Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata
Gdy przeczytałam czytania liturgii Słowa przeznaczone w roku A na Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata od razu niemal przyszła mi myśl o pewnym (pozornym?) paradoksie. W pierwszym czytaniu z księgi proroka Ezechiela Pan mówi o szukaniu zagubionych owiec, o ich gromadzeniu przy sobie, sprowadzeniu zabłąkanej. A w Ewangelii? W opisie sceny Sądu mowa jest o rozdzieleniu jednych od drugich „jak pasterz oddziela owce od kozłów”. Paradoks jest pozorny, bo aby rozdzielić, trzeba właśnie najpierw zgromadzić. Zaś to rozdzielenie można odczytać w kluczu ostatniego zdania proroka Ezechiela: „tak mówi Pan Bóg: Oto ja osądzę poszczególne owce, barany i kozły.” Czyli – każdy odpowie za swoje własne czyny, za swoje postępowanie.
Słowa przekazane przez proroka Ezechiela tchną nadzieją. Jak bardzo każdy z nas jest cenny i ważny dla Pana. Obraz Boga jako Dobrego Pasterza zatroskanego o swoje owce jest częstym obrazem w Piśmie Świętym. Tak też siebie przedstawia Pan Jezus w Ewangelii. Przez całe nasze życie podążamy różnymi drogami zapominając nieraz przy tym o celu ostatecznym. Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata kończy rok liturgiczny, jest jego zwieńczeniem. W następną niedzielę rozpocznie się już Adwent, czyli rozpocznie się nowy rok liturgiczny. Zwieńczeniem naszego życia będzie Sąd. Ale to pokazuje jeszcze to, że wszystko co czynimy, powinno zmierzać właśnie do tego – by Chrystus był naszym Królem, by królował w naszych sercach, by nasze życie było tego świadectwem. On nas zna najlepiej – a czy my znamy Jego? W naszym życiu wiele jest tych „dni ciemnych i mrocznych”. A jednak i tam chce przeniknąć Dobry Pasterz by nas odnaleźć, by przywołać do siebie, bo wie, że tylko przy Nim jest nasze ocalenie i pełnia szczęścia. Ile czułości jest w zdaniu, w którym Pan zapowiada, że sam będzie pasł swoje owce, że będzie je układał na legowisku. Ile miłości! Czy taki ma w sobie obraz Boga? Boga, który mnie miłuje i poszukuje? A czy ja Jego poszukuję? Każdy z nas jest inną historią. I to też widać w postępowaniu Boga. Każdy z nas ma swoją drogę i z każdym z nas Dobry Pasterz będzie postępował w sposób najwłaściwszy dla jego zbawienia: „zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał.” Pan, który pochyla się nad naszymi ranami – Ten, którego zraniły nasze grzechy. Pan, który jest z nami w naszych cierpieniach – Ten, który cierpiał dla naszego ocalenia. Pan, który chroni swoje dzieło w nas, który hojnym jest dawcą wszelkich łask. Tak, nawet ten, kto zdaje się być mocnym, potrzebuje Bożej ochrony, bo nie z niego samego jest ta moc, ta siła, ale właśnie z łaskawości Pana.
Ale przyjdzie także moment Sądu. Koniec roku liturgicznego – jak i potem początek Adwentu – na to ma właśnie ukierunkować naszego zamyślenie. „I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody” – napisze św. Mateusz. Każdy będzie osądzony, nikt tego nie uniknie. Ale w tym „razem” jest zarazem i „osobiście”. I nastąpi ostateczne rozdzielenie dobra od zła, dobrego zboża od chwastu. I myślę, że to musi być dramatyczna chwila dla Boga. Ten, który jako Dobry Pasterz „poświęcił się” zabieganiu o nasze ocalenie, Ten, który jak najlepszy Ojciec i najczulsza Matka, troszczył się o nas (nawet jeżeli my wiele razy być może tę troskę, pomoc i obecność odrzucaliśmy), teraz musi osądzić i wie, że nie do każdego będzie mógł powiedzieć: „pójdźcie, błogosławieniu Ojca mojego”. Przecież w każdym widzi swoje umiłowane dziecko. A jednak. Tam już nie będzie miejsca na udawanie, gdy staniemy „oko w oko” z najczystszą Prawdą, z samą Prawdą. I okaże się, czy czegoś się od naszego Pasterza nauczyliśmy. Stanął przed Nim nawet ci, którzy Go lekceważyli, którzy negowali Jego istnienie, znaczenie, ci, którzy mniemali, że poradzą sobie sami, że wiara i religijność to nic takiego. Sąd będzie chwilą wielkiego zdziwienia – co też wybrzmiewa w pewien sposób w dzisiejszej ewangelicznej perykopie. „Kiedy?” – pytają osądzani. Ile chwil życia gdzieś nam umyka. Ile okazji do uczynienia dobra, do dania świadectwa, czy po prostu do zwyczajnej, prostej wierności uleciało bądź zostało przez nas niedocenionych? To pokazuje jak cenna jest każda chwila i zarazem jak wiele sposobności daje nam Pan. To jest właśnie Jego poszukiwanie nas – na każdym kroku.
Życie szybko mija. Scena Sądu zatrzymuje nas. W jego momencie już nic od nas nie zależy. Nasza sposobność do uczynienia czegokolwiek, dobiegła końca. Tak, będziemy na Sądzie zdziwieni. Niczego już nie poprawimy, niczego nie cofniemy. I każda ta chwila, która będzie już za nami, miała służyć właśnie temu – aby ostatecznie „Bóg był wszystkim we wszystkich” – jak powie św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian. To wywyższenie Boga w nas, w naszej codzienności, nie dokonuje się od razu. W usłyszanym dzisiaj fragmencie tego Listu, słyszymy właśnie jak wszystko ma swoje etapy – aż do ostatecznego triumfu Boga, który nie chce śmierci, który śmierci nie uczynił, który pragnie życia każdego z nas, który nie jest Bogiem umarłych, ale Bogiem żywych. W naszym życiu też możemy obserwować te etapy. Walczymy z grzechem, pokonujemy nasze słabości, przełamujemy się by iść wiernie za Panem, by czynić miłosierdzie. Każde, nawet najdrobniejsze opowiedzenie się za Jezusem jest Jego triumfem w nas.
Sąd, ostateczne panowanie Boga, zostało nazwane w eschatologii biblijnej Dniem Pańskim. Wówczas historia zbawienia pojedynczego człowieka i całej ludzkości osiągnie swój kres i to wtedy właśnie nastanie ten nowy świat, w którym „Bóg będzie wszystkim ze wszystkich”. Określenie „Dzień Pański” kojarzy nam się z niedzielą. Może warto przy tej okazji zadać sobie pytanie jak przeżywamy niedzielę? Czy choć ten jeden dzień w tygodniu jest przez nas naprawdę, autentycznie poświęcony Bogu? Jeden dzień, który ma nas niejako przygotować do wiecznego Dnia. Jakie są przestrzenie w moim życiu, które jeszcze nie są Jezusowe, nie są jeszcze Jemu poświęcone? Pamiętam, jak kiedyś jeden z rekolekcjonistów prowadząc konferencję na temat przygotowanie do śmierci, postawił pytanie do rachunku sumienia: czy Jezus dzisiaj mógłby mnie rozpoznać? To znaczy, czy jest we mnie jakieś podobieństwo do Jezusa? Podobieństwem jest oczywiście godność dzieci Bożych, Bóg rozpozna nas, bo zostaliśmy obmyci drogocenną Krwią Zbawiciela. Ale to taki „ogólnik”. Chodzi o konkretne spojrzenie. Żeby jednak powiedzieć, czy jestem podobny do Jezusa, trzeba znać Jego cechy. To poznajemy z Pisma Świętego, z Ewangelii. Czy ją czytam? Czy jest ona dla mnie zwierciadłem, w którym mogę zobaczyć oblicze Zbawiciela i księgą – nauczycielką jak postępować? Dzieci patrzą na rodziców i uczą się od nich zachowania. Czy tak samo spoglądam na Jezusa? Czy jest On dla mnie Wzorem i Nauczycielem? Czego uczy mnie dzisiejszy fragment Ewangelii, dzisiejsze Słowo Boże?
W kontekście tej perykopy często przywołuje się słowa św. Jana od Krzyża, że o zmierzchu życia będziemy sądzeni z miłości. Słowa te często powtarzała m.in. św. Matka Teresa z Kalkuty. W kontekście tej perykopy mówi się o uczynkach miłosiernych względem bliźniego. Mówi się w ogóle o odkrywaniu oblicza Boga w bliźnim, o tym jak Jezus „utożsamia się” z najmniejszymi i jak rani Go nasza pogarda względem nich. Scena Sądu odrywa niejako nasze spojrzenie od nas samych, aby nauczyć nas dostrzegania potrzebującego, który znajduje się tak blisko. Jezus potrzebuje naszych rąk, naszych nóg by iść w świat i czynić miłosierdzie – często mówimy i słyszymy. Będziemy sądzeni nie z sukcesów, ale z tego ile w naszym życiu było miłości – bo coś nam może się nie udać, ale chodzi o włożoną w to czystą miłość, czystą, czyli ukierunkowaną na Pana – robię to dla Niego. To miłość nadaje sens naszemu życiu, bo z miłości i ku miłości zostaliśmy stworzeni. Czyniąc miłosierdzie niejako oddajemy to, co sami otrzymaliśmy. Oddajemy, a zarazem pomnażamy.
Ale ja chciałabym dziś powiedzieć o jeszcze jednej miłości, o której może zapominamy. Piękne jest zwrócenie naszego spojrzenia na bliźniego i tak, to z miłości będziemy sądzeni. Ale miłość bliźniego połączona jest w przykazaniu z miłością siebie samego. A co gdybyśmy w słowach dialogu z dzisiejszej Ewangelii usłyszeli pytanie o miłość siebie? Chodzi oczywiście o tę „dobrą” miłość siebie, nie o niezdrowy egoizm i egocentryzm, ale o miłość siebie, która jest wyrazem pielęgnowania w sobie godności dziecka Bożego. Jak mówi teologia, łaska buduje na naturze. Trzeba więc i w odpowiedni sposób zadbać o tę naszą naturę. Jeżeli moje „ja” będzie wewnętrznie niepoukładane, poranione, rozbite (a często z tym będzie się łączył niewłaściwy, nieprawdziwy obraz Boga noszony w sercu albo „poplątana” relacja z Bogiem), to nie będę potrafił przyjąć w pełni Bożej łaski i także moja miłość bliźniego nie będzie poprawna, może mi sprawiać problem. Np. nie ceniąc swojej wartości, wciąż będę zazdrościł, porównywał się, starał się (w niewłaściwy sposób) naśladować innych, nie będę sobą – zamiast cieszyć się autentycznie z dobra innych, wspierać ich rozwój. Mówimy o pogardzie dla innych, ale ile razy my sobą samym pogardzamy? Przecież tym też ranimy Pana, bo to On dał nam tchnienie życia, zapragnął naszego jestestwa i odkupił nas przez ofiarę ze swego Jednorodzonego Syna. Może tym „najmniejszym” jestem właśnie ja sam dla siebie? We mnie też jest Jezus, który pragnie, łaknie, który prosi o dostrzeżenie. Opatrzeć swoje rany, dostrzec je najpierw, a może także pozwolić, by ktoś przyszedł z pomocą. Czy umiem przyjmować pomoc innych? Czy odwiedzam siebie – to znaczy, czy odwiedzam Pana w sanktuarium mojego serca, ale także czy wsłuchuje się w siebie, czy poznaję swoje potrzeby i rozeznaje je w Bożym świetle? Czy znam swoje uczucia, emocje, czy raczej wszystko ukrywam? Emocje to też część naszego jestestwa, która wymaga z naszej strony opieki. Czy znam w ogóle siebie? Czy pamiętam, że na chrzcie św. zostałem przyodziany najwspanialszą szatą – czy dbam o jej czystość? A może jestem w jakimś wewnętrznym więzieniu (np. skrupuły, lęki, nieprzebaczenie, rany przeszłości, niezdrowy egocentryzm, pogoń za sukcesami doczesności, waśnie…) albo zakładam jakieś maski, ukrywam się przed sobą samym, albo gram przed innymi (nie da się całe życie grać albo spełniać czyiś oczekiwań – to prawda nas wyzwala, prawda czyni nas autentycznymi)? Czy potrafię odkryć – czy chcę odkryć – to więzienie i wyjść z niego? Tym udręczonym, którego nie należy ominąć ani nim pogardzać mogę być ja. Tak, Sąd będzie też pytaniem o moje jestestwo, o to co uczyniłem z tym darem, nie tylko w kontekście miłosierdzia względem innych (życie jako dar, my jako dar jedni dla drugich jeżeli żyjemy Ewangelią), ale także względem siebie. Jesteśmy odpowiedzialni jeden z drugiego, ale jeszcze bardziej i to w pierwszej kolejności ja jestem odpowiedzialny za siebie samego i o to też zapyta mnie Pan. Co uczyniłem dla Niego w sobie? A więc także czy pielęgnowałem, czy rozwijałem relację ze Zbawicielem?
Nie bójmy się tej drogi poznawania siebie. Patrzmy na Jezusa, w Niego się wpatrujmy, aby właśnie odkrywać także siebie. Poznanie swoich niedoskonałości nie powinno nas przerażać – przeciwnie, powinno nas motywować do poprawy, do codziennego wyruszania na nowo za Chrystusem, który pragnie naszego zbawienia. Czy ja też tego pragnę? Ale przecież mamy odkrywać nie tylko niedoskonałości – przy rozpoznaję dobro w sobie i jestem za to Panu wdzięczny? Pokora to prawda – jak mówiła św. Teresa z Avila – a więc uznanie swoich zdolności, talentów, tego, co dobrego się wykonało, odkrycie ile w nas jest łaski Bożej, docenienie tego – to też pokora, jeżeli z wdzięcznością odniesiemy to do Pana. Czy jestem wdzięczny? Czy pragnę pięknego jestestwa już tu, jestestwa, które odbijało by w sobie Boga, a potem całą wieczność trwało w jedności z Nim? Konfrontacja z tym wszystkim, z tymi nieraz przecież tak trudnymi pytaniami, nie jest po to, by nas katować, dręczyć. To też jest dar od Pana dla naszego ocalenia. Pan jest Dobrym Pasterzem, przy Nim niczego nam nie będzie brakować, On wie, po jakich wieść nas drogach, a po trudzie szykuje dla nas odpoczynek. Tym „orzeźwieniem duszy”, o którym mówi Psalmista w znanym Psalmie 23 jest także poznanie siebie, pokonanie wewnętrznych więzień, wyswobodzenie, które przynosi nam prawda – a Jezus jest samą Prawdą. Jego dobroć i łaska będą nas strzegły – tylko my musimy odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy je przyjąć i jak je wykorzystamy.
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA