II Niedziela po Narodzeniu Pańskim

Jak bardzo pierwsze czytanie łączy się z ewangeliczną perykopą – Mądrość rozbiła namiot „w Jakubie”, a „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”, czyli w dosłownym tłumaczeniu: rozbiło namiot między nami. Druga niedziela po Narodzeniu Pańskim przypomina nam to, co celebrowaliśmy niedawno: Bóg jest między nami. To zdanie wydaje się być takie „banalne”, takie prozaiczne i przecież oczywiste dla każdego wierzącego. A jednak wciąż zdaje się być prawdą, o której łatwo zapominamy. Mądrość mówi o sobie, że już nie przestanie istnieć – Bóg nie przestanie być z nami. „Zapuściłam korzenie w sławnym narodzie, w posiadłości Pana, w Jego dziedzictwie” – słyszymy w pierwszym czytaniu z Księgi Syracha. Przyszła mi taka myśl, takie refleksyjne pytanie: czy ja mogłabym o sobie tak powiedzieć w kontekście osobistej relacji z Panem? Brzmiałoby to tak: zapuściłam korzenie w Panu, w moim Umiłowanym, w Tym, który mnie umiłował. Można by też pewnie odnieść to do Kościoła, który jest swoistego rodzaju „dziedzictwem” Pana, Jego ciałem, którego On jest Głową – jeśliby przywołać myśl św. Pawła Apostoła – czy i w Kościele jestem zakorzenionym?

Nawet w refrenie Psalmu śpiewamy tej niedzieli: Słowo Wcielone wśród nas zamieszkało. To ta sama prawda, choć tak ujęta, tak sformułowana dodaje nam kolejną myśl. Jezus to Słowo Boga. To św. Jan od Krzyża napisał, że w Jezusie Bóg powiedział już wszystko. Wcześniej byli prorocy i zapowiedzi, a teraz już nie tego mamy oczekiwać i nie chodzi o poszukiwanie „objawień”, bo wszystko zostało powiedziane w Jezusie, w Nim jest cała Pełnia. Czy Jezus jest dla mnie Pełnią? Czy On tak mnie interesuje? Wciąż wpatrujemy się w wizerunki Świętej Rodziny z Betlejem I widzimy pochylone nad dzieciątkiem postacie Maryi i świętego Józefa, obserwujemy ich zapatrzenie i skupienie na osobie dziecięcia. Oczywiście, to tkliwe obrazy, ale przecież takie przesłanie płynie do nas także z Ewangelii, gdy czytamy o tym, jak Maryja zachowywała wszystkie te słowa i sprawy w swoim Sercu.  Zachowywała, a więc pielęgnowała i nosiła w pamięci, powracała do nich i zapewne każda następna sytuacja miała wpływ na to, jak postrzegała to, co skrywała w swym Sercu. Codzienne doświadczenia także wpływają na nasze rozumienie Słowa, które jak możemy zauważyć z naszego doświadczenia w swoisty sposób rośnie razem z nami, bo przecież mając kilkadziesiąt lat inaczej już rozumiemy i inaczej odczytujemy te same biblijne zdania, które słyszeliśmy mając nieco mniej lat. Jednak niezależnie od naszej codziennej sytuacji czy upływu czasu, zawsze jest to żywe Słowo Boga, żywe i skuteczne, jak czytamy w Liście do Hebrajczyków. Słowo Wcielone zamieszkało między nami – istotą, sensem tego Słowa jest to,  że staje się ono Ciałem, więc nie jest już tylko wypowiedziane, ale staje się konkretem. I to jest to do czego my przeżywając naszą wiarę mamy dążyć.  Więc to jedno zdanie konfrontuje nas z dwoma pytaniami. Pierwsze brzmi, czy Słowo Boże, Słowo, którym jest Bóg, a więc czy Jezus mieszka wśród nas, czy mieszka we mnie, w mojej rzeczywistości? Drugie pytanie brzmi zaś czy nawet jeżeli znam Słowo Boże, rozumiane tak literalnie i dosłownie, to czy staje się ono „ciałem”, a więc konkretem w mojej szarej codzienności? Celebrujemy misterium Wcielenia, czyli tego przechodzenia od Słowa do „ciała” – to do tego jesteśmy nieustannie zapraszani. Nie mamy być tylko słuchaczami.  Ileż czułości delikatności jest we wspomnianej już postawie Maryi, która zachowywała „te słowa i sprawy w swoim Sercu” – tak jak pielęgnowała z czułością i miłością Dziecię, Ona tak samo podchodziła do Słowa. To bardzo wpisuje się także w duchowość św. Franciszka z Asyżu, który polecał swoim braciom, że mają zbierać Słowa Pańskie gdziekolwiek znaleźliby je na kartach niegodnie porzucone, bo to te Słowa sprawiają – jak doskonale to zrozumiał Święty –  że chleb staje się Ciałem Pana, a wino Krwią Zbawiciela.  A może staje przed nami jeszcze trzecie pytanie? Dotyczyłoby ono mojego podejścia do słowa w ogóle, czy nie wypowiadam ich zbyt wiele, tych słów, które może nie mają pokrycia albo, co jeszcze gorsze, stają się narzędziem ranienia innych? Przypomina mi się anegdota z życia świętego Filipa Neri, mówiąca o tym jak to Święty zadał za pokutę pewnej kobiecie która rozgłaszała fałszywe oszczerstwa,  oskubać kurę po prostu idąc ulicą miasta, a później miałaby pozbierać te pióra, które uniósł wiatr – zadanie niemożliwe do wykonania,  nie da się pozbierać wypowiedzianych i uniesionych z wiatrem słów.

W psalmie wyznajemy że Pan umacnia mury, zawory bram. To też „właściwość” Słowa Bożego  – ma ono strzec nas, naszych serc, myśli. Strzeż i umacniać, czyli być źródłem mądrości, światła i pokrzepienia.

Obecność Słowa Wcielonego czyli Boga samego pośród nas, Emmanuela, ma być także dla nas jako wspólnoty, ale także dla każdego z nas indywidualnie, źródłem radości tej radości, której nie zdoła nam zabrać świat – ani zabrać ani dać nam takiej prawdziwej głębokiej radości.  Odkrywamy to wsłuchując się w słowa dzisiejszego psalmu, który zaprasza nas do wychwalania i uwielbiania Boga, Tego, który będąc pośród nas troszczy się o nas. Jego sama już Obecność jest objawieniem owej troski.  Rozpoczynamy nowy rok, właściwie już go rozpoczęliśmy, ta niedziela to już piąty dzień i pewnie myślimy, jak to będzie, może wiemy, że powinniśmy coś skorygować w swoim życiu, może czynimy jakieś postanowienia noworoczne i na tle tego wszystkiego powinno zrodzić się w naszych sercach jedno pragnienie, że w tym roku nie zapomnimy o Bożej obecności pośród nas, o Bożej obecności w moim sercu, o Bożej obecności zarówno w tych szarych i trudnych dniach momentach, jak i wtedy kiedy będzie rozpierała nas radość, a wokół będzie tak wiele barw.  Zauważmy jednak, co napisał św. Jan w Prologu swojej Ewangelii, że gdy przyszło życie i światło do swojej własności, to właśnie swoi Go nie poznali, a jeśli nie poznali, to także nie przyjęli, nie otworzyli drzwi swojego jestestwa na narodziny Emmanuela. I nie chodzi tu tylko o mieszkańców Betlejem, ani o naród Izraela, ale tu chodzi o mnie. Każdy z nas jest „własnością” Pana. Staje mi przed oczyma ta scena ewangelicznej przypowieści o ojcu, który wysyła swojego syna do dzierżawców ziemi, ale oni wiedzieli, że to jest syn, dziedzic, dlatego doprowadzili do jego śmierci, żeby nie musieli oddawać tego, co dzierżawili. To także scena, gdy Gospodarz puka do drzwi, ale zarządca zły i leniwy nie spodziewając się Jego powrotu, zignorował to czyniąc to, co złe i niegodziwe. Pan stoi u drzwi i kołacze. W tym zdaniu z Prologu kryje się także niesamowita pokora Boga. Przychodzi i godzi się na to, że nie zostanie przyjęty. Ale przychodzi, by objawić swoją bliskość. Aby ją nam przywrócić niejako, abyśmy już się jej nie bali – jak się zadziało po grzechu Adama i Ewy, gdy próbowali się ukryć przed Bogiem. Już nie musimy się ukrywać (a przecież i tak jest to niemożliwe).

W Chrystusie jest cała Pełnia. W Nim jest nasze życie. Św. Paweł uwielbia Boga, który „z miłości przeznaczył nas dla siebie”. Bardzo zawsze mnie porusza to zdanie. Bóg wybiera nas, powołuje do życia z miłości, abyśmy z Nim byli, abyśmy nasze jestestwo przeżywali z Nim. „Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy serca, byście wiedzieli, czym jest nadzieja, do której On wzywa, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych” – tą modlitwą kończy się drugie czytanie zaczerpnięte z Listu do Efezjan. Św. Jan w Prologu wspomina, że widzieliśmy chwałę Boga – tak, „oglądaliśmy” ją w misterium Wcielenia. To „dziwny” widok. Dzieciątko na sianie – oto chwała Boga. Oglądamy ją codziennie w misterium Eucharystii. Oglądamy ją, doświadczamy jej, gdy przebacza nam w sakramencie pokuty i pojednania. Oglądamy ją wiele razy – tylko czy ją dostrzegamy? Dlatego chyba warto, aby modlitwa św. Pawła stała i naszą prośbą o „światłe oczy serca”. Apostoł Narodów wspomina o „głębszym poznaniu” Pana – wiara to droga, proces, nie możemy się zatrzymać, pozostać w miejscu.  I tak, z jednej strony to droga „w górę”, „ku wyżynom niebieskim”, ale z drugiej strony to właśnie droga „w głąb”, ku głębszemu poznaniu. A może tak nam jest nieraz wygodniej? Zatrzymać się na tym etapie na jakim już jesteśmy i nic więcej, bo może wtedy trzeba by nam coś zmienić w swoim życiu? Jesteśmy powołani do życia wiecznego w „chwale świętych” – w Domu Ojca, tam jest nasze dziedzictwo. To z Boga mamy się nieustannie rodzić – czyli przyjmować Jezusa, aby Jego życie rozbłysło w naszym. Rozpoczął się Rok Jubileuszowy – Rok Nadziei. Sam Pan jest naszą Nadzieją. Czy naprawdę?

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA