IV Niedziela Wielkanocna – Niedziela Dobrego Pasterza (rok B)
Czwarta Niedziela Wielkanocna nazwana została Niedzielą Dobrego Pasterza. Tradycyjnie jest to dzień modlitwy o nowe powołania kapłańskie, zakonne i misyjne oraz za powołanych o wytrwanie na tej drodze odpowiedzi na szczególne Boże zaproszenie. Ale przecież każdy z nas jest wezwany do podążania za Chrystusem, który – jak sam siebie nazwał – jest Dobrym Pasterzem. Wezwanie to nie jest przymusem, ale właśnie możliwością, na którą możemy odpowiedzieć albo możemy ją zignorować. Możemy być – idąc za intuicją pierwszego czytania z Dziejów Apostolskich – tymi, którzy odrzucają najważniejszy, węgielny kamień, który ma być fundamentem i zarazem spoiwem budowli, którą też możemy różnie rozumieć; tą budowlą może być nasze życie to tutaj i to wieczne; tą budowlą może być również świątynia naszej duszy; tą budowlą może być świat, zbawienie, nasza rzeczywistość. Więc możemy być albo tymi, którzy odrzucają, albo tymi, którzy przyjmują. To Niedziela „Wyboru”. Chrystus w dziesiątym rozdziale Ewangelii wg św. Jana mówiąc o sobie jako o Dobrym Pasterzu, mówi także, że jak On zna swoje owce, tak i Jego owce znają Go. Tę „znajomość” odnosi do swojej niepowtarzalnej relacji z Ojcem. W ten sposób jesteśmy podprowadzeni do myśli, że ów wybór związany jest z relacją, z poznaniem. Podobnie drugie czytanie – z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła – rozpoczyna się od czasownika: „popatrzcie”, czyli zaprasza do zaangażowania. Św. Jan znał to doświadczenie. Przecież gdy dotarł do pustego Grobu – pozostajemy w okresie paschalnym i odniesień do wielkanocnego poranka nie może zabraknąć – „ujrzał i uwierzył”. A na co mamy popatrzeć? „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec”. Czy miłość można zobaczyć? Tak. Bóg jest Miłością – czytamy w tym samym Liście, ale wcześniej w ewangelicznym Prologu św. Jana słyszymy: Boga nikt nigdy nie widział, z wyjątkiem Syna. Jezus powiedział: kto Mnie zobaczył, zobaczył Ojca. Tak, miłość jaką jest Bóg, możemy zobaczyć wpatrując się w Oblicze Jezusa. Jakie jest to Oblicze? Znów powraca motyw ran, które ukazuje nam Zmartwychwstały. Oto ona – oto nieskończona Miłość. Do tego nawiązuje i Jezus w czytanej perykopie. Dlaczego On może powiedzieć o sobie, że jest Dobrym Pasterzem? Bo oddaje swoje (swoje – nie czyjeś) życie za owce. Ta relacja jest wzajemna. Nie tylko owce mają znać Pasterza, by za Nim podążać. To również Pasterz je zna i czuje się za nie odpowiedzialny, one są dla Niego ważne. Tu ta perykopa łączy się ze wspomnianym fragmentem drugiego czytania. Owce są dla Pasterza ważne, bo On je miłuje i dlatego, że je miłuje decyduje się oddać za nie swoje życie. Oto jak jesteśmy umiłowani przez Boga! Tak jesteśmy umiłowani, że Bóg dał swego Syna Jedynego, aby świat, aby nas, ocalić, abyśmy mieli życie wieczne. Miłość Boga jest miłością wyzwalającą. Miłość Boga jest miłością dającą życie – miłością wskrzeszającą. Czy mam takie doświadczenie Miłości, którą jest Bóg? Św. Jan Apostoł w przytoczonym fragmencie jego Pierwszego Listu zwraca naszą uwagę na to, że miłość ma także charakter przemieniający, upodabniający. Jednak miłość Boga jest tak przedziwna i dla nas niepojęta, że nie wiemy, kim będziemy – to dopiero okaże się w chwili naszego ostatecznego spotkania z Bogiem. Ta myśl ma skierować nasze spojrzenie ku temu co przed nami. Życie, także to życie wiary, zawiera element dynamizmu. Owce podążają za Pasterzem – to obraz ruchu, wędrówki. Określenie, że zmierzamy do życia wiecznego może wydawać się dość niejasne, bo jak to wszystko będzie wyglądać, jak „tam” będzie – tego przecież nie wiemy. Ale w tej drodze istotne jest również zaufanie, koncentracja na Pasterzu oraz świadomość celu, nawet jeżeli dziś nie wszystko jeszcze rozumiemy. Ale jedno wydaje się być pewne – życie wieczne to ciągła, nieprzerwana i niepojęta relacja naszej bliskości w Trójcy Przenajświętszej.
Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich to fragment mowy Piotra, którą wygłasza po uzdrowieniu człowieka w świątyni. Ten, który do tej pory leżał w bramie i prosił przechodzących o jałmużnę, został uzdrowiony. Piotr i Jan nie dali mu pieniędzy, których zresztą nie mieli – ale dali mu to, co mieli, czyli w imię Jezusa Chrystusa dokonali uzdrowienia. Fakt ten Piotr nazywa „dobrodziejstwem”. Jednak, jak to zawsze bywa w takich okolicznościach, łatwo ulec złudzeniu, że dokonało się to mocą konkretnego człowieka, który owe słowa wypowiedział i wówczas uwaga i zachwyt zostają ukierunkowane w niewłaściwą stronę, czemu właśnie w tym fragmencie opór daje Apostoł. Uzdrowienie wywołało zamieszanie i zadziwienie, Piotr jednak jest bardzo konkretny w podkreślaniu, że dokonało się to mocą Imienia Jezusa – mocą Imienia Tego, którego przywódcy ludu odrzucili i wydali na śmierć krzyżową. Gdy Piotr będzie głosił triumf Zmartwychwstałego, zawsze będzie to czynił w kontekście Jego Męki. Ale także pewnej przekory – ludzie wydali Jezusa na śmierć, ale Bóg wskrzesił Go do życia. „Wy ukrzyżowaliście, a Bóg wskrzesił”. Odrzucony kamień stał się przyczyną potknięcia tych, którzy go odrzucili. Słowa te to nawiązanie do Psalmu 118, którym zresztą tej niedzieli również się modlimy w Liturgii Słowa. „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni” – głosi Piotr. „Nie dano ludziom innego imienia” – to ciekawe zdanie. Z jednej strony wskazuje, że nasze zbawienie i ocalenie pochodzi wyłącznie od Boga; że to Jezus Chrystus – Ukrzyżowany i Zmartwychwstały – jest naszym Odkupicielem, ale z drugiej strony podkreśla charakter daru naszego zbawienia. Zbawienie jest darem Boga dla ludzi, dla świata. Dar to coś darmo podarowanego. To nie jakaś zapłata za coś, oddanie należności ale dobrowolny akt Ofiarodawcy. Czy mam tego świadomość, czy tak podchodzę do zbawienia, jako do daru, który wynika wyłącznie z Bożej miłości i dobrowolności? Jezus nie musiał umierać na Krzyżu, ale On to wybrał; On to dla mnie uczynił. Ofiara Jezusa – ofiara najdoskonalszej Miłości – jest w pełni wolna, co też wybrzmi w ewangelicznej perykopie. I jest jeszcze trzeci aspekt. „Nie ma innego Imienia”. Tylko w Bogu jest nasze ocalenie. Tylko w Nim jest nasze zbawienie. Nie ma innej miłości, która zdolna byłaby nas wybawić, ocalić. Nie znajdziemy nigdzie indziej pełni szczęścia. Jak niepowtarzalna jest „rola” Boga w naszej historii – jeśli można to tak ująć. Chromy leżał w bramie i pewnie udawało mu się użebrać kilka przysłowiowych groszy – ale to nie przyniosło mu uzdrowienia, nie pozwoliło mu stanąć na nogach, również w tym metaforycznym znaczeniu. To, co doczesne, to co od ludzi, to tylko namiastki, ale nie pełnia. Kiedy odchodzimy od Boga, tracimy z Nim „łączność”, wówczas odchodzimy od Źródła. I „czegoś” zaczyna brakować, bo każdy z nas ma w sobie wpisaną tęsknotę za Bogiem.
Tak dochodzimy do drugiego czytania z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła. Autor wiele razy przypomina swoim czytelnikom, przypomina nam: jesteśmy dziećmi Bożymi. Bóg jest i naszym Ojcem. Czy serce nasze nie drży, gdy o tym pomyślimy? Bóg jest moim Ojcem. Jestem dzieckiem Bożym. Otrzymujemy tę godność – dar tej godności – na chrzcie świętym. Czy pamiętam o tym? Jednak ten „stan” nie jest już dokonany, ostatecznie uformowany i tak nam dany. „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest.” – napisał św. Jan. Chciałoby się powiedzieć: „już tak, ale jeszcze nie”. Czyli właśnie: wciąż jesteśmy w drodze. I dlatego potrzebujemy zapatrzenia w najlepszego Pasterza. Zapatrzenia, w którym zawarte będzie posłuszeństwo. Zapatrzenia, które rodzić będzie, pobudzać będzie pragnienie upodobnienia do Niego. Im bardziej będziemy poznawać Pana i im bardziej będziemy wpatrywać się w Niego, a więc na Nim będzie skupiona nasza uwaga – będziemy do Niego coraz bardziej podobni. Wciąż mamy „odkrywać” Pana. Kończymy Tydzień Biblijny – czy był to czas, który zbliżył mnie do Pisma Świętego, którego znajomość jest jednocześnie znajomością, poznaniem, Boga i Jego Oblicza? Ale cóż to jest tydzień – tu chodzi o codzienność! Jezus „upodobnił się” do nas, których tak umiłował, że przyjął człowieczeństwo. We chrzcie św. zostaliśmy obmyci w Jezusowej Krwi, otrzymaliśmy duchową białą szatę. I co dalej? Pamiętam jak kiedyś podczas zakonnych rekolekcji, jeden z rekolekcjonistów poświęcił konferencję tematyce przygotowania do śmierci i postawił kilka pytań, jedno z nich brzmiało: ile dziś Jezus rozpoznał by we mnie z siebie? Ile dziś we mnie widać Jezusa? Czy jest coś co sprawia, że inni poznając mnie, poznają też Jego? „Kto Mnie widzi, widzi Ojca” – powiedział Pan Jezus, a czy ja mogę powiedzieć, że kto patrzy na mnie, ma możliwość poznania Zbawiciela?
„Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka, dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.” – Jezus czuje się odpowiedzialny za nas. Stwórca nie porzuca swojego stworzenia. Owa dobroć Pasterza objawia się także w przypowieści o poszukiwaniu jednej zagubionej owcy. Pasterz jest odpowiedzialny także za te owce, które pogubiły się. W dalszej części tej perykopy, Pan powie, że musi przyprowadzić także owce, które nie są „z domu Izraela”, aby nastała jedna owczarnia. To obraz powszechnego zbawienia i jednego Kościoła jako arki ocalenia. Tylko ten, kto naprawdę pokochał, nie ucieka wobec nadciągającego niebezpieczeństwa, którego symbolem jest wilk. Przychodzi mi na myśl scena z Ogrodu Oliwnego – gdy przychodzą pojmać Jezusa, On mówi wskazując na uczniów swoich: przyszliście po Mnie, im dajcie odejść. Pasterz wychodzi naprzód swojej trzody i sobą osłania. Bóg nas nie opuszcza. Bóg idzie przed nami. Czy znów serce nie drży, gdy pomyślimy sobie, jak Bogu na nas zależy? A czy mi zależy na Bogu? To może dość przewrotne pytanie, ale takie są też „prawa” relacji. Jednym z tych praw jest również wzajemność.
Postawa Jezusa jako Dobrego Pasterza jest oczywiście również szkołą dla nas, jak my mamy postępować względem tych, którzy są nam „zadani”. To szkoła dla kapłanów, którzy również nazywani są pasterzami i do pasterskiej misji powołani. Powołany wobec owczarni, do której jest posłany, nie ma być „najemnikiem”. Nie ma być i nie może być. Postawa najemnika zamyka przed pełnym zaangażowaniem. Taki dystans może być też swoistego rodzaju mechanizmem obronnym. Ale może warto zapytać się przed czym ten odruch obronny? Tak, zaangażowanie „kosztuje”, jest wymagające. Ale tylko życiem można przywrócić życie – jak ukazał to nam Jezus. „Życie moje oddaję za owce.” – mówi Jezus. Oddaje to życie, aby one miały je w obfitości. Aby miały w wieczności. I znów, zauważmy ten czasownik: „oddaję” – musimy mieć mocno przed oczyma właśnie tę wolność Bożego aktu naszego zbawienia. „Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać.” – słyszymy tej niedzieli. Oddał Chrystus swoje życie w Męce, odzyskał w chwale Zmartwychwstania. Odzyskał dlatego, że oddał. To jak z tą przypowieścią o ziarnie, które wydaje owoc wówczas, gdy obumrze. Boimy się odpowiedzialności, ale to właśnie ona podjęta w wolności decyzji, sprawia, że nie jest się najemnikiem. Bóg zaprasza, do niczego nie zmusza. Czy my doceniamy tę wolność, którą Bóg nam podarował (ale i oczywiście, darując zadał jednocześnie)? Jakiej też wewnętrznej wolności potrzeba, by być dla innych pasterzem! To najpierw w sobie samym, wobec siebie samego, trzeba wyzbyć się mentalności najemnika i jednocześnie zdobyć się na odwagę życia w prawdzie. Prawda i wolność zdają się być ze sobą nierozerwalnie powiązane. Jezus nie ukrywa jakie wyzwania czekają prawdziwego i dobrego pasterza. Ale On idzie jako pierwszy. Także pasterz nie może zapomnieć, że jest jednocześnie owcą, czyli też musi dać się prowadzić Jedynemu Pasterzowi.
Idąc za Dobrym Pasterzem nie musimy obawiać się wilka. Tu każdy może sam odpowiedzieć sobie na pytanie, co dla niego jest „wilkiem”? Jakie są zadania wilka – chce on porwać i rozproszyć. Co porywa mnie czyli odciąga od Pasterza i od owczarni, której jestem cząstką? Co mnie rozprasza, by odwrócić moje spojrzenie od Pasterza i od innych? Ale także czy myślę o tych, którzy zostali rozproszeni, którzy jeszcze nie są w owczarni Dobrego Pasterza? Wolą Ojca jest, aby wszyscy byli zbawieni. Czy to pragnie i mojego serca? A może trudno mi jest przyjąć, że to zbawienie w zamyśle Ojca jest dla „wszystkich”? Czy spojrzenie mojego serca jest otwarte czy zamknięte? Oczywiście, my wiemy: gdy Jezus mówi o tej woli Ojca dodaje warunek wiary w Syna, którego Ojciec posłał. Wiemy także o „warunkach” innych, wynikających z walki z grzechami, z nawróceniem, z życiem moralnym, etycznym, z nauczaniem Kościoła Św., ale czy daję szansę innym? Wyruszenie na poszukiwanie owiec, które nie są jeszcze w owczarni, samo już wyruszenie ku nim, jest daniem im szansy – najpierw w moim własnym sercu i myśleniu, poprzez świadectwo mojego chrześcijańskiego życia, poprzez głoszenie Słowa Bożego i tak dalej. Gdy idziemy za Dobrym Pasterzem nie musimy się lękać. Właśnie postać „wilka” krążącego wokół owczarni i wokół poszczególnych owiec ma w nas wywołać lęk. Strach, więc także zbytnie skupienie się na „wilku”, także jest tym, co nas odciąga od Pasterza, odwraca nasze spojrzenie. Często także my sami siebie straszymy, czymś czego jeszcze nie ma, może w ogóle nie będzie, ale już to sobie jakoś wyobrażamy. Podobnie z pokusą – kiedy jesteśmy z Jezusem nie musimy się jej obawiać albo „bać się na zapas”, bo Pan da nam swoją łaskę, abyśmy się z pokusą zmierzyli i w Jego Imię ją pokonali. „Wilk” krążący wokół owczarni może paraliżować, a tymczasem wezwani jesteśmy do drogi. Pamiętam zdanie, które usłyszałam podczas rekolekcji wielkopostnych przeżywanych w liceum: „odwaga to strach, który się modli”. To zdanie zrobiło na mnie takie wrażenie i dotknęło serca, że wciąż je pamiętam. Odwaga to nie mój heroizm i jakieś „prężenie muskułów”; to nie coś co wypływa ze mnie. Odwaga cała zanurzona powinna być w Bogu jako jej Źródle. Oblicze Jezusa, Jego Świadectwo, Męka i Zmartwychwstanie, jest tym Źródłem. Odwaga to strach, który przyznał się, że jest strachem i że sam sobie nie poradzi, dlatego woła Pana, dlatego do Niego się ucieka i w Nim zanurzywszy się, staje się odwagą. Czy ufam Dobremu Pasterzowi? Chrystus jest Dobrym Pasterzem, ale czy również w moich oczach, w moim sercu i umyśle? Bo my nieraz mamy problem z tym, jak i którędy prowadzi nas Bóg i kłócimy się z Nim, próbujemy udowodnić, że wybrał złą drogę, a my znamy lepszy szlak. Choć ze względu na prawdziwość i szczerość relacji z Bogiem, nieraz i to niezrozumienie trzeba Mu opowiedzieć; nieraz pokłócić się – aby właśnie ta relacja była autentyczna, nie taka szara, pozbawiona barw i smaku – ale zawsze z poddaniem się woli Ojca, czego nauczył nas w Ogrodzie Oliwnym Chrystus. Czy Pan naprawdę w moim sercu jest Dobrym Pasterzem? Można mówić, wyznawać, cytować, że Bóg jest Pasterzem najlepszym, ale to znów będzie teoria, a trzeba przechodzić od teorii, od wiedzy do osobistego doświadczenia. Czy więc wiem za jakim pasterzem podążam? Kto nim dla mnie jest? – to też ważne pytanie nie tylko tej niedzieli. Czyj głos znam lepiej – Chrystusa czy świata albo „fałszywych pasterzy”?
Postać w ogóle pasterza uczy nas pokory – potrzebujemy kogoś kto nas poprowadzi, nie jesteśmy samowystarczalni. Czasem trudno nam się na to zgodzić. Tak, z jednej strony mamy w sobie kształtować postawę wewnętrznej pewności, stabilności wynikającej z wewnętrznej wolności, poznawania prawdy o sobie, o swojej wartości i tak dalej, ale z drugiej strony nie mamy tego przeżywać samotnie, w oderwaniu od Pasterza. Bo nasz najlepszy Pasterz jest jednocześnie najlepszym Wychowawcą.
Ale co jeszcze powoduje, wywołuje takie zapatrzenie, które ma jednocześnie moc przemiany? To zachwyt. Czy Chrystus – Dobry Pasterz zachwyca mnie? Kiedy spojrzymy na fragmenty Psalmu 118, który śpiewamy tej niedzieli, a który związany jest z okresem wielkanocnym w liturgii, to zauważymy, że w każdej „zwrotce” pojawia się motyw dziękczynienia. Najpierw jest to wezwanie ogólne: „dziękujcie”. Potem już staje się to wyznaniem Psalmisty: „dziękuję”, a na koniec: „podziękować chcę Tobie” mówi natchniony autor, a konkretnie: „Jesteś moim Bogiem, podziękować chcę Tobie, Boże mój, wielbić pragnę Ciebie.” Psalmista chce dziękować dlatego, że Bóg jest Bogiem – chodzi o taką bezinteresowność dziękczynienia. Dziękuje za to, że „po prostu” Bóg jest, a on odkrył w Nim swego Zbawiciela. Zachwyt, dziękczynienie, zapatrzenie, przemiana – czy znam to? Warte zauważanie jest to przejście od „dziękujcie” do „chcę podziękować”. To przejście od relacji „ogólnej”, takiej przeżywanej w tłumie innych wierzących do tej tak niezwykle osobistej. Psalmista wie za co chce podziękować Bogu, a ja – za co Mu dziś podziękuję? Za co podziękuję Panu jutro i każdego następnego dnia? Może właśnie tak po prostu: dziękuję, że jesteś? Dziękuję, że prowadzi mnie Dobry Pasterz, który zawsze jest przy mnie i dzięki któremu nie muszę lękać się żadnych wilków?
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA