Uroczystość Bożej Rodzicielki
Okres oktawy Bożego Narodzenia wieńczy uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki. Zarazem jest to pierwszy dzień Nowego Roku kalendarzowego, który od wczesnej tradycji chrześcijańskiej – stał się pierwszym liturgicznym wspomnieniem Maryi w ciągu roku. Uciekając się pod opiekę i obronę Tej, która jest nie tylko Matką Boga, ale także z Jego woli i zamysłu, Matką każdego z nas, pragniemy Jej matczynej dobroci zawierzać wszystkie nasze sprawy, radości i troski. Ale nim wyruszymy w dalszą drogę w tej naszej codziennej pielgrzymce wiary, liturgia Słowa uroczystości przenosi nas – jak na początku oktawy – do Betlejem i chwili narodzenia Syna Bożego. Już sama ta zbieżność tekstów może być przyczynkiem do refleksji, na temat znaczenia początków naszego życia, na temat ważności fundamentów, na których budujemy nasze życie w ogóle. Czasem w gmatwaninie codzienności, wraz z narastaniem różnych problemów i chwil zwątpień czy zniechęcenia, można zgubić ów „początek”, ową motywację, dla której rozpoczęliśmy to czy owo dzieło, podjęliśmy taką a nie inną decyzję czy dokonaliśmy jakiegoś wyboru. Nie wszystkie początki są łatwe i świetlane. Może w takim przypadku ich przypomnienie pobudzi do dziękczynienia, że nawet pośród tych krzywych, po ludzku patrząc, liniach, kolejach, Bóg napisał, wyprowadził dobry scenariusz. Ale wracając do ewangelicznej sceny z Betlejem. Oto pasterze przybywają z pośpiechem, by ujrzeć Dziecię Boże. Ten tekst pełen jest ekspresji, ruchu, emocji. Ale pośród tego „zgiełku” Maryja jawi się jako ostoja spokoju, która „wszystkie te sprawy zachowywała w swym sercu”. Na tle pasterzy śpieszących do szopki i zdumienia, zaskoczenia, Maryja po prostu trwa przy Synu. To nie oznacza, że Ją to nie porusza. Przeciwnie. Ale daje nam jako Matka lekcję, by wszystko przeżywać z Bogiem – bo wtedy dostrzegamy wszystko we właściwym świetle. Zdrowy dystans jest nam potrzebny, by przypadkiem nie zachłysnąć się zbyt łatwo i zbyt niebezpiecznie, czymś co szybko przemija, jest tak zmienne i ulotne – jak np. ludzkie opinie, teorie, poklask, pochwały lub też krytyczne ciągle nagany. Nie lekceważy pasterzy, zapewne się z nimi przyjaźnie przywitała, ale nie skupia, nie pragnie i nie wymusza tego, by ich uwaga skupiła się na Niej. Swoim milczeniem sprawia, że to nadal Jezus jest w centrum. A może nawet nie milczeniem, ile właśnie owym osobistym przykładem zapatrzenia na Niego.
Pasterze przybyli do Świętej Rodziny, bo tak nakazali im Aniołowie, mówiąc, że w Betlejem ujrzą znak. A cóż to za znak? To ciągle mnie fascynuje, bo ten znak, tak wspaniale zapowiedziany, ogłoszony przez anielskie chóry, to po prostu Dziecię owinięte w pieluszki. Ta prostota Boga może nieraz przerażać, a już na pewno przerastać nas, w których jest jakieś pragnienie niezwykłości, doświadczenia czegoś nadzwyczajnego. Poza tym, przecież tej nocy w Betlejem mogły narodzić się także inne dzieci – a jednak, w tej prostocie ten znak był nadzwyczaj czytelny i niepowtarzalny. Pasterze więc przybyli i cóż zrobili? Oddali pokłon Jezusowi. Tak. Ale również „opowiedzieli, co im zostało objawione o tym Dziecięciu”. Czy to nie kolejny paradoks? Pasterze ogłaszają Maryi i św. Józefowi to, co usłyszeli od Aniołów – ogłaszają Dobrą Nowinę. Są pierwszymi wręcz głosicielami Dobrej Nowiny – bo przecież tym ona jest, ogłoszeniem Bożej Obecności, bezgranicznej Miłości Boga objawionej w Chrystusie i dziele Odkupienia, którego dokonał Boży Syn. Pasterze usłyszeli i ogłosili, że to Dziecię to Mesjasz, że przynosi pokój ludziom, że jest Zbawicielem. Przyznam, że bardzo dotknęło mnie to zdanie. Prostota pasterzy, którzy po prostu mówią, opowiadają o swoim przeżytym doświadczeniu. Ale także ta myśl, że oni – jako obraz ludu Kościoła – głoszą właśnie Kościołowi Dobrą Nowinę. Kościół, który sam wobec siebie, sobie wzajemnie w swoich członkach, ma głosić, przekazywać Dobrą Nowinę, Boże Orędzie. Łatwo jest organizować wielkie akcje z rozmachem „na zewnątrz”, szczycić się rzeszą przyciągniętych nowych wyznawców, ale być nadal autentycznym świadkiem, dla tych, którzy są najbliżej? Być świadkiem wobec tych, którzy znają mnie na co dzień? Świadczyć w rodzinie, we wspólnotach, w kurialnych kręgach, w zaciszu plebanii i parafii. Mieć odwagę – jako członek Kościoła – dawać Kościołowi świadectwo, być znakiem dla Kościoła. Być znakiem Kościoła dla Kościoła, w Kościele. Ale tu trzeba poczynić jedną, istotną jak się zdaje, uwagę – należy zwrócić uwagę na pokorę pasterzy, którzy zwyczajnie to opowiedzieli niczego nie żądając. Ewangelia mówi, że „wszyscy, którzy to słyszeli, zdumieli się tym, co im pasterze opowiedzieli.” Bo któż mógłby się spodziewać, że właśnie taki znak wybierze Bóg? Że właśnie w ten sposób objawi, ogłosi swoją chwałę? Że pierwszymi, którzy przybędą do Betlejem będą pasterze?
I tu powracamy do postaci i postawy Maryi. „Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu.” Matka Syna Bożego nie zatrzymała się tylko na doświadczeniu owego zdumienia, zadziwienia, zaskoczenia działaniem Boga. Ona poszła krok dalej. Od zdumienia ku refleksji. Serce jest sanktuarium Duch Świętego – a Jej Niepokalane Serce było szczególną Jego świątynią. To tam, w Jego obecności i poddając się Jego nauce i mądrości, przyniosła to doświadczenie, pragnąc je rozważyć w Jego bliskości, z Nim. Zachowała to wszystko w swym sercu – w swej pamięci. Czy my potrafimy „wchodzić w głąb” czy tylko zadowalamy się powierzchownymi emocjami? Czy zastanawiamy się nad znaczeniem różnych sytuacji w naszym życiu i próbujemy je odczytywać w Bożym świetle, w jakimś szerszym kontekście – ale zarazem w prostocie i pokorze, bez nadmiernej nadinterpretacji i uwznioślenia? Kończy się oktawa Świąt Bożego Narodzenia – może to odpowiedni moment, by zadać sobie pytanie, jaki one owoc przyniosły (bądź jeszcze mogą przynieść) w moim życiu, w mojej duszy?
Pasterze „wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga”. Symbolicznie przekraczamy próg Nowego Roku. Zawierzamy ten czas Bożej Opatrzności, a Miłosierdziu Bożemu powierzamy miniony rok. Przepraszamy na błędy i niewierności, lecz z ufnością chciejmy iść dalej. Z ufnością, nadzieją i z uwielbieniem, dziękczynieniem właśnie. Iluż Bożych łask nie dostrzegamy! Skupiamy się na tym, co trudne, a przecież wokół nas jest dobro. Tylko jest ono tak ciche, tak skromne – a może nieraz dla nas aż tak oczywiste, że przez to niedostrzegalne. Przejdźmy przez ten symboliczny próg z dziękczynieniem i uwielbieniem w sercu. Pierwsze czytanie tego dnia przypomni nam formułę błogosławieństwa jaką Pan polecił, by Mojżesz przekazał Aaronowi: „tak macie błogosławić” lud w imieniu Boga. W innym fragmencie Pięcioksięgu przeczytamy, że Mojżesz rzekł do ludu: oto dziś kładę przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo – wybierajcie. Bóg zawsze pragnie nam błogosławić, pragnie nas strzec, obdarzać pokojem. Jego Oblicze wciąż jest na nas skierowane. Ale to my dokonujemy wyboru – czy pójdziemy za Panem, czy będziemy na Niego spoglądać? Czy gdy podczas tej Mszy św. w pierwszy dzień Nowego Roku będziemy modlić się słowami Psalmu 67 – „Niech Bóg zmiłuje się nad nami i nam błogosławi, niech nam ukaże pogodne oblicze. Aby na ziemi znano jego drogę, Jego zbawienie wśród wszystkich narodów i niech cześć Mu oddają wszystkie krańce ziemi” – będziemy sami gotowi pójść Jego drogą, by naprawdę doświadczać Jego Obecności? Boża Łaska nie jest nagrodą dla idealnych perfekcjonistów w wykonywaniu Bożego prawa, ale na wyciągnięcie ręki dla tych, którzy w prostocie (ileż w tym tekście razy pojawia się to określenie!) zwrócą się do Niego i powiedzą: zobacz, Panie, zobacz Ojcze, dziś mogę tylko tyle, ale to właśnie „tyle”, a może nawet „nic” po ludzku, przynoszę Tobie, Ty to dopełnij, ulituj się nade mną i wspomóż, poprowadź, podaj rękę… . św. Teresa z Lisieux odkryła to patrząc na małą kotkę, która niezgrabnie próbowała wspiąć się na schody – jak ona patrzyła na to zwierzątko, tak Bóg patrzy na nasze starania i dopomaga nam. Byle tylko i naszych starań nie zabrakło. Z błogosławieństwem łączy się też gest przyklęknięcia. Czy potrafimy uklęknąć przed Bogiem?
Niech Pan nas wszystkich błogosławi, chroni, strzeże w Nowym Roku, obdarza swym pokojem i wszelkim dobrem, rozjaśnia drogi codzienności i trzyma mocno za rękę byśmy nie pobłądzili i nie odłączyli się nigdy od Niego. Niech Maryja, jak najczulsza Matka, wspiera nas każdego dnia broniąc przed wszelkim złem. Niech św. Józef uczy nas zasłuchania w Boży głos i otwartości na Jego plany. Pięknego Nowego Roku 2023.
s. M. Teresa