, czyli zachować czujność serca. Dlaczego? Abyśmy nie zatrzymali się na doczesności, lecz wciąż – odwołując się do przesłania drugiego czytania tej niedzieli – dążyli do tego, co w górze, bo to tam jest nasze „miejsce”, przy Chrystusie, a nie w labiryncie ludzkiego zabiegania o (pozorne) zyski i zabezpieczenia.
Do Jezusa przychodzi człowiek, który prosi, aby powiedział bratu, że ma się z nim podzielić spadkiem. Tak, mamy do Pana przychodzić ze wszystkim i dzielić się z Nim wszystkimi sprawami, w takiej szczerości serca i prostocie, ale ten człowiek obrazuje raczej postawę kogoś, kto chce „wykorzystać” Boga. I tak się zastanawiam, czy przypadkiem i my w różnych okolicznościach nie próbujemy (nie chcemy) wykorzystać religijności, zasłonić się niejako Panem i użyć Go jako „argumentu” w naszych sporach? A tymczasem przesłanie liturgii Słowa tej niedzieli przypominam nam, o jaki tak naprawdę „spadek” mamy zabiegać – o „majątek” dzieci Bożych, czyli życie wieczne, udział w królestwie Niebieskim, w chwale Chrystusa. To jest ten prawdziwy „skarb”. Bo mamy być bogaci wobec Boga. W Nim jest nasze bogactwo. W naszym życiu bowiem nie chodzi o gromadzenie doczesnego bogactwa, bo ono nie zachowa nas na życie wieczne – jak to widzimy w przypowieści o wybudowanym spichlerzu. Dziś to jest, jutro tego nie będzie. Chwila może odmienić wszystko, ale to, co odłożyliśmy w „niebieskim” spichlerzu trwać będzie wiecznie. Jednak to już od naszej decyzji i odpowiedzialności zależy, co chcemy odkładać: czy dobre czyny czy uczynki niezgodne z Bożą nauką? Na czym mi tak naprawdę zależy – na tym, co pyłem, czy na tym, co jest autentycznym diamentem?
Co to jednak znaczy „być bogatym u Boga” i nie gromadzić „dla siebie”? Myślę, że to bardzo ważne pytania, a udzielenie na nie odpowiedzi może jakoś nadawać kierunek naszemu jestestwu, naszej pielgrzymce po ewangelicznych drogach. Chrystus jest naszym Wzorem i to w Niego mamy się wpatrywać, aby właśnie odnaleźć wszelkie odpowiedzi. On cały jest dla nas Darem Ojca. Niczego nie zatrzymał dla siebie – nawet, jak czytamy w Liście do Filipian, uniżył samego siebie stając się „człowiekiem”, niejako „odkładając na bok” Bożą chwałę. W misterium Wcielenia, na Golgocie, a teraz nieustannie w Eucharystii pod niepozorną postacią Chleba, wydaje się w ręce grzesznego i słabego człowieka. Jego życie jest Darem – jak ten chleb, który leży na stole i każdy może z niego ułamać, jak to ujął św. Brat Albert. Jezus niczego nie gromadzi dla siebie, nie chce próżnej chwały, uciekał, kiedy chciano obwołać Go królem (choć jednocześnie bronił swojej godności, nie było to takie „rozdawanie siebie”, które niszczy, jest uległością albo postawą pozbawioną rozsądku i rozeznania – z Jego strony była to świadoma i dobrowolna decyzja, w której nie było nic z lęku). On chciał się wydać w ręce człowieka, bo wiedział, że ma wszystko u Ojca, do którego wraca, do którego idzie. Gdzie jest to moje „wszystko”? I co ja w ogóle mianem „wszystkiego” określam? W formowaniu swojego człowieczeństwa, ale również w duchowym wzroście, tak istotna jest znajomość siebie, „kontakt z sobą”, aby mieć świadomość właśnie m.in. tego, jakie są naprawdę moje pragnienia (nie jakie być powinny albo jakich inni by ode mnie oczekiwali), jakie są moje uczucia (które pokazują mi np. to czego się lękam albo co stanowi dla mnie wartość, za czym tęsknię), co jest dla mnie naprawdę ważne, jaki jest system moich wartości. To trzeba sobie także w relacji z Bogiem uświadomić, nazwać. Czy to co czynię, to jakich dokonuję wyborów, wynika z chęci „gromadzenia dla siebie” – czyli jest zabieganiem o sobie – czy chodzi o królestwo Boże, o Bożą chwałę w myśl także słów wypowiadanych w modlitwie, którą rozważaliśmy tydzień temu: niech przyjdzie Twoje królestwo, Ojcze i niech Twoje Imię będzie uświęcone?
Jezus powiedział, że kto chce zachować swoje życie na tym świecie, straci je. I myślę, że tę naukę odnajdujemy także w tej perykopie, którą dziś słyszymy. Ów właściciel chciał zachować, więc stracił. Jak bardzo ważna jest postawa wolności. To, co mam, to łaska Pana (na którą otworzyłem serce i podjąłem z nią współpracę), ale nie mogę jej zagarnąć, zawładnąć dla siebie, bo w jakimś sensie otrzymałem ją również przez wzgląd na innych. Dlatego m.in. św. Paweł będzie pisał o posłudze we wspólnocie darami, które każdy otrzymał celem budowania jednego ciała, dla dobra wspólnoty. Te Boże dary nie są dla prywatnej satysfakcji, ale ku zbudowaniu innych, aby także innym przyjść z pomocą. To jest także forma „rozdawania”, które w Bożej logice jest właśnie gromadzeniem u Boga swojego bogactwa. Tak, Boże spojrzenie jest tak różne od naszego nieraz – i widać to też w tym przypadku.
Jezus mówi o budowaniu relacji – czy gdyby stanął po stronie tego człowieka, który przyszedł do Niego, czy to pomogłoby budować relację w tej rodzinie? Raczej nie. Jakże często „majątek” staje pomiędzy krewnymi i jest przyczyną wieloletnich sporów i waśni. A to przecież tylko „pył”, owa „marność”, o której pisze Kohelet. Często jednak biegniemy, tracimy siły na to, co nie jest autentyczną wartością – i nie chodzi tu tylko o pieniądze (wszak potrzebne do funkcjonowania), zaszczyty czy dobrostan, ale ogólnie o to, że często nasze wybory są opowiadaniem się za tym, co przemija, bez refleksji nad tym, co przed nami, nad tym, co ma prawdziwą wartość. Skarb złożony w Bożym skarbcu nigdy nie ulegnie zniszczeniu – tam nie ma „ani rdzy, ani moli, ani złodziej się nie włamuje”.
Kohelet – w pierwszym czytaniu – przywołał obraz człowieka, który z zaangażowaniem pracuje, wykonuje mądrze swoje zajęcia, ale i tak przyjdzie taki moment, kiedy będzie musiał „udział swój oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu”. Znamy ten obraz pewnie ze swojej codzienności. Takie sytuacje (nie mówią o tych niesprawiedliwych, które łamią dobro człowieka, są swoistego rodzaju nieuczciwym wykorzystywaniem itp.) uczą nas jednak wolności, o której już wspomniałam. Ów człowiek z perykopy przyszedł do Jezusa nie żeby z Nim się spotkać, ale aby coś zyskać. Przyszedł, choć tak naprawdę jego myśl była zaabsorbowana owym sporem z bratem. Jakie są moje motywacje działania? Także jeśli chodzi o pragnienie np. wzrostu duchowego. Czy potrafię – tak „zdrowo” i w „zdrowych” okolicznościach – oddać swój trud innym?
Św. Paweł w przytoczonym dziś fragmencie z Listu do Kolosan, przypomina, że chrześcijan, człowiek ochrzczony, który chce być (jest) uczniem Jezusa, właśnie na chrzcie i mocą tego sakramentu (który swój początek ma w krzyżowej śmierci Pana i jest udziałem w Jego zmartwychwstaniu także) przyobleczony został w nowego człowieka, a więc pielęgnując duchowo tę „białą szatę”, powinien zadać „śmierć temu, co przyziemne w członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem”. Zauważmy: św. Paweł chciwość nazywa bałwochwalstwem. Żądza i chciwość (czyli właśnie zagrabianie dla siebie, gromadzenie dla siebie, coraz więcej i więcej, bez często moralnych zasad) sprawia, że Bóg już nie jest dla nas Bogiem jedynym i prawdziwym. Opanowani przez chciwość obieramy sobie innych „bożków”, idoli (np. mamonę). Dalej św. Paweł powie, abyśmy się nawzajem nie okłamywali – lecz myślę, że można to odczytać na dwa sposoby. Aby nie kłamać innym, trzeba zacząć od nie oszukiwania siebie samego. Często przybieramy maski, chowamy się za przeróżnego rodzaju fasadami nie tylko wobec innych, ale nawet wobec siebie samego (nie mówiąc już o relacji z Bogiem). Tymczasem, takie okłamywanie siebie samego (co stoi także w sprzeczności z miłością siebie samego, z której wynika miłość bliźniego) czyni w naszym życiu przeogromne spustoszenie i naprawdę wpływa także na naszą postawę wobec drugiego człowieka. Może tej niedzieli warto stanąć w prawdzie i skonfrontować się ze swoimi pragnieniami i intencjami działania, postępowania? Jeśli nawet odkryjemy w sobie jakąś „złą żądzę” to przecież Duch Święty pomoże nam, aby to odkrycie nie było atakiem na siebie samego – nie mamy siebie niszczyć, ale budować – a skrucha poprowadzi ku wyzwoleniu, ku poprawie, ku wolności. Gdybyśmy tak wobec siebie wzajemnie zdjęli te maski – to wówczas właśnie przestalibyśmy się nawzajem okłamywać. Także, gdy to pobożność staje się ową maską. Pozwolić w pełni zajaśnieć w nas i przez nas temu nowemu człowiekowi. To ten „nowy człowiek” jest naszym bogactwem, tym skarbem. To ten „nowy człowiek” dojrzewa wówczas, gdy dąży do tego, co w górze.
„Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca” – takimi słowami Psalmu dziś się modlimy. Życie jest porównane do trawy, która kwitnie i zaraz potem usycha, bo tysiąc lat w oczach Bożych jest jak wczorajszy dzień. Dziś jesteśmy – jutro już nas może nie być. Tu dotykamy eschatologicznego, wymiaru naszego jestestwa. Dlatego tak ważna jest ta modlitwa, abyśmy w tym zgiełku codzienności docenili, to znaczy nauczyli się liczyć nasze dni. Żaden z nich już nie powróci, nie powtórzy się, dlatego tak każda chwila jest cenna. „Zdobyć mądrość serca” – nie mądrość świata, nie mądrość doczesności, nie mądrość ludzkich kalkulacji i kombinacji, ale mądrość serca, mądrość, która zakorzeniona jest w Bogu. Bo te dni są przecież darem od Niego, dlatego też są tak cenne, bo to one również stanowią naszą drogę do wieczności. Dlatego potrzeba abyśmy na naszą doczesność patrzyli głębiej niż tylko jako nas „spór o spadek”. Ten człowiek przypomina zresztą nieco Martę, która także podchodzi do Jezusa i mówi Mu, co powinien zrobić, czyli upomnieć jej siostrę, że jej nie pomaga. Tak samo ten człowiek mówi do Jezusa, co Ten powinien powiedzieć jego bratu. Czy na pewno na tym chcemy spędzić podarowany nam czas? Czy na pewno tak sobie wyobrażamy relację z Panem? Nasze życie nie zależy od naszego mienia. W perykopie, Jezus mówi, że niespodziewanie, w nocy zażądają od owego „budowniczego spichlerza” jego duszy. Zażądają duszy – cóż to znaczy? Nie zażądają rachunku mienia, ale duszy. Czym wiem dziś w jakim stanie dziś jest moja dusza?
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA