I Niedziela Wielkiego Postu

Środa Popielcowa , którą kilka dni temu przeżywaliśmy, była jak brama, poprzez którą weszliśmy w święty czas Wielkiego Postu. Każdy dzień, każda chwila, jako darowana nam, podarowana przez Boga, jest już z tego samego faktu, czasem świętym. Są jednak takie szczególne okresy w naszym życiu, w życiu Kościoła, które – poprzez liturgię i mądrość Tradycji Kościoła i z woli Boga, który przecież jest Głową Kościoła – celebrujemy w szczególniejszy sposób, mocniej je akcentując i przeżywając. Do takich właśnie okresów należy w wyjątkowy sposób Wielki Post. Niedawno, wciąż w pamięci mamy, celebrację misterium Bożego Narodzenia, Wcielenia Chrystusa. W tym roku te liturgiczne okresy wypadają tak blisko siebie. Ale i to wynika z Bożej Opatrzności. Może właśnie po to, by przypomnieć nam, jak te dwie tajemnice – Wcielenia i Męki oraz Zmartwychwstania – są od siebie zależne. Już celebrując to, co wydarzyło się w ciszy Betlejem, rozważamy i odkrywamy zapowiedzi Męki (pięknie to pokazuje ikona Narodzenia Pańskiego – Jezus złożony w żłobie niczym w grobie, owity jakby całunem już). Nowonarodzony w darze od Mędrców otrzymuje m.in., mirrę, jako zapowiedź cierpienia. Ale otrzymuje też złoto – królewski symbol, znak Jego ostatecznego panowania przypieczętowanego radością jutrzenki Zmartwychwstania. Jednak pierwsza niedziela Wielkiego Postu konfrontuje nas raczej z obrazem Bożego Miłosierdzia i Przymierza oraz z zadaniem nam wyznaczonym, z wezwaniem dla nas.

Rozpoczynając ten święty czas, Jezus w Ewangelii mówi nam: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. To nawrócenie, ta zmiana myślenia, które przecież powinno dokonywać się każdego dnia i sprawdzane jest przez przeróżne codzienne sytuacje, jest początkiem dla nas, leży u podstaw naszej dalszej drogi z Jezusem, za Jezusem. Ale to jeszcze nie wszystko. Bo na początek zostajemy „zaproszeni”, wraz z Jezusem „wyprowadzeni” na pustynię. Ma ona swoją długą tradycję duchową i tak naprawdę jest – jeśli tak można to określić – nie do ominięcia w naszej duchowej pielgrzymce. Pustynia jest miejscem gdzie nic nie ma. Pozornie nic nie ma. Jest miejscem, gdzie nic nie powinno nas – jak się zdaje – rozpraszać. Jest miejscem, w którym żar słońca może pozbawić życia, energii. Tu panuje cisza. Pustynia jest opozycją do zgiełku codzienności. Pustynia kojarzyć nam się może z czasem np. rekolekcyjnego wyciszenia, pozostawania samemu z Panem (ale i z sobą, co wcale nie musi być złe, bo i z sobą samym mamy mieć zdrowy i rozsądny kontakt, bo przecież aby żyć naprawdę trzeba też znać i siebie). Ale pustynia to także – jak to pokazuje również ta perykopa – walka z pokusami, z kuszeniem. Ta pustka pustyni jeszcze bardziej uwydatnia nasze słabości i otaczające nas pokusy. Wiemy, że na pustyni zdarza się także zjawisko fatamorgany, optycznego złudzenia, gdy spragnionemu i wycieńczonemu wydaje się, że widzi oazę ze źródłem wody. My też w naszej duchowej pielgrzymce możemy ulegać różnym złudzeniom. Dlatego potrzeba nam niesamowitej uwagi i zasłuchania w Boże Słowo, by to ono nas autentycznie prowadziło i weryfikowało nasze myśli czy pojawiające się przed nami „obrazy”.

Otrzymując zaproszenie na pustynię, słyszymy najpierw pierwsze czytanie zaczerpnięte  z Księgi Rodzaju. To ważny fragment ponieważ ukazuje przymierze, jakie Bóg zawiera z Noem po potopie. Można powiedzieć, że jest to „pierwsze przymierze”. Historia Abrahama dopiero przed nami, Mojżesz – jeszcze do niego daleko. Można więc powiedzieć, że to przymierze, o którym słyszymy tej niedzieli, jest takim pierwszym krokiem. Bóg, który z miłości stworzył świat i człowieka, został „zdradzony” przez grzech Adama i Ewy. Potem ludzie również nie poprawili się w wierności. Jak mówi natchniony autor, tylko Noe był sprawiedliwy w tym pokoleniu. I to Noemu Pan poleca zbudować Arkę i ukryć w niej na czas potopu swoją rodzinę i po parze z różnych gatunków istot żyjących. W ten sposób widzimy, że z jednej strony świat zostaje dotknięty karą za przewiny, ale jednocześnie – w tej karze jest ocalenie. Tak sprawiedliwość łączy z miłosierdziem, miłosierdzie ze sprawiedliwością. Bóg nie zamyka oczu na grzechy, ale jednocześnie – wciąż jest Tym, który daje życie. To też droga naszej pokuty, wynagrodzenia ze grzechy – uznajemy nasze winy, pokutujemy, czynimy różne ofiary, ale przed oczyma mamy wyciągnięte ramiona miłosiernego Ojca, który wychodzi na drogę i czeka na nas, by na nowo dać nam życie, wskrzesić do życia nowego. Ale to na co bym chciała zwrócić uwagę rozważając ten konkretny fragment z Księgi Rodzaju, to słowa Boga: „Ja zawieram przymierze…” – i na tym się zatrzymajmy. „Ja” – czyli Bóg. To On jest inicjatorem tego przymierza i to na Nim ma się ono opierać i być zbudowane. To Bóg tworzy ten „łuk” na niebie, który ma być znakiem. My dziś wiemy, że ten „łuk” to nie tylko tęcza, jako element przyrody. Tym znakiem ostatecznego i największego przymierza między Bogiem a człowiekiem, między Bogiem a mną jest Krzyż Chrystusa, który złączył niebo z ziemią. Ta scena uczy nas także tego, by nie budować na sobie. Ludzka wierność jest zawodna – i my tego nieraz doświadczamy w różnych relacjach, ale też jesteśmy świadomi naszych upadków w tej przestrzeni względem innych, nade wszystko względem Boga – dlatego przymierze opiera się na wierności Boga, bo On nigdy w tej wierności nie zawiedzie. Ta scena uczy nas też pokory. Zobaczmy, Noe zbudował Arkę, ale nie przypisał sobie zasługi ocalenia życia. Miał świadomość, że był narzędziem Bożej Opatrzności (tu też możemy zastanowić się nad wartością posłuszeństwa Bożym natchnieniom i tego, jak związane jest nasze posłuszeństwo i współpraca z Łaską, z ocaleniem innych; jak moje decyzje, wybory i postawy wpływają na innych; moja historia spleciona z historią innych – to też rodzi pytanie o wartość odpowiedzialności). I to nie Noe mówi do Boga: to ja teraz z Tobą zawieram przymierze. Nie, Noe przyjmuje Boże przymierze. Co jeszcze może oznaczać ów łuk? To połączenie tego, co Boże z tym, co doczesne, z tym, co moje, codzienne.  Bóg chce być w tym obecne. Pięknie to obrazuje całe misterium Eucharystii, ale też słowa paschalnego orędzia, które już za niecałe czterdzieści dni usłyszymy – sprawy boskie łączą się z ludzkimi, z ziemskimi. Dla Boga one nie są obojętne. Bóg daje życie i nigdy nie zostawia nas samych.

Pierwsze czytanie łączy się z drugim, czyli z fragmentem Listu św. Piotra Apostoła. W duchowej interpretacji wody potopu to zapowiedź wód chrztu św., które zmywają grzechowy brud i przywracają nam godność dziecka Bożego. Pierwszy uczeń Pana odnosi się do tych wydarzeń, które miały miejsce za dni Noego, i ukazuje nam ich głębszy sens. Podaje przy tym niesamowitą definicję chrztu św.: „zobowiązanie do czystego sumienia”. Bardzo mnie to zdanie dotknęło. Chrzest św. jest „zobowiązaniem”. Przymierze jest „zobowiązaniem”. Chrzest św. jest pierwszym sakramentem, który łączy nas z Kościołem i wpisuje nas w przymierze z Bogiem. To też znak, że akurat to teksty nawiązujące do tego sakramentu, który obecnie dla nas jest jak ów „łuk” dla Noego, wprowadzają nas w Wielki Post. To zachęca nas do powrotu do źródeł.  Także owo wyjście na pustynię ma w tym pomóc. Zacząć od początku, od tego, co najistotniejsze  i co stanowi fundament naszej tożsamości jako chrześcijanina. Słowa św. Piotra pokazują, że tą nową Arką ocalenia dla nas jest Kościół. Noe zbudował Arkę, ale ją także stworzył Mojżesz, by przechować tablice z Przykazaniami. A my mamy Kościół św. z sakramentami świętymi, z depozytem wiary. Ale „obrazem” arki rozumianej jako miejsce ocalenia, to znów mogą być owe ramiona Ojca, ramiona Syna rozpięte na Krzyżu.

Na Krzyżu Chrystus ponosi śmierć „sprawiedliwy za niesprawiedliwych” – jak słyszymy w drugim czytaniu – po to, aby nas, aby wszystkich „przyprowadzić do Boga”. Te słowa mogą być też definicją Wielkiego Postu. Jakie znaczenie ma ten czas i jaki jest jego główny cel? „Aby przyprowadzić do Boga”. Rodzi się jednak pytanie – co ja uczynię z tym darem, czy chcę (nie: „chciałbym, chciałabym” – ostatnio odkrywam, jak ważne jest zwrócenie uwagi na to, jakie formy językowe, gramatyczne stosujemy, bo przyjrzenie się temu może również stanowić element autorefleksji i pracy nad sobą; te formy też nam coś o nas, o naszym nastawieniu, mówią, coś pokazują; wbrew pozorom, nie są one obojętne i „przypadkowe”) przyjąć ten czas, czy chcę zostać przyprowadzonym do Boga? Zostałem przyprowadzony w chwili sakramentu chrztu świętego, ale ten dany nam jest po to by nieustannie go rozwijać. Każdego dnia na nowo. Św. Piotr pisze także, że „ciało wprawdzie zabito”, Jezus poniósł śmierć na ciele, ale trzeciego dnia zmartwychwstał, jest więc i zawsze był i będzie Zwycięzcą. I to w kluczu tego zwycięstwa, w tej perspektywie musimy patrzeć na pustynię i ją, ten czas, przeżywać. „Ciało wprawdzie zabito”. Ciało – to, co doczesne – boimy się tracić, boimy się to stracić. A przecież także po to jest czas Wielkiego Postu, by poprzez swój szczególny charakter nauczyć nas wyrzeczenia, podprowadzić pod tą tajemnicę wynagrodzenia, „postu”, który nie musi oznaczać wyłącznie nie przyjmowania pewnych pokarmów czy ich ograniczenia. To św. Paweł pisał o zadaniu w sobie śmierci doczesnym, ludzkim, pożądaniom, tego, co rodzi grzech. Z grzechem, podobnie jak z szatanem podczas kuszenia, nie ma i nie powinno być żadnych „negocjacji”.

Św. Marek jest bardzo oszczędny w słowach jeżeli chodzi o relację z pobytu Jezusa na pustyni – w porównaniu do pozostałych ewangelistów. Ale ta oszczędność nie oznacza, że w przekazie nie ma bogactwa treści. Św. Marek jest bardzo konkretny. Tak jak Jezus bardzo konkretnie realizował wolę Ojca, dokonywał dzieła naszego zbawienia, odkupienia.

„Zaraz też” – tak rozpoczyna się ta perykopa. Jakie jest tego znaczenie? Zaraz po wydarzeniach nad brzegiem Jordanu, gdzie Jezus przyjął chrzest z rąk Chrzciciela, Duch Święty wyprowadza Jezusa na pustynię „gdzie był kuszony przez czterdzieści dni”. Przeplatają się więc te dwie rzeczywistości – chwila objawienia się Ojca, który poświadczył, że Jezus jest Jego Synem umiłowanym i chwila, gdzie trzeba zmierzyć się z pokusami, ale także ze swoistego rodzaju samotnością i pustką. Chrystus przyjmuje taką kolej historii – nie ucieka przed nią, ale w nią wchodzi. Cały Wielki Post to nam pokazuje  – Jezus nie ucieka, On przyjmuje cierpienie, bierze krzyż na swoje ramiona.  A my, a ja?

W tym określeniu czasowym „zaraz też” wyczuć można dynamizm, pewną nagłą zmianę. Do przyjęcia i rozpoznania tych „nagłych” zmian, potrzeba wielkiej czujności z naszej strony, czujności serca. Przeżyty niedawno Adwent tak często właśnie zachęcał nas do refleksji na temat ważności czujności, postawy czuwania. Ale to „zaraz” możemy odczytać w jeszcze jeden, jak się zdaje, sposób. A mianowicie jako zachętę by niczego nie odkładać na potem. Bo jaką ja mam pewność, że owo „potem” będzie mi dane? Od rozpoczęcia Wielkiego Postu już minęło kilka dni. Teraz, przeżywając pierwszą niedzielę tego szczególnego czasu, możemy śmiało zadać sobie pytanie – i przy okazji nie uciec od odpowiedzi na nie – czy ja już przeżywam Wielki Post? Czy naprawdę wszedłem już w ten okres liturgicznego przygotowania do wydarzeń Paschalnych? A może jeszcze wciąż opieram się Duchowi, który chce mnie poprowadzić, wprowadzić na Boże ścieżki tego czasu? Duch poprowadzi, choć będzie trzeba przejść przez bramę Krzyża, ale za jej progiem – zawsze o tym pamiętajmy – czeka jutrzenka Zmartwychwstania. To, że to właśnie Duch Pana jest tym, który prowadzi, powinno wypełnić nasze serca pokojem, zaufaniem. Czy zapytałem się na modlitwie Ducha Świętego jak ma ten czas dla mnie konkretnie wyglądać? Bo nie wolno wejść na pustynię według swojego planu. Na pustyni – co też widzimy na przykładzie karawany – potrzebujemy przewodnika. I oczywiście – mamy prawo wyboru: albo trwać przy Duchu Świętym, albo ulec kusicielowi, ale ten poprowadzi nas do fatamorgany, poprzez złudzenia do śmierci, a Duch Pański poprowadzi nas przez śmierć temu, co stanowi w nas grzech do najprawdziwszego życia. Bo Bóg, gdy wyprowadza na pustynię, jak czytamy o tym w Księdze Ozeasza, czyni to z miłości i dla obudzenia w nas na nowo tej pierwotnej żarliwej miłości. Więc podobnie jak w historii potopu – przez zniszczenie do powstania. Groźnie brzmi: „zniszczenie” – tak bardzo negatywnie, ale tak naprawdę to wyrażenie w kluczu wiary nie powinno nas przerażać. Żeby coś zniszczyć, trzeba to też poznać – po to również potrzebny jest czas pustyni. Potem jest cały „proces” rozeznawania i ostatecznej decyzji, co z tym robimy. Jezus nie uległ kuszeni i nie zwątpił, nie pozwolił zanegować swojej tożsamości Syna Bożego. Nie musiał i nie chciał niczego nikomu udowadniać (zajrzyjmy do pozostałych opisów kuszenia Jezusa na pustyni, by zyskać cały obraz tej historii). Nie musiał tego robić, bo znał prawdę o sobie i swojej godności. Czy ja mogę to samo powiedzieć o sobie? Takie ciągłe zabiegi, by coś komuś udowodnić, więc też niejako dopasować się do oczekiwać innych, więc także budowanie relacji, gdzie nie jest się na równi, raczej niżej drugiej osoby, żeby tylko zyskać akceptację, by ona zaakceptowała naszą „godność” – to droga iluzji i  zakładania wielu masek, niejako „włożenia siebie” w pewien schemat – za cenę prawdy o sobie. Pierwszą i najważniejszą osobą, która musi znać prawdę o sobie i być jej pewną, jestem ja sam. To Jacek Kaczmarski śpiewał: „nie kłam sobie, a nikt ci nie skłamie”. – coś w tym zdaniu jest, głęboka prawda. Musimy znać prawdę o sobie. Czasem to będzie wymagało odwagi i długiej pracy, by przebić się nawet przed samym sobą przez te wszystkie latami nakładane być może maski. Odwaga, czas, determinacja – tak, to będzie nam potrzebne. Ale też właśnie pustynia jako przestrzeń owej samotności oraz skoncentrowania na Bogu, będzie ku temu idealnym miejscem, idealnym czasem. Dlatego nie uciekajmy przed Wielkim Postem. Nie próbujmy zminimalizować tego czasu, zredukować go do wykonywanych jedynie formalnie praktyk pobożnych. Wejdźmy głębiej, wejdźmy bardziej. Zasłuchajmy się w to, co Duch Pana chce nam powiedzieć. Pójdźmy, gdzie On nas będzie chciał poprowadzić.

Św. Marek zapisał, że Jezus przebywał wśród dzikich zwierząt i usługiwali Mu aniołowie. Ciekawy obraz. Komentarze do tej perykopy zasugerują nam, że owe dzikie zwierzęta to wszystkie pokusy; że to jest właśnie obraz kuszenia. Jezus był wśród nich, czyli panuje nad nimi, ma nad nimi moc i kontrolę, owe zwierzęta nic Mu nie czynią. To obraz naszej codzienności, obraz doczesnej pielgrzymki, gdzie poruszamy się przecież wśród różnych myśli, pokus, pożądania. Nasza rzeczywistość nie ma jednego odcienia, jednego koloru. To raczej mozaika. To labirynt, w którym potrzebujemy dobrego przewodnika. Musimy się trzymać „jednej ręki”. Trzymać się Pana. Przypominają mi się słowa św. Piotr z Dziejów Apostolskich – musimy bardziej słuchać Boga niż ludzi. To Bóg musi być naszym pierwszym odnośnikiem. Ale w tej rzeczywistości jest również obraz „aniołów”. Łaska przeplata się z grzechem, ze słabościami. Bóg zawsze chce nas wspomagać – nie zostawia nas. Ale uwaga: aureoli zwycięstwa nie otrzymamy, gdy będziemy tylko patrzeć na pokusy, albo gdy będziemy tylko „biadolić” (przepraszam za to wyrażenie, ale inne słowo nie przychodzi mi do głowy), że doświadczamy trudności. Jako Boże dzieci, jako zanurzeni w misterium chrztu św., a więc w paschalnej drodze Jezusa, wezwani jesteśmy do zwycięstwa, do odnoszenia zwycięstw dzięki współpracy z Łaską Pana. Bo najpierw trzeba się na nią całkowicie otworzyć, a potem współdziałać. Zwycięstwo odniesiemy gdy podejmiemy walkę. Nieraz już samo to podjęcie walki jest z naszej strony sukcesem. Wielki Post szczególnie nas do tego zachęca, do konfrontacji, do tej walki właśnie. Zapis o obecności aniołów może również zostać przez nas odczytany jako zachęta do przekroczenia progu swoich obaw, letniości, marazmu, zwątpienia – przystąpmy ten próg, ufając, że aniołowie, że Łaska tam na nas czeka, by nam pomóc. Przekroczmy ten próg, przyjmijmy dar tego czasu w pełnej aktywności a nie bierności właściwej obserwatorowi, a nie uczestnikowi.

Jezus wraca z pustyni. Jan zaś zostaje uwięziony. Rozważaliśmy tę scenę już jakiś czas temu. Głos, narzędzie Słowa, zostaje uwięzione przez ludzkie kombinacje i zakłamanie, ale Słowo nie przestaje brzmieć. Ono wciąż jest – i zawsze będzie – żywe.  Jezus podejmuje swoją publiczną działalność. I zauważmy, co mówi. „Czas jest bliski, nawracajcie się, wierzcie w Ewangelię, przybliżyło się Królestwo Boże”. Tak mówi po czasie spędzonym na pustyni, po czasie postu i kuszenia, walki i (co może bardziej odnosi się do nas) poznawania siebie. To znów lekcja dla nas. Po czasie owej właśnie walki i konfrontacji z sobą, z pokusami i pożądliwościami, z prawdą – odkrywamy, że „przybliżyło się Królestwo Boże”. Im bardziej stajemy w prawdzie, im bardziej podążamy drogą Pana i za Nim, tym bardziej przybliża się do nas Królestwo. Ale ciekawie w tym kontekście może wybrzmieć wezwanie „nawracajcie się”. Stoczone walki, praca nad sobą – to nie gwarantuje końca, nie gwarantuje trwałego sukcesu. Z innego ewangelicznego zapisu wiemy, że szatan, kusiciel odstąpił od Jezusa „do czasu”. Te walki i to zmaganie się będzie się wciąż pojawiać w naszej rzeczywistości. Każdego dnia wezwanie do nawrócenia (i zarazem do wiary, co łączy się ze sobą) będzie dla nas aktualne. Każdego dnia, nie tylko w okresie wielkopostnym. „Bliskie jest Królestwo Boże” – to Jezus przykaże głosić pierwszym uczniów, których pośle. Widzimy, jak te sceny łączą się ze sobą. Przesłanie Ewangelii jest wciąż to samo. Nasze zadanie wciąż jest to samo – ukazywać, świadczyć o bliskości Królestwa Bożego. Czas pustyni wskazuje też na to, że najpierw głoszący sam potrzebuje gruntownej formacji i wewnętrznej pracy.

I dlatego też słowa Psalmu tej niedzieli mogą być naszą codzienną modlitwą. Mogą i powinny, aby pięknie i „właściwie” przeżyć i zarówno czas Wielkiego Postu, a potem Zmartwychwstanie, ale i każdy nowy dzień w przymierzu z Bogiem, w Jego ramionach jak w arce ocalenia, wpatrując się w Jezusowe Oblicze by poznawać siebie, dając się „wyprowadzić”, poprowadzić Duchowi Świętemu, nawet jeżeli „po ludzku” droga, na którą nas zaprosi wydać by się mogła dziwna. Bo tylko gdy będzie autentyczni możemy naprawdę głosić bliskość Królestwa Bożego – tę bliskość odkrytą najpierw w sobie („Królestwo Boże w was jest” – powiedział Pan), w swojej godności dziecka Bożego, w tej godności otrzymanej na chrzcie świętym i zadanej nam do codziennego jej rozwijania i w niej wzrastania – pamiętając za jak wielką cenę zostaliśmy ocaleni.

Módlmy się tymi słowami Psalmu 25: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń, Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję. Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie,  na swoją miłość, która trwa od wieków. Tylko o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu ze względu na dobroć Twą, Panie. Dobry jest Pan i łaskawy, dlatego wskazuje drogę grzesznikom. Pomaga pokornym czynić dobrze, uczy ubogich dróg swoich.” – spotykamy się z Miłosiernym Panem. I tak jak o triumfie Zmartwychwstania nie możemy zapomnieć przeżywając misterium Męki, tak nie możemy zapomnieć o Miłosiernym Obliczu Pana. „Ze względu na dobroć Twą Panie” – Psalmista nie mówi, by Pan pamiętał o nim ze względu na jego postępowanie czy doczesne zasługi. Nie, w obliczu hojności i ogromu Bożej Łaski, my stajemy z pustymi rękoma, także świadomi, jak często te ręce nie są zbyt czyste. To przypomina nam pierwsze czytanie – przymierze zbudowane na Bogu, na Jego wierności i Jego miłości. Przeżywając różne chwile warto powtarzać sobie refren, który dziś, tej pierwszej niedzieli Wielkiego Postu, śpiewamy: „Drogi Twe, Panie, to łaska i wierność”. Powtarzajmy w sercu te słowa. A choćbyśmy się buntowali i wewnętrznie zapierali jak małe dzieci, które mówią rodzicowi, że już dalej nie pójdą, wtedy my mówmy: „naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami, prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń”. A pamiętamy przecież, że to Jezus o sobie powiedział, że jest Drogą, Prawdą, Życiem.

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA