V Niedziela Wielkiego Postu

Piątą niedzielą Wielkiego Postu rozpoczynamy drugi etap tego okresu, już tak mocno pasyjny, naznaczony w szczególniejszy sposób rozważaniem Męki Pańskiej – jako bezpośrednie przygotowanie do obchodów Triduum Paschalnego. To w tę niedzielę zasłaniamy krzyże, by ukazać je dopiero w Wielki Piątek. I to w tę niedzielę otrzymujemy szczególne Słowo podczas liturgii Mszy św. Z jednej bowiem strony my zasłaniamy krzyże, intensyfikują się nasze myśli o cierpieniu Pana i Jego śmierci krzyżowej, ale z drugiej strony słyszymy właśnie tego dnia, na rozpoczęcie tego drugiego okresu Wielkiego Postu, słowa Chrystusa – „Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Kto wierzy we Mnie, żyć będzie.” Jakby Pan w obliczu cierpienia, chciał nas umocnić, pocieszyć. Poprzez historię wskrzeszenia Łazarza, pokazuje, zapowiada swoje zwycięstwo nad śmiercią, ale także ukazuje nasze ostateczne powołanie – bo każdy z nas otrzymał wyjątkowe powołanie, to dar życia. Bóg jest Bogiem żywym, ale także żywych i nieustannie do życia powołujący. A naszym ostatecznym celem jest życie wieczne z Bogiem i w Bogu. Ale oto Jezus objawiając siebie jako „Zmartwychwstanie i Życie”, zadaje nam pytanie – tak jak zadał je siostrze Łazarza – „czy wierzysz w to?” Czy my również odpowiemy w zaufaniu i zawierzeniu, pozwalając by przyjaźń i miłość ku Chrystusowi zwyciężyła w nas zwątpienie, pustkę, przeróżne pytania, ból i łzy – czy my również odpowiemy: „Tak, Panie, ja wierzę”? Ciekawe, że w niektórych tłumaczeniach zdanie to brzmi: „Tak, Panie, ja wciąż wierzę”. Zawsze poruszało mnie to określenie „wciąż”. Czyli ta wytrwałość pomimo wszystko, ta wiara jakby wbrew wszystkiemu. Nawet w obliczu śmierci i zasuniętego kamiennego głazu. Jest jeszcze tłumaczenie, w którym czytamy: „ja mocno wierzę…” – tak, wiara musi być mocna, jak każdy fundament, musi być potocznie mówiąc, solidna (symbolem wiary jest także kotwica). W pierwszym czytaniu słyszymy słowa proroctwa – Bóg chce nas wydobyć w grobu, poprowadzić do kraju obietnicy. Czas Wielkiego Postu szczególnie naznaczony jest podejmowaniem drogi nawrócenia, walki duchowej, zmagania się z grzechami. Czynimy to, by właśnie gdy przyjdzie ten wyjątkowy Święty Poranek, wraz z Chrystusem powstać z martwych, to jest – zostać na nowo zrodzonym przez Jego triumf. Ten święty czas jest po to – byśmy pozwolili Panu wyprowadzić nas z grobów. Każdy z nas musi sam, w świetle Ducha Świętego, odpowiedzieć sobie na pytanie – co dla mnie jest grobem? Mój egoizm, nieuporządkowane przywiązania, nałogi, złe nawyki, jakaś wada, słabość, w którą wciąż popadam. Gdy konkretnie to rozpoznamy, nazwiemy i oddamy to Panu prosząc o Jego łaskę, wtedy i w naszym życiu dokonają się wielkie rzeczy, nasze życie stanie się przestrzenią objawienia się Bożej chwały. Tu trochę wątek podobny do tego poruszanego w perykopie poprzedniej niedzieli. Już nie ślepota od urodzenia, ale śmierć przyjaciela i to – po ludzku mówiąc – zwlekanie Jezusa, są po to by objawiła się Boża chwała i moc. Każdy z nas jest dla Jezusa przyjacielem, kimś szczególnym i umiłowanym. I nad śmiercią każdego z nas – nad naszym duchowym upadkiem i zamknięciem – płacze Pan. Ale On jeden potrafi także na krzywych liniach napisać pięknie. Zrozumiałe są łzy sióstr, ta skarga – „gdybyś tu był, mój brat by nie umarł.” – jakże piękna i szczera jest ta modlitwa, rozmowa z Jezusem. My z wcześniejszych wersetów zapisu Jego rozmowy z uczniami, wiemy dlaczego zwlekał. One tego nie wiedziały, nie rozumiały. Mamy prawo nie rozumieć, nie wiedzieć i pytać się Boga, wołać do Niego „z głębokości” naszego serca. Ale z zaufaniem i poddaniem się Jego woli. Jak bardzo te słowa Marty przypominają „sposób” modlitwy, którą wołać będzie Chrystus do Ojca – „jeśli chcesz, odsuń ode Mnie ten kielich, ale niech się stanie Twoja wola.” – powie Syn Boży, a Marta: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł, ale i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko…” To „ale” – ponad trwogą, ponad wątpliwościami – ufność i posłuszeństwo. Z dalszej rozmowy Jezusa siostrami, z Martą i Marią, może wypływać dla nas zachęta do odpowiedzi na pytanie – czym dla mnie jest zmartwychwstanie? Co ono dla mnie oznacza? Czy słysząc o nim, myślę tylko o tym, co dokona się w wieczności i przy Sądzie Ostatecznym? A może ufam, że każdy dzień, każde wyjście z grzechu, każde odejście od kratek konfesjonału jest już moim udziałem w zmartwychwstaniu? Bo czyż zmartwychwstanie to nie triumf Bożej łaski i Bożego życia w nas? Gdy uczniowie usłyszeli, że Jezus ponownie idzie, tam gdzie jeszcze niedawno Żydzi chcieli Go pojmać, Tomasz wyznał, że idą z Nim umrzeć. Myśleli, że Jezus idzie na śmierć – a On szedł by wskrzesić do życia przyjaciela. Tak, On pójdzie nie pomny na siebie, poniesie śmierć dla naszego zbawienia, ale nie ona sama w sobie jest celem Jego drogi. Nie możemy koncentrować naszej uwagi jedynie na krzyżu – bo za cierpieniem, za każdym trudnym doświadczeniem, jest Jutrzenka Wielkanocnej Niedzieli. Choć owszem, Apostoł Tomasz, dobrze powiedział – parafrazując, idziemy wielkopostnymi ścieżkami, by umrzeć z Jezusem, ale nie tylko, bo także po to, by z Nim zmartwychwstać. Cały ten czas jest dla naszego odrodzenia. Bóg chce nas na nowo powołać do życia. Do nas należy wybór, czy i my tego chcemy? A „zmartwychwstanie” nie zawsze dokona się od razu. Ileż to razy w swoim życiu doświadczamy właśnie owego „zwlekania” Pana? Możemy po ludzku sądzić, że i Jezusowi nie było łatwo czekać – jego przyjaciele przeżywali tak wielkie cierpienie, a On opóźniał swoje przybycie. Ale nigdy o nich nie zapomniał. A to, co ludzkie, zostało niejako poddane pod to, co Boskie – korzyść wieczna nad korzyścią doczesną. I tak cierpienie Łazarza, Marii i Marty stało się wielkim świadectwem. Bo u Boga wszystko ma sens, wszystko jest po coś. Jezus kazał rozwiązać Łazarza z bandaży, uwolnić go tak by mógł samodzielnie chodzić. Bóg jest Tym, który wyzwala. Wielki Post także jest po to – to czas, w którym w szczególny sposób Pan chce nas wyzwalać. Najpełniej Chrystus wyzwala nas. To On przywraca nam godność i daje życie właśnie w dziele tajemnicy Paschalnej – przez ofiarę z siebie, po ostateczne pokonanie śmierci i zmartwychwstanie. Pozwólmy działać łasce Pana – nie oponujmy opierając się na tym, co ludzkie, jak Marta gdy mówiła do Jezusa, który kazał otworzyć grób: „już cuchnie…” – tak, Łazarz nie żył od kilku dni, ale nieważne jak „cuchnący” i „stary” byłby nasz grzech, nasze zniewolenie, Jezus wzywa nas do ufności i wiary. Tylko gdy naprawdę uwierzymy, ujrzymy wielkie rzeczy Boże. Trwajmy w Chrystusie, wraz z Nim i z Jego pomocą podejmujmy walkę z grzechem i słabościami, „umierajmy” dla swojego „ja”, by zawsze żyć w Nim i z Nim. Niech słowa Psalmu tej piątej Niedzieli Wielkiego Postu będą nie tylko naszą modlitwą, ale także opisem stanu naszego serca, naszej duchowości: „Pokładam nadzieję w Panu, dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie, dusza moja oczekuje Pana. U Pana jest bowiem łaska, u Niego obfite odkupienie.”