Uroczystość Zesłania Ducha Świętego (rok B)

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Niezwykle ważny dzień w liturgicznym rytmie roku Kościoła i dla Kościoła, tak ważny dla każdego z nas. Oto dar Zmartwychwstałego i Wniebowstępującego Pana – Duch Święty. Parakret. Coraz częściej już nie tłumaczy się tego słowa, pozostawiając w oryginalnym brzmieniu, gdyż tak bogate jest w znaczenia. Duch Pocieszyciel, Adwokat, Obrońca, Wspomożyciel. Duch kojarzy się z życiem. Bez ducha ciało jest martwe, podobnie bez Ducha Świętego Ciało, jakim jest Kościół, ale także „ciało” jako moja istota osoby wierzącej, ochrzczonej, jest martwe. Ten jednak „słodki Gość”, jest tak subtelny, że można nieraz odnieść wrażenie, że albo jest tak zapomniany, by nie powiedzieć „pomijany” przez nas, albo jest z Nim jak z powietrzem – oddychamy i tak się już przyzwyczailiśmy, że nie myślimy o tym, nie zatrzymujemy się dłużej nad tym, nie kontemplujemy powietrza. A tymczasem ta uroczystość, choć w swojej dynamice i wymowie, podobnie jak większość tajemnic i wydarzeń naszej wiary, ma charakter posyłający nas, poruszający, to jednocześnie zaprasza nas do zatrzymania nad misterium Ducha Świętego. Albo jeszcze inaczej to ujmijmy i to będzie chyba lepsze stwierdzenie – ta uroczystość zaprasza nas, by pobyć trochę (może jakoś bardziej) z Duchem Świętym. Przecież jest On Trzecią Osobą Trójcy Przenajświętszej. Można powiedzieć, że Jego zesłanie jest jakby dopełnieniem w nas tajemnicy Boga i Bożego życia.

Do tej uroczystości przygotowuje nas wigilia. Podobnie jak w Noc Paschalną, obfituje ona w liczne czytania z Pisma Świętego. Słowo Boże prowadzi nas i towarzyszy w tym oczekiwaniu na zesłanie Ducha Świętego. Warto sięgnąć do tej liturgii w swojej prywatnej modlitwie, by wsłuchiwać się w intuicję Kościoła i w tym świetle odnajdywać wskazówki do zrozumienia celebrowanej uroczystości. Ta niedziela poprzedzona jest także nowenną i różnymi czuwaniami. W ten sposób możemy przeżywać to, co było udziałem pierwszych uczniów Pana zebranych i oczekujących na wypełnienie się Jezusowej obietnicy. Czy wiedzieli „na co” konkretnie czekają i jak to ma się wszystko wydarzyć? Słyszymy o tym w dzisiejszym pierwszym czytaniu, które jest kluczowe tej niedzieli. Zapewne nie wiedzieli, ale oczekiwali. Źródłem ich oczekiwania, tym, co napełniało ich serce była ufność w Boże zapewnienie, jakiś rodzaj posłuszeństwa i wierności, ale może i obecny był duch niepewności, zastanowienia, napięcia. A czym dla mnie jest ta niedziela? To naprawdę szczególna niedziela w ciągu roku. Zauważmy, że tak wiele w niej również nawiązań i podobieństw do Wigilii Nocy Paschalnej. Wówczas Pan przeprowadził nas przez „morze grzechu” do nowego życia – ceną swej Męki i przez chwalebne Zmartwychwstanie. Tutaj – posyła Ducha Świętego, który jest zarazem Darem dla nas, ale również Tym, który obdarowuje. Duch Święty przynosi nam swoje dary, owoce i charyzmaty. Uczniowie, który już przecież spotykali Zmartwychwstałego i słyszeli Jego polecenia, to jednak jakby jeszcze nie bardzo wiedzieli, co mieliby z sobą zrobić. Otrzymali nakaz misyjny, ale potrzebują Ducha Świętego, aby móc wyjść i przystąpić do realizacji tego zadania. To oczekiwanie na Ducha Świętego przed rozpoczęciem głoszenia, może być wskazówką i dla nas – jaka jest moja postawa przed rozpoczęciem posługi, realizacji swoich zadań? Czy w moim życiu jest czas na zatrzymanie, refleksję, powierzenie wszystkiego Panu i omówienie z Nim tego, wsłuchanie się w Jego głos, w Jego wolę i pouczenia? Czy znajduję czas na rekolekcje? A może od razu działam i nawet nie podejmuję wysiłku rozeznawania? Najpierw musimy napełnić siebie, dać się Bogu napełnić, aby potem móc pójść do innych, bo jeśli nie będziemy napełnieni, to, co im damy?

To, że wychodzą i zaczynają mówić różnymi językami jest symbolicznym obrazem otwartości Kościoła. W Apostołach to Kościół mówi różnymi językami, ale choć słowa brzmią inaczej treść jest ta sama i niezmienna, bo Ewangelia jest niezmienna. To symbol powszechności Kościoła, z którego nikt, żaden naród, nie jest wykluczony. Ewangelia głoszona różnymi językami ma nas także zachęcić do poszukiwania nowych form niezmiennej treści – oby jednak tylko na formie nie za bardzo się skupić. Widzimy także, że Duch Święty jest tym, który otwiera. To znaczy również – jest Tym, który zwycięża nasz strach, nasze obawy i otwiera nas, napełnia odwagą, by uczynić ten znaczący krok poza moje podwórko, podwórko mojego „ja”. Pod wpływem daru Ducha Świętego głoszenie dla Apostołów staje się czymś naturalnym i oczywistym. Już wiedzą, że nie mogą pozostać dłużej w Wieczerniku jako miejscu izolacji, schronienia. To ten dynamizm wiary i dynamizm bycia uczniem Jezusa.

Mówili różnymi językami, ale razem, to znaczy tworząc jedną wspólnotę. Ta jedność nie oznacza ujednolicenia negatywnie rozumianego. Bo to właśnie ta różnorodność ma tworzyć jedność. Jedność w różności – mówimy. Każdy z tym charyzmatem, który osobiście otrzymał ma przyczyniać się do budowania jedności. Nie chodzi o „wybijanie się”, ale o wspólne budowanie. Charyzmaty są po to właśnie dane i po tym rozpoznajemy, czy są autentycznie Boże – jeżeli służą ogólnemu zbudowaniu, jeżeli są ku zbudowaniu innych, ale także ku zbudowaniu jedności. Tę jedność w różnorodności możemy przedstawić za pomocą alegorii mozaiki albo gobelinu. Każdy element jest inni i niepowtarzalny, bez niego wzór byłby niepełny, dopiero razem tworzą czytelny obraz, piękną całość zdolną „przemawiać” swoim wizerunkiem.

Ale o Duchu Świętym tradycja Kościoła, jak i doświadczenie wielu świętych, mówi nam jako o Oblubieńcu. Maryja, obecna przecież z Apostołami w tym oczekiwaniu nazwanym pierwszą Kościoła (o Zesłaniu Ducha Świętego mówi się jako o narodzinach Kościoła), obecna w tym szczególnym czasie nazwana jest Oblubienicą Ducha Świętego. Także duchowość franciszkańska, klariańska, mówi, że jesteśmy oblubienicami Ducha Świętego. Jak bardzo więc wyjątkowa i niepowtarzalna powinna być, jest, ta relacja. Przywołaliśmy obraz powietrza. Duch Święty jest Tym, który wszystkiego nas nauczy, pouczy i nam przypomni – jak czytamy w Ewangelii – ale także jako Oblubieniec powinien być blisko nas, w nas. To On rozlewa w naszych sercach Bożą miłość – jak czytamy w Liście św. Pawła do Rzymian. On jest Miłością, bo to samo co mówimy o Jednej Osobie Trójcy Przenajświętszej odnosi się do pozostałych. Ojciec miłuje Syna, a tą więzią miłości jest Duch Święty. Czy zastanawiałem się kim dla mnie jest Duch Święty i czy pielęgnuje z Nim relację? Zesłanie opisane w Dziejach Apostolskich dokonało się w bardzo spektakularny sposób. Być może dla tamtego grona to było konieczne i potrzebne. Moje jednak osobiste doświadczenie „zesłania” może być dużo bardziej subtelniejsze, może nawet w jakimś sensie ukryte. Na co czekam tej niedzieli? Z drugiej strony – ile potrzeba z naszej strony zawierzenia i gotowości na przyjęcie każdego daru, ale również takiego duchowego wyczulenia, wyczekiwania. By nie przeoczyć tej najważniejszej chwili. Przypominają mi się wersety z Pieśni nad pieśniami, jak oblubienica wyczekiwała Oblubieńca, szukała Go, pragnęła za Nim podążać. My też przecież mówimy o prowadzeniu przez Ducha Świętego. Dać się Jemu zdobyć – zostać przez Niego zdobytym i pozwolić się prowadzić. I to wcale nie zabiera nam wolności, przeciwnie – daje ją nam. Oblubieniec i oblubienica. Czy tak postrzegam moją relację z Bogiem? Czy w ogóle o sobie, o swojej duszy i całym swoim jestestwie myślę w kategoriach „oblubienicy”?

W opisie Zesłania Ducha Świętego na Apostołów jest wiele symboli, znaków. Szum z nieba, gwałtowny wiatr – to też odsyła nas do pierwszych stronnic Pisma Świętego. Duch Święty jako Boże tchnienie. Bóg, który tchnął na pierwszego człowieka i ten stał się istotą żyjącą, ożył. Bóg, który tchnie na martwe kości z proroctwa Ezechiela i przywraca do życia. Duch Święty jest Ożywicielem i Tym, który wskrzesza do życia. Każdy z nas potrzebuj wciąż tego wskrzeszenia. Doświadczamy tego nawracając się, powracając do Ojca po grzechowym upadku. Ale to tchnienie jest także pocieszeniem, pokrzepieniem. Połączenie kości i obraz wspólnoty zebranych uczniów przywołuje nam na myśl także zadanie jedności, jakie powierzył nam Jezus. „Aby stanowili jedno” na wzór Trójcy Przenajświętszej. Duch Święty jest Budowniczym tej jedności, bo sami z siebie jej nie osiągniemy. Ale najpierw jest On Budowniczym naszej jedności, osobistej, z Bogiem. Wiatr ma też to do siebie, że nie da się go powstrzymać, zatrzymać. Wiele już pisaliśmy o dynamizmie wiary i relacji z Bogiem, ale w tym kontekście można jeszcze dodać myśl o natchnieniach i działaniach Ducha Świętego. To On wybiera, On działa. To, co wydarzyło się w Wieczerniku musiało być zaskoczeniem dla Apostołów. A ja? Czy jestem otwarty, gotowy na to, by dać się zaskoczyć przez Boga? Wiatr porywa – dać się „porwać” Duchowi Świętemu.

Jest jeszcze symbol ognia. I tak wiele skojarzeń. Żar ognia – płomień Pański – to znów nawiązanie do Pieśni nad pieśniami. „Wody wielkie nie zdołają” zgasić tego Płomienia. Kiedy w Ewangeliach czytamy opisy, jak Jezus chodzi po wodzie i ucisza wzburzone jezioro, odnajdujemy w tym opis panowania Boga nad szatanem, grzechem, nad ciemnością i otchłanią. Podobnie tutaj. Wody wzburzone tego, co „światowe” (w negatywnym znaczeniu), nasze namiętności nieopanowane, nasz grzech i to, co nas może jakoś „zalać” – to wszystko nie jest w stanie zgasić Ducha Świętego. Owszem, w naszej wolności możemy nie odpowiedzieć na Jego natchnienia, ale On jest ponad tym, tak jak Jezus uciszył burzę i szedł po wodzie. Ogień to także żywioł zdolny wiele wypalić – po ludzku patrząc, zdolny do zniszczenia, ale w Bożej logice, to wypalenie, spalenie tego, co wymaga oczyszczenia, ogień oczyszczenia, jest dla naszego dobra. Zanim uczniowie wyszli, by głosić, potrzebowali tego osobistego oczyszczenia, spalenia w nich tego, co tego spalenia wymagało – ale potrzebowali także zapalenia. Mówimy w języku potocznym, że ktoś się do czegoś zapalił. Dać się zapalić Duchowi Świętemu. Jeżeli osobiście nie nabierzemy przekonania o słuszności i konieczności głoszenia Dobrej Nowiny, będziemy ją może i opowiadać, ale będzie to rutyna wykonywanego z obowiązku zadania, a nie osobista misja. Duch Święty przemienia życie każdego z nas w prawdziwą misję.

Uczniowie nie mówili od siebie, ale „tak jak im Duch pozwalał mówić”. Jest taki piękny wers w Księdze Mądrości: „oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano”. Czy podczas codziennego rachunku sumienia zastanawiam się nad wypowiedzianymi przeze mnie słowami? Ale nie tylko wypowiedzianymi, ale także nad tymi, które pozostały w moich myślach. Czy proszę Boga o słowo, to znaczy o to, by to On pokierował moimi wypowiedziami?

„Ogniste języki” rozdzieliły się i nad każdym z uczniów spoczął jeden. Każdy otrzymał dar. Każdy został dotknięty przez Ducha Świętego. Ten „ognisty” dotyk, może nam także nasunąć skojarzenie ze sceną powołania proroka Izajasza, kiedy to jeden z serafinów wziął rozżarzony węgiel z ołtarza i dotknął nim warg przyszłego proroka mówiąc: „oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech.” To Duch Święty uświęca sakramenty, to Duch Święty w wyjątkowy sposób działa i jest obecny w sakramencie pokuty i pojednania. To Duch Święty daje moc słowu eucharystycznej konsekracji. Wspomnijmy jeszcze scenę powołania innego ważnego proroka – Jeremiasza. „I wyciągnąwszy rękę, dotknął Pan moich ust i rzekł mi: Oto kładę moje słowa w twoje usta”. Gest wyciągniętej ręki może skojarzyć się ze sceną stworzenia przedstawionej przez Michała Anioła, gdzie dłoń Boga i Adama prawie się dotykają – w tej przestrzeni „pomiędzy” choć niewidoczny, ale możemy domyśleć się obecności Ducha Świętego. Prawdziwe słowa świadectwa i głoszenia pochodzą od Ducha Świętego.

O tym też mówi Pan Jezus w czytanej tej niedzieli perykopie ewangelicznej. To Duch Święty pouczy i oznajmi uczniom całą prawdę. Duch Święty, który pochodzi od Ojca, a którego posyła nam Syn, „doprowadzi do całej prawdy”. To słowa z piętnastego rozdziału Ewangelii wg św. Jana, a już dwa rozdziały później, Jezus będzie modlił się za uczniów do Ojca: „uświęć ich w prawdzie”. Jezus o sobie powiedział, że jest Prawdą. Do Ojca powiedział, że Jego słowo jest prawdą – Jezus jest Słowem Boga, które dla naszego zbawienia stało się Ciałem i „zamieszkało między nami”. Duch Święty „też” jest Prawdą. Potrzebujemy prawdy. To ona sprawia, że jesteśmy autentyczni, wiemy jaką iść drogą. Nie możemy uciekać od prawdy. Może właśnie tym ma być dla nas dziś zesłanie Ducha Świętego – odkryciem prawdy? Pozwolić, by Duch Święty poprowadził nas drogą prawdy – poznania siebie, Bożej miłości i nauki (znamy słowa tej nauki, jej treść, ale w tym poznaniu chodzi o przejście od wiedzy do osobistego doświadczenia – poznać to być z kimś blisko, wiedzieć o nim ale nie na płaszczyźnie suchych faktów, ale relacji), Bożego zbawienia, ocalenia. To takie „nowe stworzenie” – Duch Prawdy, który stwarza nas na nowo. Śpiewamy w Psalmie: „Stwarzasz je (Boże stworzenia), napełniając swym Duchem i odnawiasz oblicze ziemi.” Pozwólmy, by Duch Święty wypalił w nas to, co nie jest z Boga. Pozwólmy, by Duch Święty tchnął w nas i dał nam nowe życie – przyjmijmy to życie – nowe życie, życie w prawdzie.

Każdy z uczniów otrzymał dar Ducha Świętego. Każdy z nas Go otrzymał w szczególny sposób w sakramencie bierzmowania. Św. Paweł w swoich listach będzie pisał o naszym ciele jako świątyni Ducha Świętego. Nim jesteśmy uświęceni. Nie należymy już sami do siebie. Czy pamiętamy o tym uświęceniu? W tych listach znajdziemy także prośbę, by nie gasić Ducha Bożego, by nie zasmucać Go – Tego, który w nas jest obecny. Dziś w drugim czytaniu zaczerpniętym z Listu do Galatów, Apostoł Narodów zachęca do postępowania według ducha – by ponad cielesność, światowe namiętności i „uczynki z  ciała” przedłożyć to, co duchowe. Dziś już wiemy, że nie chodzi o przekreślenie ludzkiego wymiaru naszego jestestwa, nie chodzi o przekreślenie człowieczeństwa, które także zostało nam dane, podarowane i zadane przez Boga. Nasze człowieczeństwo również ma zostać uświęcone w prawdzie, to znaczy poznane i właściwie formowane, przeżywane. Bóg uświęcił człowieczeństwo przez misterium swojego Wcielenia. Ale jednak nie mamy się na nim zatrzymać. „Dążcie do tego, co w górze” – słyszeliśmy w pierwszych dniach okresu Wielkanocnego, który tą uroczystością dziś przeżywaną zamykamy. Św. Paweł w tym fragmencie wymienia „jakie uczynki rodzą się z ciała”, ale również jakie są owoce Ducha i podsumowuje: „Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy”. A jak wygląda moja współpraca z Duchem Świętym? Jakie z Jego owoców wymienionych przez św. Pawła odnajduję w sobie? „Po owocach ich poznacie” – powiedział Chrystus. Widzimy w tym fragmencie dobre i złe owoce. A co ja widzę u siebie i co inni mogą u mnie dostrzec? Zobaczmy bowiem, że te uczynki – i z ciała i z Ducha – objawiają się również w relacjach, w odniesieniu do drugiej osoby. Ale to zestawienie pokazuje nam również to, że sami z siebie nic nie możemy uczynić – to znaczy: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie wymienione przez Apostoła Naródów, nie pochodzą z nas, ale są „owocem”, czyli efektem spotkania Ducha Świętego z naszą otwartością na Niego i z naszą współpracą. W tym fragmencie pojawia się również zdanie o ukrzyżowaniu swoich namiętności. Należymy do Chrystusa, idziemy za Nim, a to zakłada także konfrontację z Krzyżem. Jak sami z siebie nie wydamy owoców, tak sami z siebie nie poradzimy sobie z naszymi wadami i słabościami. Potrzebujemy w tej duchowej walce zjednoczenia z Jezusem, zawierzenia Jemu naszych ran, ukrycia się w ranie Jego Serca. Nawiązując jeszcze do wspomnianej zachęty, by „dążyć ku temu, co w górze” – z jednej strony jesteśmy „porywani” ku górze, ku temu, co duchowe, co niebiańskie byśmy powiedzieli, ale zarazem Duch Święty jest Tym, który prowadzi w głąb. By odkrywać Prawdę nie trzeba nam wyruszać daleko. To w głębi serca, w zaciszu tej niepowtarzalnej i jedynej w swoim rodzaju izdebki, mamy możliwość pielęgnowania oblubieńczej relacji z Duchem Świętym, tak bardzo osobistej i zażyłej. „W głębi” – to znaczy także to, by nie rozpraszać się w niepotrzebne strony, ale skoncentrować na tym, co duchowe, ale jednocześnie na tym, co tu i teraz. By codzienność przeżywać w duchowy sposób, uświęcony obecnością Boga, obecnością Ducha Świętego i pod Jego działaniem. Ale to „w głębi” uczy nas także bardzo konkretnej duchowości, pobożności, która nie jest spirytualizmem, który zapomina o dniu obecnym i o tym, co w nas ludzkie, człowiecze. Chrześcijanin, jak o tym już rozważaliśmy przy okazji uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego, jest zarazem tym, który wpatruje się w niebo, ale stąpa konkretnie po ziemi.

„Błogosław, duszo moja, Pana, Boże mój, Panie, Ty jesteś bardzo wielki! Jak liczne są dzieła Twoje, Panie, ziemia jest pełna Twoich stworzeń.” – ziemia jest pełna Bożych arcydzieł, znaków Bożej łaski i obecności. Czy potrafię je dostrzec? Zauważę je jeżeli będę „oddychał” tchnieniem Ducha Świętego, a nie smogiem narzekania, krytykowania (w którym nie ma nic budującego i dążącego do rzeczywistej poprawy omawianej sprawy, osoby, zjawiska), ciągłego niezadowolenia, braku wdzięczności i docenienia tego, co mamy. Duch Boży to Duch dziękczynienia, uwielbienia – bo taka jest miłość. W rozważanej tej uroczystości Ewangelii również słyszymy, że o tym, że Duch Święty otoczy Syna chwałą. Syn zaś otoczy chwałą Ojca wypełniając Jego wolę. Ojciec uwielbi Syna za to, że wypełnił Jego wolę i dopełnił dzieła odkupienia. To wzajemne uwielbienie i pragnienie chwały drugiej Osoby. Tego też uczy nas Duch Święty. Uwielbiajmy więc Pana, chwalmy Go i wywyższajmy. „Niech miła Mu będzie pieśń” nasza, pieśń naszego codziennego życia. Ludzie może będą się dziwić, tak jak dziwili się, ci którzy słyszeli uczniów mówiących w różnych językach mimo, że byli „Galilejczykami”, czyli ludźmi prostymi i niewykształconymi. Ale to nie powinno nas zatrzymywać. Duch Święty tchnie kędy chce i jak chce, kiedy chce – i chyba zawsze pozostanie dla nas swoistego rodzaju Tajemnicą, a jednak – niech zawsze będzie dla nas „Najmilszym Gościem” naszego serca. Chciejmy przebywać w Jego obecności. Niech On prowadzi i wypełnia naszą modlitwę, prowadzi w wykonywaniu powierzonych nam zadań. Niech On będzie naszym Oblubieńcem.

Wiele by pewnie jeszcze można byłoby napisać. Niezwykłym tekstem, niezwykłą modlitwą do rozważenia jest jeszcze sekwencja przeznaczona na dzisiejszą uroczystość. Zatrzymajmy się osobiście nad jej wersetami, pozwólmy, by one dotknęły naszego serca i umysłu. Ale pamiętajmy także o obecności Maryi w całej tej scenie Zesłania Ducha Świętego. Czy to wydarzenie „odtworzyło” w Niej, w Jej pamięci chwilę Zwiastowania, gdy Duch Święty osłonił Ją i przeniknęła Ją moc Najwyższego? I narodził się Jezus. Ale to czego uczy nas Maryja to milczenie, to rozważanie w swoim sercu Bożych spraw, to zasłuchanie w Boże Słowo, w Jego delikatną Obecność.

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA