Modlitwa to nie załatwianie spraw

1 grudnia rozpoczął się liturgiczny czas Adwentu. W tym roku to również przygotowanie do Roku Jubileuszowego 2025. Pragniemy włączyć się w to duchowe przygotowanie. W każdą niedzielę Adwentu, podczas Mszy św. o godz. 18.00, okolicznościowe nauki głosić będzie ks. Rafał Kowalski, wikariusz parafii pw. św. Jacka w Słupsku. Za nami już pierwsze takie spotkanie. Przed Mszą św. jeszcze wspólnie odmówiliśmy Nieszpory niedzielne.

W pierwszą niedzielę Adwentu, na początku kazania, ks. Rafał nawiązał do hasła roku: „Pielgrzymi nadziei”: „O tych pielgrzymach nadziei powiemy sobie w ostatnią niedzielę tak bardziej, bo dzisiaj chcemy zatrzymać się na tym, co daje nam Słowo Boże, ale też to, o co, mam nadzieję, że z natchnienia Ducha Świętego, Matka Przełożona poprosiła, żeby powiedzieć o modlitwie. Ale myślę sobie, że to Słowo dzisiaj jest wyjątkowe, bo słyszymy w ostatnim zdaniu: czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie. Zatem jest to na pewno Słowo, które jest skierowane do nas, na ten czas słowo: modlitwa. Ale także wiedząc, że jesteśmy pielgrzymami, za przyczyną Adama i Ewy jesteśmy pielgrzymami z dala od Boga, jesteśmy tymi, którzy zostali wygnani z Raju. I to oczywiście nie chodzi o tą jedną, biedną Ewę, tego jednego, biednego Adama.  To jest wezwanie do tego, żebyśmy zobaczyli, że Adam w grece znaczy człowiek, a Ewa znaczy: dająca życie. I ona dała nam takie życie, że ostatecznie w tej swojej pysze pożądliwości, ale też i takiemu zdobyciu wiedzy, zapragnęła tego, do czego skusił ją zły. I mamy tą pożądliwość oczu, mamy pożądliwość ciała i pychę spraw doczesnych. To są te elementy, od których trzeba nam dzisiaj wyjść, żebyśmy zobaczyli, dlaczego jesteśmy pielgrzymami z dala od Boga, dlaczego jesteśmy wygnani z Raju i jakie są konsekwencje. Na szczęście w Kościele i w duchowości mamy trójkową receptę na to. Pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha może być leczona za pomocą trzech narzędzi, które Kościół daje: postu, jałmużny i modlitwy. Jak popatrzymy to jest to też taki związek przyczynowo skutkowy.  Ładnie wyglądają te owoce w ogrodzie, czyli pożądliwość oczu. I co to będzie? Jałmużna. Są dobre do jedzenia, czyli pożądliwość ciała jako objawy, a terapia post, wstrzemięźliwość. Przyczyna błędu choroby: nadają się do zdobycia wiedzy, objawy: pycha spraw doczesnych, recepta, terapia: modlitwa.”

„Wszystkie te trzy rzeczy, o których chcę mówić, nie są o załatwianiu spraw. To nie jest tak, że ja wam powiem, jak się modlić, i wy w taki sposób będzie się modlić. Jedynie Chrystus jest w stanie decydować, co dzieje się w kontakcie między Nim a człowiekiem. Modlitwa nie jest o załatwianiu spraw.  Jeżeli ktoś chce rzeczywiście sobie poradzić z  tymi trzema wszystkimi źródłami, które mamy w życiu, to musi się zgodzić na to, że te trzy lekarstwa będą go zmieniać, ale powoli. Kiedyś ukułem taką niesprawdzoną teorię reminalizacji duszy, co miałoby polegać na to, że czasami weźmiemy lekarstwo i ono w tym życiu duchowym bardzo szybko przyniesie skutek, ale jak tak obserwuję swoje życie i widzę to też relacji z Panem Bogiem, jak to się wszystko układa w takiej perspektywie, bardzo długoterminowo i potrzeba czasu. Nie ograniczam Boga: a teraz mówię taką nowenną, a teraz taką modlitwę, litanię i czekam na wyniki. Nie pomaga? To dołączę jeszcze do modlitwy pompejańskiej, dwie nowenny do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły, do tego jeszcze różaniec. Jeżeli po tygodniu nie ma efektu, to jeszcze dołożę. Patrzę, nie ma efektu, to jeszcze post. A droga reminalizacji to: pij wodę z dobrego źródła, i ta woda będzie dzień w po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie, będzie cię zmieniać, ale ona będzie to robić powoli, skutecznych i całościowo. Być może taki proces uzdrawiania przez wodę będzie trwał latami. To jest nawrócenie rozpisane aż do śmierci. Na owoce będzie nam dłużej trzeba poczekać”.

„Niektórzy traktują post jaki taki rodzaj duchowego fitnessu. A potem jest rzucanie się z powrotem w to samo. Jałmużna nie jest z kolei o tym, żeby nie było biednych na świecie. Bo to Jezus mówił, że biedni zawsze będą. Jałmużna jest przede wszystkim zmianą mojego nastawienia do świata. Jeżeli moje nastawienie będzie się zmieniać, to będzie się zmieniać też nastawienie, tych, co mnie otaczają”.

„Nie jesteśmy od tego, aby ten świat zbawić. Każda naprawa musi się zacząć ode mnie. To Matka Teresa z Kalkuty powiedziała, że kiedy ja będę pracować nad sobą, zmieniać się, to świat będzie lepszy o jedną osobę. To jeden ksiądz mi powiedział, że: zanim wytkniesz komuś błąd, wskażesz grzech, tym palcem, to pamiętaj, że te trzy są skierowane zawsze na ciebie. Ja jestem miejscem dla siebie, w którym objawia się Bóg i w którym ma się dokonać zbawienie. Ja mam zadbać, aby być latarnią, abym dał choć odrobinę światła. Żeby ktokolwiek w tym moim świetle, które będzie przeze mnie tylko przechodził, bo przecież ja sam go w sobie nie mam, będzie w stanie nie poplątać swojej drogi. Ale ja za niego nie odpowiadam, nie mogę mu wisieć na szyi, biec za nim. Jezus za nikim nie biegnie. Jeżeli ktoś Mu odmawia, to odmawia. Jezus przedstawiał wszystko i podejmujesz wolną decyzję. Ja mogę tylko, i aż, być kimś, kto sprawi, że w tym świecie będzie odrobinę więcej światła, ciepła, nadziei. A to mogę zrobić wówczas, gdy moja twarz nie będzie pomarszczona skutkami nieszczęść, grzechów”.

„Modlitwa to jest styl życia. Człowiek, które całe dorosłe życie leżał na kanapie, jadł chipsy i pił cole, umrze na zawał. Ale jeżeli po kilku latach takiego życia, wstanie, pójdzie na trening na siłownię, dorzuci sobie ciężarków, to też skończy się to zawałem. Oby przypadkach skończy się to tragicznie. Modlitwa ma być stylem życia, a nie praktyką, ćwiczeniem, fitnessem, nie jakąś sprawnością, którą należy zdobyć. Potrzeba to umiejętnie prowadzić, umiejętnie dawkować. Trzeba umieć się modlić”.

„Modlitwa zatem nie może być ćwiczeniem, praktyką, tylko musi być to styl życia. Nie da się złapać duchowej kondycji, jeśli ma się takie zrywy modlitewne i od czasu do czasu rzucamy się w wir różnych praktyk i form. Tak jak z treningiem: musi być codzienny, stale, choćby 5 minut dziennie. Nie da się modlić nie modląc się. Żeby się wspinać, trzeba się wspinać. To nie jest tak, że trzeba mieć wiary, żeby się modlić. U mnie to jest właśnie odwrotnie, modlę się, żeby mieć wiarę. Jeśli chcesz mieć wiarę bez modlitwy, to się to nie uda. Dlatego trzeba odwiązać modlitwę od tego, że ona ma nam coś załatwić. To ma być stały, metodyczny trening. I wtedy będziemy mieli szansę spotkać się na modlitwie z Bogiem, a nie z własnymi sprawami. Wykroić na modlitwę czas na mocy decyzji, a nie dyspozycji, nastawienia wewnętrznego. Bo ja mogę być zły, wściekły, a jednak chcę się z nim spotkać. Gdybym modlitwę warunkował moim nastawieniem, to byłaby rzadkością. Tak jak zapytali kiedyś jednego kardynała, jak znajduje czas na modlitwę, a on odpowiedział: ja go nie znajduję, bo go nie mam, ja go sobie po prostu biorę. Niech to będzie naprawdę 5 minut, 10 minut albo nawet i mniej, ale zacznij. Niech to będzie twój codzienny trening. I nie układać całego programu tego spotkania, tylko po prostu stanąć w ciszy. I spróbujmy na wstępie usiąść, właśnie posiedzieć w tej ciszy z Panem Bogiem. I nic nie mówić. Jakie to trudne nic nie mówić na modlitwie, żadnych pacierzy. To co ja mam robić na modlitwie? Stanąć przed Nim, ale nie w pożyczonej biżuterii, w nieswoich gestach, zachowaniach – bo nam się wydaje, że jak św. Teresa tak się modliła, to nam też tak uda się coś załatwić u Pana Boga. Naprawdę, chrześcijaństwo nie jest o małpowaniu Chrystusa, ale o naśladowaniu Chrystusa. A to jest coś dużo bardziej głębszego, a nie mechaniczne powtarzanie czynności. Spróbuj usiąść przed Bogiem i zmierzyć się z chwilą, w której aktualnie jesteś, i z tym, kim jesteś”.  

Na kolejne takie spotkanie zapraszamy za tydzień, 8 grudnia o godz. 18.00. Przed Mszą św., o godz. 17.30 zapraszamy na wspólną modlitwę: Nieszpory niedzielne.