II Niedziela Adwentu (rok A)
Druga niedziela Adwentu. Ewangelista przenosi nas dzisiaj nad brzeg Jordanu, jednak wiemy, że tych słów nie mamy odczytywać jako opisu dawnej sceny. Dlaczego? Bo wobec nich nie stajemy jako widzowie – jak w kinie czy podczas spektaklu – w postawie biernych obserwatorów i analityków. Te słowa są przecież żywe i wciąż aktualne oraz skierowane do każdego z nas indywidualnie – jak lampa dla naszego życia, jako lustro, w którym mamy się przejrzeć. Dzisiejsze słowa Jana Chrzciciela, który jest głównym bohaterem odczytywanej drugiej niedzieli Adwentu perykopy, mogą nam się wydać takie ostre, surowe. Ale może właśnie takie słowa są nam potrzebne dla duchowego przebudzenia? Abyśmy nie sądzili, że sam chrzest – czytając to już w kontekście Nowego Testamentu – sama przynależność (formalna) do Kościoła, nazywanie siebie chrześcijaninem już wszystko. Nasze zbawienie nie dokonuje się automatycznie jako samoistny wynik powyższego. Na dar odkupienia potrzeba jeszcze naszej odpowiedzi oraz życia, które będzie autentyczne, a nie formalne.
Jan mówi o dzieciach Abrahama – samo nazywanie się takimi „nie załatwia” wszystkiego. Podobnie Jezus zwróci uwagę faryzeuszom, o czym czytamy w Ewangelii wg św. Jana. Gdyby byli faktycznie dziećmi Abrahama rozpoznaliby Jezusa i przyjęliby Go jako Mesjasza. Jezus podobnie nazwie później lud plemieniem żmijowym, a cóż to znaczy? To określenie na naszą przewrotność, jaką pewnie każdy z nas jakoś może dostrzec w swoim życiu. Dzisiejsza liturgia Słowa jest zaproszeniem do przygotowania drogi dla Pana, czyli do wyprostowania tego, co jeszcze w nas tak przewrotne, niejednoznaczne, jakoś nacechowane zgodą na udawanie. Ostatecznie o te wszystkie „wyboje” potykamy się my sami.
„Wydać dobry owoc nawrócenia” czyli nie poprzestać jedynie na deklaracjach, nie zatrzymać się na dumnym mówieniu: jestem chrześcijaninem, bo wydać owoce to oznacza konkretny czyn, zmianę postawy. Nawrócenie to ponowne skierowanie swojego wzroku na właściwy kierunek. Odwrócić spojrzenie od tego wszystkiego, co nie jest Bogiem i z Boga, aby spojrzeć w tym samym kierunku, w jakim On patrzy – chcąc tego, czego On pragnie. Mamy wydawać dobre owoce – i Pan ma prawo od nas tych owoców oczekiwać. Tak jak w tej przypowieści: gospodarz przychodzi i sprawdza, czy drzewo daje owoce czy wyjaławia ziemię. Wiemy jednak także, że sami z siebie nie sprostamy temu. Chrzest Jana, chrzest wody, to tylko taki pierwszy krok. Podobnie dla nas chrzest był takim momentem wejścia, a więc rozpoczęcia. Otworzył przed nami przebogaty skarbiec Bożych łask złożonych w Kościele Świętym, ale niczego nie zakończył. Na nic zda się patrzenie na jakieś wyboje na drodze i dyskutowanie o nich, oglądanie z każdej strony, prześciganie się w pomysłach, jakby go tu poprawić, zniwelować – nie przyniesienie żadnego efektu, w zasadzie będzie zbędne, jeśli nie znajdzie swojego urzeczywistnienia, jeśli te wypowiedzi nie staną się konkretem. Na owych dysputach można spędzić wiele czasu. Wiele można przeczytać, nauczyć się niepoliczonej ilości cytatów na pamięć i umieć je nawet zastosować w odpowiednich okolicznościach – a jednak, na nic to wszystko, jeśli nie zacznie kształtować naszej codzienności. I zdaje się, że właśnie na to chce wskazać Jan Chrzciciel. Mówiąc, że idzie silniejszy, mocniejszy od niego, przypomina, że za tym, co widzimy, jest zawsze „coś więcej”.
Jak do tego dojść? Myślę, że tu pomocą służy nam prorok Izajasz. Przyznam się, że dzisiaj odczytywany fragment z jego księgi jest jednym z moich ulubionych: ta wizja harmonii i ładu, pokoju – aż czytając te wersety ma się wrażenie, jakby „powiew” tego ogarniał nas, można się nieco, potocznie mówiąc, rozmarzyć. Ale gdzie tu widzę pomoc, o której wspomniałam? W słowach odnoszących się do sługi Pańskiego, ale przecież to powinna być wskazówka dla nas: „Nie będzie sądził z pozorów ani wyrokował według pogłosek” – oraz „upodoba sobie w bojaźni Pańskiej”, a cechować go będzie sprawiedliwość i wierność. Może warto więc od tego zacząć? Wyrównując drogę swojego życia, zacznijmy od „wyprostowania” naszych słów: zarówno tych wypowiedzianych głośno, jak i tych które nosimy w sobie, w myślach. Pan zna każde nasze słowo i z każdego słowa będziemy musieli zdać rachunek. Kolejną lekcję daje nam św. Paweł, który w odczytywanym dzisiaj fragmencie Listu do Rzymian zwraca nam uwagę na umiejętność wzajemnego przygarniania się. Mówi o tych samych uczuciach oraz o byciu sługą drugiego, o nadziei i pociesze płynącej z Pism, z Dobrej Nowiny. A wszystko to na wzór Jezusa: to w Niego mamy się wpatrywać i to On ostatecznie ma być dla nas Mistrzem, Nauczycielem. My zaś zaproszeni jesteśmy do dostrzeżenia łask, jakie od Niego nieustannie otrzymujemy i do wdzięczności za nie. Kiedy jednak czytam zdanie: „przygarniajcie siebie nawzajem” i mam przed oczyma obraz z proroctwa Izajasza, obraz tej harmonii, gdzie różne przeciwstawne sobie zwierzęta, a nawet dziecko i kobra, będą razem – to przychodzi mi taka myśli, czy to nie jest zaproszenie do takiej osobowej, wewnętrznej integracji, harmonii? Dopiero człowiek tak scalony sam ze sobą, z tym wszystkim, co w nim jest, z całą prawdą o sobie, z tym co w nim łagodne i gwałtowne, jest w pełni w zgodzie ze sobą i staje się żyzną ziemią pod Boży zasiew. Wtedy może być – posiadając siebie w pełni – w pełni darem dla drugiej osoby. Posiąść siebie, aby siebie móc autentycznie dać. Dziecię nie musi się lękać tej symbolicznej kobry: bo jeśli wie, że ona jest, jeśli ją jakoś zna, może przewidzieć kiedy zaatakuje. Co innego, jeżeli nie znamy siebie, to wówczas różne nasze odczucia, impulsy, zachowania, reakcje, mogą nas całkowicie rozbić, powalić, zaatakować z zaskoczenia. Przygarnąć do siebie drugiego budując wspólnotę – to miał zapewne na myśli św. Paweł – ale dlaczego właśnie nie zobaczyć w tym także zachęty, aby przyjąć samego siebie? To też jest jeden ze sposób na prostowanie wyboistych dróg. Pragniemy i przyzywamy Bożego pokoju (w to również wpisuje się przesłanie dzisiejszego Psalmu), wiemy, że pokój jest Bożym darem, że on panuje tam, gdzie i Pan jest prawdziwie obecny (właśnie jako Pan) – ale nie mamy być wobec niego jakoś biernymi. Oczekiwać to nie znaczy siedzieć bezczynnie. Owszem, Pan „wyzwoli biedaka, który Go wzywa i ubogiego, który nie ma opieki”, ale czy ja wyzwalam w sobie drugiego człowieka poprzez dar przebaczenia? A może wciąż kogoś krępuje więzami narzuconej o nim opinii czy jakiegoś uprzedzenia? Czy kiedy ktoś woła mnie o pomoc, zostawię to, co moje, aby pójść do niego? To jest przestrzeń naszego współudziału w dziele Bożego pokoju. Jest to jednak taki dar, którym najpierw samemu trzeba się napełnić (wciąż napełniać), aby potem móc go przekazywać innym.
Przytoczony przez Ewangelistę cytat z proroka Izajasza, był dla Żydów zapowiedzią końca wygnania, zapowiedzią, że wrócą do Ziemi Świętej, ich ziemi, jaką Pan im obiecał. Ilekroć przyjmujemy dar Jezusa, Jego dzieło, miłość, przyjmujemy Dobrą Nowinę i nawracamy się, tylekroć my powracamy do naszej „ziemi świętej”, jaką jest komunia, relacja z Bogiem. Jan Chrzciciel ukazany jest jako Eliasz, wielki prorok, człowiek, który stał przed Bogiem. Poprzez swoją postawę świadomości przybycia większego od niego oraz umiejętność rozpoznania Go, można Chrzciciela porównać do człowieka, który wie, w którym momencie otworzyć drzwi. Jezus zaś przychodzi, aby nas właśnie wyprowadzić z tego wygnania, przeprowadzić z ciemności do światłości, którą jest On sam – bo ani ciemność, ani pustynia, nie są „środowiskiem” życia, dla tych, którzy powołani są do bycia dziećmi światłości, do bycia w najważniejszej relacji, tej z samym Bogiem, który jest naszym Życiem. Z drugiej jednak strony, pustynia jest szczególnym miejscem nauki. Lud wybrany szedł przez pustynię czterdzieści lat. Czterdzieści dni Mojżesz przebywał na Górze z Bogiem, gdy otrzymać miał Dekalog. Czterdzieści dni pościł Jezus przed rozpoczęciem działalności publicznej. To ważna liczba w historii wiary Izraela. Pustynia jest miejscem gdzie – mimo wszystko – pozostajemy sami, możemy spotkać się sami ze sobą. To czas zatrzymania potrzebny do tego, aby potem iść dalej. Wykorzystajmy dobrze dar czasu Adwentu: niech z jednej strony będą to chwile zatrzymania, aby usłyszeć Boże Słowo, ale także spotkać siebie, usłyszeć swoje serce w całej prawdzie i szczerości – ale z drugiej strony, niech to będzie czas właśnie konkretnego działania, prostowania dróg, którego nie dokonuje sami, ale z Panem, za rękę z Jego Łaską.
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA
