IV Niedziela Adwentu – Wigilia Narodzenia Pańskiego
Przyznam, że zastanawiałam się nad jaką liturgią Słowa zatrzymać się, ale pomyślałam, że choć czwarta Niedziela Adwentu w tym roku przeżywana jest tak bardzo w „cieniu” Wigilii Narodzenia Pańskiego, warto ją dostrzec. Tym bardziej, że Słowo podarowane w tę Niedzielę przez Kościół może być dla nas niejako papierkiem lakmusowym, lustrem, w które wpatrując się możemy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak przeżyliśmy ten Adwent, te konkretne trzy tygodnie. Bo scena Zwiastowania wybrzmiała przecież na początku – tak przecież złożyło się, że słyszymy ją w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia. Jest to zresztą kluczowa scena Ewangelii. To poprzez „tak” Maryi, Słowo stało się Ciałem. Pomyślmy, ile razy w tych dniach do nas przyszedł „Anioł Pański”? Bo przecież misterium Wcielenia, które już lada chwila będziemy celebrować, ukazuje nam, że to właśnie „pod osłoną” codzienności przybywa Pan. Być może łatwiej jest Go rozpoznać w dymie kadzideł, w złotych obrazach – a w płaszczu szarego dnia, w mgle trudnych sytuacji, w hałasie międzyludzkich relacji?
Dziś, gdy zmierzamy już do końca Adwentu – jak my w tym czasie powiedzieliśmy Panu „tak”? Lada moment mamy stanąć wobec tajemnicy Narodzenia Pańskiego, więc także wobec pytania o naszą dyspozycyjność wobec Boga. Lubimy pisać własne scenariusze, układać wszystko po swojemu. I nie oznacza to, że te plany są złe, że nasze wyobrażenia o przyszłości czy o tym, jak chcemy służyć Panu są złe. Często utkane są ze wspaniałych i wielkodusznych intencji, szczytnych ideałów. Często podyktowane są czystą miłością, chęcią służby Panu, Jego chwały, ale jednocześnie (czy raczej paradoksalnie) mogą nas zamykać na prawdziwe Boże plany i natchnienia. To też widać na przykładzie pierwszego czytania z Drugiej Księgi Samuela. Dawid chciał zbudować Panu świątynię i nawet prorok Natan od razu zgodził się. „Lecz tej samej nocy Pan skierował do Natana następujące słowo” i wszystko się zmieniło. Lekcja tego by nie zajmować miejsca Pana, by wciąż pamiętać, że to On jest nad wszystkim? Że nasze plany muszą być zweryfikowane, poddane Jego woli? Tak, pewnie tak, to ta lekcja. Także w obliczu zbliżających się Świąt. Mamy na nie swoje plany, prawda? Pewnie także pod kątem duchowym wyobrażamy sobie, jak to będzie? Oczekujemy na jakieś doświadczenia? Być może. Kto z nas nie pragnie duchowych pociech i to zwłaszcza w takim czasie szczególnym? A może myślimy, że jak pójdziemy na Pasterkę i pośpiewamy kilka kolęd, to już „poświętowaliśmy” i oddaliśmy Panu chwałę? Ale czy świętowanie nie ma raczej zmierzać do tego, aby pozwolić Panu by nas przemienił – tak, by On mógł autentycznie narodzić się w nas? Dlaczego Bóg nie pozwolił Dawidowi zbudować tej świątyni? Bo byłaby ona zbudowana „po ludzku”. Bóg nie odmówił błogosławieństwa Dawidowi, ale powiedział: będzie po mojemu, bo to ma być Moja świątynia. A nawet więcej. Bóg nagle zaczyna mówić o królestwie Dawida, o domu, który „sam Pan ci zbuduje”. Chwała Boża jest naszą chwałą, powinna być naszą, naszą radością. A jaka świątynia jest Bogu najmilsza? Czysta i wierna świątynia naszego serca. Świątynią Boga jest nasze życie według Jego upodobania, nauki. W słowach skierowanych do Natana, Pan zwraca uwagę, że był i prowadził swój lud także wówczas, gdy Arka przebywała w namiocie. Przywołajmy w pamięci obraz opisu ognistego słupa, którym Pan rozjaśniał ciemności, gdy szli nocą, i obłoku, którym ich Pan osłaniał w ciągu dnia. Wszystko było przeniknięte Nim.
Pozwólmy Panu poprowadzić się przez te Święta, przez tę celebrację misterium Jego Wcielenia. Pozwólmy na to z taką otwartością z jaką Maryja powiedziała „tak”. Maryja była przecież oddana Bogu, chciała Mu służyć i pewnie były jakieś „utarte” ścieżki takiej służby dla niewiasty w Izraelu, nawet dla tych przygotowujących się do zamążpójścia. Ale przybywa Boży Posłaniec i mówi: nie, Bóg to widzi inaczej. Dla każdego z nas Bóg ma niepowtarzalny plan, niepowtarzalne zaproszenie. W pytaniu Maryi: „jakże się to stanie skoro nie znam męża?” nie ma zwątpienia, w tym pytaniu jest już krok do przyjęcia tego zaproszenia. Maryja chce wejść na Bożą drogę. Jej pytanie zdaje się być takie naturalne. Maryja w tym pierwszym odruchu chce coś uczynić, pyta – jak to będzie. Co ma uczynić albo czego nie uczynić. Jest otwarta i już tu wyraża chęć współpracy. Ale czeka. Chce wysłuchać do końca. Archanioł Gabriel przywołuje proroctwo przekazane niegdyś Dawidowi przez Natana – Bóg pragnie wypełnić swoje obietnice, i to On sam wszystkim pokierował, on Sam wybrał i przysposobił Maryję (Niepokalane Poczęcie) do wypełnienia tego. Także każdego z nas Bóg przysposabia i wie, kogo i kiedy, i do czego zaprasza. Przygotowujemy się do Świąt, ale czy zapytaliśmy się Pana: jak chce abyśmy je przeżyli? Znamy „wytyczne” Kościoła, pewnie wielu z nas od dziecka. Podążamy właśnie jakąś ogólną ścieżką, ale jakie te Święta mają być dla mnie według Pana? Nie bójmy się poszukać odpowiedzi. Może to będzie przebaczenie, nawrócenie, zmiana postawy, dostrzeżenie czegoś lub kogoś. Może powiedzenie Panu Bogu „tak” w wewnętrznej, szczerej rozmowie. A może jeszcze coś innego. Róbmy wszystko co mamy zrobić, ale wsłuchujmy się także w Boży głos. I dajmy się Bogu zaskoczyć. Nie uciekajmy od tego głosu w sercu. Maryja weszła w dialog z Archaniołem. Dawid posłuchał proroka Natana. To lekcja nie upierania się przy swoim zdaniu. Bóg chce jedynie naszego dobra. Czy potrafię Mu powiedzieć: „oto jestem”?
Św. Paweł w Liście do Rzymian, we fragmencie, który słyszymy tej czwartej niedzieli wspomina o „posłuszeństwie wierze”. Posłuszeństwo z wiarą w Boży zamysł. Wiara, która staje się posłuszna, to znaczy staje się coraz bardziej zasłuchana i zdolna to zasłuchanie przekuć w czyn. Wyobraźmy sobie, jak podczas sceny Zwiastowania rytm Serca Maryi coraz bardziej jednoczy się z rytmem Serca Boga. Wsłuchuje się w mowę Archanioła, Boże posłanie rozbrzmiewa w Jej duszy, aż w końcu wypowiada słowa deklaracji posłuszeństwa: „niech mi się stanie według słowa Twego” (i zdaje się, że nie kieruje ich już do Archanioła, wie, że on jest tylko posłanym, że jest pośrednikiem – Ona w tym dialogu idzie dalej, bezpośrednio do Pana). I jak puentuje to ewangelista? „Wtedy odszedł od Niej anioł” – Jej rytm już doskonale zjednoczony z Panem. Już nie ma pośrednika. „Odszedł anioł” – został sam Bóg (aż sam Bóg), który okrył Ją sobą, „zacienił”, przeniknął – zaczął żyć w Niej. Maryja staje się Arką otuloną Bożym cieniem, Bożym obłokiem. Tu łączy się pierwsze czytanie tej niedzieli, tu łączy się historia Starego Testamentu i Nowy Testament. Tu najwyraźniej Bóg pokazuje jak bardzo chce żyć w nas. Misterium Wcielenia nie ma się dokonać w stajni w dalekim Betlejem, nie w kolorowej szopce – ma dokonać się w sercu każdego z nas. Dokonuje się w każdej chwili konsekracji na ołtarzu podczas Eucharystii. Ale Maryja staje się nie tylko Arką, ale także Bramą – bo przez Nią przyszedł na świat Zbawiciel i to poprzez Nią także my mamy do Niego przychodzić. Maryja, która każde nasze Jej pozdrowienie zamienia na uwielbienie Boga – jak wskazuje św. Ludwik Maria Grignion de Montfort – Maryja, która czeka by pomóc nam w tej drodze. Ale w postaci Maryi Ojcowie widzieli także Kościół św. i mówili, że cokolwiek możemy powiedzieć o Maryi, możemy też tak samo, przez analogię, powiedzieć o Kościele. To Kościół jest nam dany jako brama zbawienia. Jaka jest moja postawa wobec Kościoła?
Rozmyślając o otwartości na Słowo, zobaczmy mały przykład. W zakonnej tradycji (zresztą nie tylko) wieczorem przygotowujemy się do porannego rozmyślania. Czytamy dany tekst (np. liturgię Słowa na dzień), pojawiają się jakieś pierwsze pytania, może jakiś „model” tego rozmyślania (są przecież różne metody). I nieraz już złapałam się na tym, że rano, już na rozmyślaniu, niejako „upieram się” przy tych pytaniach, myślach, które zrodziły się poprzedniego wieczoru. A gdzie przestrzeń dla żywego Słowa? Pojawia się jakaś inna myśl, a ja z uporem wracam do swojego „schematu działania”. A Pan pewnie cierpliwie czeka, by jakoś przebić się przez ten mój upór. I może rozmyślanie było „bogate” w różne myśli, refleksje, tylko pytanie, czy było autentycznym spotkaniem z Panem w Jego Słowie? Wciąż wraca do mnie przeczytane kiedyś zdanie, że – nieco parafrazując – można trwać na modlitwie, ale jeżeli trwamy na niej, by spotkać się z Bogiem według naszego wyobrażenia, z Bogiem niejako przez nas „stworzonym”, to spotkamy się tylko ze swoimi wyobrażeniami, a nigdy z żywym, prawdziwym Bogiem.
W Nazarecie, w domu Maryi na pewno oddychało się modlitwą. Zresztą, tego też uczy nas Wcielenie – nasze życie nie ma być „poszatkowane” na godziny i przestrzenie. Wszystko w naszym życiu ma stawać się modlitwą, aktem uwielbienie Boga, aktem ku Jego chwale, dla świadectwa. W domu Maryi było zasłuchanie w Boże nauki. Ale Maryja uczy nas takiego zasłuchania, które nie jest skoncentrowane na swoim rozumieniu, ale autentycznie otwiera się na żywą moc Słowa. To też widzimy w pierwszym czytaniu – Dawid ma plan, dzieli się z Natanem, więc jest to jakaś ścieżka rozeznania i już im się wydaje, że wszystko wiedzą, ale Natan jest nastawiony na słuchanie Pana i przyjmuje, i następnie oznajmia otrzymane słowo Pańskie (też ważne – Natan jest prorokiem, wypełnia swoją misję, ale nie w oparciu jedynie o sobie, wie, że jest Bożym narzędziem) – bo nad tym ludzkim rozeznaniem, jest jeszcze Wola Boża i Boży znak. Po ludzku możemy sobie wszystko jakoś poukładać, a Bóg i tak może nas zaskoczyć, dlatego rozeznawanie ma nas jeszcze bardziej otwierać, nastrajać do słuchania, bez skupienia na swoim pomyśle.
„Odszedł od Niej anioł” – a co będzie z nami kiedy już przeminie ten doczesny blask Świąt? Co z niego w nas pozostanie? Wiem, nie było jeszcze nawet Wigilii, ale czy pamięć o „końcu” nie ma nam towarzyszyć? (pytanie – czy dla nas Adwent w ogóle się kończy? Nie, bo całe nasze życie ma być oczekiwaniem). Przyjąć i żyć chwilą daną, tu i teraz, ale zarazem mieć tę świadomość, że Bóg nie jest „na chwilę”. Czy po Świętach będę mógł powiedzieć te słowa Psalmu, którym modlimy się w czwartą Niedzielę Adwentu: „o łaskach Pana będę śpiewał na wieki. Twą wierność będę głosił moimi ustami przez wszystkie pokolenia.” Ile łask doświadczyliśmy, odkryliśmy w tegorocznym Adwencie? Pan był wierny i wciąż nas zapraszał. Zapraszał do „małej”, codziennej wierności, zapraszał do siebie. Prowadził poprzez liturgię Słowa każdego dnia. Ewangelia czwartej niedzieli jest swoistego rodzaju kulminacją. Pan nie cofa swojej łaski. Maryja mogła powiedzieć Bogu „tak”, bo była przekonana, mocno wierzyła w prawdziwość słowa Pana, który potwierdza (w tymże choćby Psalmie): „na wieki ugruntowana jest łaska”. Maryja więc nie opiera tej odpowiedzi na sobie. Jest „służebnicą” i to „jak to się stanie” oddaje Panu, On ma się o to zatroszczyć. (Podobnie zwróci na to uwagę św. Jakub w swoim Liście, choć odnosząc to do pokus – Bóg, gdy zsyła próbę, wskaże też sposób przejścia przez nią; Bóg nikogo nie kusi, ale jednocześnie w doświadczeniu nigdy nie zostawia, a samo doświadczenie nie jest ponad siły danej osoby). Maryja przyjmuje Słowo w sposób „pełny”. Niczego nie wybiera, niczego nie negocjuje. Przerasta ją to i nie ukrywa tego, ale zarazem nie ucieka od tego, bo wie, Kto jest Opoką. Maryja niczego Bogu nie dyktuje. Uczmy się od Niej przyjmowania Słowa, otwartej drogi dla Pana. Tamto przyjęcie Słowa, które sprawiło, że mogło Ono stać się Ciałem, uczy nas jak mamy Je wciąż na nowo przyjmować, bo przecież cud betlejemskiej nocy nie jest zamknięty w przeszłości. Tą „nocą” ma jaśnieć całe nasze życie. Maryja uczy nas całkowitego zawierzenia, gotowości, śmiałej ufności, która wie, że dla Boga wszystko jest możliwe, pokory oraz wolności od swojej woli, od swojego myślenia – Maryja pokazuje nam to i zaprasza, by zanurzyć się w Bożej tajemnicy, dać się poprowadzić Bożym natchnieniom. Przecież i Ona na pewno wiele razy powtarzała słowa Psalmu: „Pan jest moim pasterzem…”. To chyba najbardziej popularny i znany Psalm. Tylko czy dla nas to (i nie tylko to) słowo ma w ogóle jakąś wartość? Szczególnie teraz, gdy jest go tak wiele wokół nas. Jak cenne jest to słowo wypowiadane przez Boga, skoro – jak mówił jeden z poetów – Anioł czekał na ciszę, taką ciszę, którą słychać, by wypowiedzieć Boże posłanie i by ono zostało usłyszane i przyjęte. Tylko tak przyjęte Słowo może stać się Ciałem.
Archanioł przywołuje postać Elżbiety, która ma być dla Maryi znakiem. A ile takich znaków jest wokół nas? Pewnie wiele, różnego rodzaju, różnej „wielkości”, a jednak w naszej wierze często obecne jest zwątpienie, wciąż tak obecne jest pośród nas zapomnienie o Bogu. I właśnie po to jest także czas świątecznych celebracji, by przypomnieć Boga. Maryja nie przyjmuje Słowa tylko rozumem. Nie przyjmuje nawet tylko sercem. Przyjmuje także ciałem. Przyjmuje całym swoim jestestwem. Bo do relacji z Bogiem, do tej tak niepowtarzalnej relacji jesteśmy zaproszeni cali. Nie chodzi o to, by wiarę zamykać w kategoriach serca, poruszeń albo w kategorii myśli, natchnień. Świadectwem wiary mają być także nasze czyny, podejmowane decyzje, przyjmowane trudy i cierpienia – wszystko. Cały człowiek. Także na modlitwie obecne jest nasze ciało. A my często wpadamy w pułapkę rozdzielenia serca/ myśli od ciała. A czy np. próbowaliśmy zaobserwować, co dzieje się z naszym ciałem, w naszym ciele, kiedy pojawia się jakaś myśl? Ciało też wysyła nam różne sygnały. Podobnie duchowość i psychologia, czyli poznawanie siebie, swoich przeżyć, reakcji, postaw, też doskonale mogą iść razem wzajemnie się wspierając i porządkując. „Łaska buduje na naturze”, więc im lepiej i staranniej natura poukładana, nieraz może wymagająca uzdrowienia, to i łasce będzie „lżej” się przebić, dotrzeć, piękniej i pełniej będzie mogła budować. Bóg nie gardzi cielesnością, przyjął przecież na siebie całe nasze człowieczeństwo. I w ciele nas stworzył, i w ciele nas zbawił. A ciało posiada także oczy – stąd więc pytanie o ich otwartość, o zdolność dostrzegania znaków. Bóg daje nam tyle dowód swojej opieki, swojej miłości. Jakże trzeba nam zburzyć różne wewnętrzne mury i stać się ufnymi. Często jednak naszą cechą jest zdolność do wykluczania, negowania tego, czego nie rozumiemy, co nie „pasuje” do naszej układanki. Dlatego może niech owocem tych Świąt będzie ufność? Może o ten owoc właśnie trzeba nam prosić z całą żarliwością.
„Nie bój się Maryjo, znalazłaś łaskę u Boga”. Myślę, że te słowa Pan chce wypowiedzieć do każdego z nas. Każdego z nas Pan chce obdarować mnogością swojej łaski, swoich darów. Ale On daje nam je, abyśmy poprzez współpracę z Nim i z tymi darami, pomnażali je. Nie chodzi więc tylko o nas samych, dla nas samych. „Znalazłaś łaskę” – słysząc to zdanie, przypomina mi się (sama nie wiem, dlaczego, akurat teraz gdy piszę te słowa) przypowieść o bogatym młodzieńcu. W opisie tamtej sceny, ewangelista pisze o tym, że Jezus spojrzał na tego młodzieńca z miłością i Pan chciał tego człowieka powołać, powiedział mu, co ma czynić „by osiągnąć życie wieczne” (m.in.: iść za Jezusem, po sprzedaniu wszystkiego, po rozdaniu bogactwa doczesnego, czyli po uzyskaniu wolności, aby jedynym bogactwem mógł być Bóg). Ale młodzieniec „odszedł zasmucony” – nie przyjął tego spojrzenia. Tego spojrzenia, którym Jezus powołał celnika Lewiego; tego spojrzenia, którym nad Jeziorem Jezus powołał pierwszych Apostołów. „Znalazłaś łaskę” – to Boże spojrzenie miłości spoczywa na każdym z nas. Czy potrafię się na nie otworzyć? Czy pozwalam sobie je odczuć? Nie można powiedzieć, że Bóg kimś gardzi – Bóg nikim nie gardzi, to my decydujemy o tym, że Go przyjmiemy, czy pozwolimy sobie na otwarcie się na Boga. To jest nasz wybór. „Nie bój się” – jak często na kartach Pisma Świętego pada to wezwanie! Bóg budzi lęk, a przecież jest Miłością. Bóg nas przerasta, ale to nie jest powód by z lęku zamknąć Mu drzwi naszego serca, naszego życia. Pierwszym krokiem dla Maryi było przełamanie być może właśnie tego lęku. W miłości nie ma miejsca na lęk (czymś innym jest święta bojaźń, o której także tyle powiedziane jest w Piśmie Świętym, ale ona uczy nas pokory właśnie, posłuszeństwa wiary, jest „początkiem mądrości”, otwarcia się na Bożą mądrość).
Już za chwilę Wigilia i Święta Narodzenia Pańskiego. Niech nas przeniknie Boża Łaska. Otwórzmy serca, umysły, całych siebie na Słowo, by mogło Ono stać się w nas konkretem – by nasze życie zajaśniało Chrystusem. Pozwólmy, by to Pan poprowadził nas przez ten świąteczny okres, by był to czas prawdziwie Boży.
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA