XXVIII Niedziela zwykła (rok C)

„Wódz syryjski Naaman, który był trędowaty, zanurzył się siedem razy w Jordanie, według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego chłopca i został oczyszczony.” – tak rozpoczyna się dzisiejsza liturgia Słowa. Motyw oczyszczenia z trądu łączy się ze sceną, o której słyszymy w ewangelicznej perykopie. Ale mam wrażenie, że nie tyle wiara, nie tyle oczyszczenie, czyli uzdrowienie, jest przesłaniem tych czytań. Nie można bowiem nie odnieść wrażenia, że dużo bardziej chodzi o wdzięczność. Każdy z nas, wciąż, choć tego może w pędzie codzienności nie dostrzegamy, otrzymuje wiele łask – ale czy wracamy do Źródła owych Łask ze słowem „dziękuję”?

Jeżeli przeczytamy całą historię Naamana odkryjemy, że do tego uzdrowienia nie doszło tak łatwo. Początkowo, ten ważny i wielki wódz, nie chciał tak „zwyczajnie” zanurzyć się w Jordanie. Oczekiwał czegoś więcej: oczekiwał proroka, który przyjdzie i wypowie nad nim modlitwy, że dokona się coś nadzwyczajnego, a tymczasem, prorok nawet do niego nie wyszedł, po prostu przekazał polecenie Naamanowi i tyle. Gdyby nie słudzy, którzy zatrzymali wodza, ten odjechałby pozostając, przez swoją pychę, nadal trędowatym. A teraz słyszymy o jego wdzięczności wobec proroka. Pan Jezus trędowatych odesłał do kapłanów, aby wypełnili konkretny nakaz Prawa. I też można byłoby powiedzieć, że Pan nie uczynił wobec nich niczego nadzwyczajnego, wskazał na coś, co i tak znali. Bardzo lubię te fragmenty, w których odkrywamy, jak to Bóg posługuje się naszą codziennością, działając w tym, co tak zwyczajne i prozaiczne. Nie wymaga niczego „wielkiego”, gdy tymczasem my nieraz tak lekceważymy to, co proste, coś co jest niejako w zasięgu naszej ręki.

Dziewięciu odchodzi – tylko jeden wraca, aby podziękować Panu za otrzymaną łaskę. Boża miłość jest darmowa, Pan kocha nas tak po prostu: nie dlaczegoś i nie za coś, bo przecież my o własnych siłach nigdy byśmy na nią nie zasłużyli, nie zapracowali na tę miłość, na łaskę. Pan o tym wie. Chrystus uzdrowił ich bez oczekiwania na cokolwiek ze strony tych osób, a jednak, czyż w jego wypowiedzi nie wyczuwamy swoistego rodzaju żalu? „Gdzie tych pozostałych…” – zwraca uwagę Jezus, gdy powrócił do Niego tylko jeden uzdrowiony i to Samarytanin. Jakie znaczenie ma dla nas wdzięczność? Czy przypadkiem nie traktujemy Boga jako „automat”, do którego kierujemy swoje prośby, bierzemy, co chcemy, tak jakby się na to należało. Czy mamy jeszcze wyczucie „łaski”? To, czy wrócimy do Pana i podziękujemy, niczego w Bogu nie zmienia, niczego Mu nie dodaje – jeżeli nie wrócimy i nie podziękujemy, to niczego Mu nie odbiera, ale wybrana, obrana przez nas postawa, ma wpływ na nas. To czy wejdziemy w relację wdzięczności względem Boga wpływa na nas, nie na Osobę, której okazujemy wdzięczność. Pięknie to wyraża jedna z prefacji przewidziana na dzień powszedni: „Chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Jeżeli patrzymy na Boga jako na „automat” trudno mówić wówczas o jakiekolwiek relacji. A przecież wiara, ta prawdziwa, autentyczna, to właśnie relacja. Relacja zakłada także wzajemność. Oczywiście, nie ma tutaj znaku równości, nigdy się Bogu nie odwdzięczymy w pełni za wszystko, ale możemy choć uczynić maleńki krok. Wdzięczność – jak mawiali święci – raduje Serce Pana i jest tym naczyniem, którym czerpiemy kolejne łaski, jest kluczem do Bożego skarbca. Możemy to dostrzec także na przykładzie ludzkich relacji – czyż nie cieszymy się, gdy usłyszymy słowo podziękowania i czy spotkanie z taką reakcją nie sprawia, że otwieramy się na dalszą pomoc i zaangażowanie?

To co porusza w tej historii to także fakt, że do Jezusa ze słowami podziękowania powraca Samarytanin, czyli poganin, ktoś, kto dla Żydów był wrogiem, kimś obcym. Pamiętamy, jak zareagowali ludzie, gdy Jezus przywołał postać Naamana i kobiety z Sarepty Sydońskiej, jak bardzo byli oburzeni takimi porównaniami. One są dla nas jak ten przysłowiowy „kubeł zimnej wody”. Abyśmy nie osiadli na laurach naszej pobożności. Myślę, że również wdzięczność i umiejętność jej okazywania (którą poprzedza uświadomienie sobie otrzymanej łaski) zachowuje, pomaga zachować taką świeżość w relacji. Czy umiem się ucieszyć?

Swoją drogą, dokąd poszli tamci ludzie? Czy dostrzegli, że zostali uzdrowieni? Czym to uzdrowienie było w tamtych czasach, w kontekście tej choroby? To oznaczało powrót do społeczności. Gdybyśmy jednak spojrzeli na trąd w kontekście duchowym, to wiemy przecież, że stał się on symbolem grzechu, który właśnie oddziela nas od Boga. Boże przebaczenie przywraca nam zdolność tej relacji, na nowo wprowadza nas w komunię z Panem. Przebaczenie przywraca nam „życie”. Gdy my przebaczamy innym – czerpiąc ze zdroju Bożej łaski, bo sami z siebie nie mielibyśmy w sobie takiej siły – także przywracamy życie drugiej osobie. I myślę jeszcze coś: gdy my sami sobie przebaczamy, to znaczy dopuszczamy do siebie łaskę przebaczenia, zamiast plątać się w labiryncie często nazbyt skrupulatnych i nadwrażliwych wyrzutów sumienia, przywracamy sami sobie życie, zwracamy sobie wolność. To jak zdolność do złapania oddechu. A przecież bez oddychania nie da się żyć. Jako stworzeni na obraz i podobieństwo Boga mamy mieć udział właśnie  w dziele dawania, przekazywania życia. Nie tylko w sensie fizycznym.

„Ujrzały wszystkie krańce ziemi zbawienie Boga naszego. Wołaj z radości na cześć Pana, cała ziemio, cieszcie się, weselcie i grajcie” – słyszymy w dzisiejszym psalmie. Czy to nie jest jakoś w kontraście do tej ewangelicznej sceny? Cały świat nie ucieszył się z tego uzdrowienia – ucieszył się tylko jeden człowiek. Słysząc ten psalm, zastanawiam się nad zdolnością do radości. Czy umiem się ucieszyć, tak zwyczajnie, tak po prostu? Bez żadnego „ale”? W aklamacji przed Ewangelią słyszymy zdanie z Pierwszego Listu do Tesaloniczan św. Pawła: „Za wszystko dziękujcie Bogu, taka jest bowiem wola Boża względem was w Jezusie Chrystusie”. Jest to właśnie wezwanie do dziękczynienia. Dzisiejszy fragment Ewangelii wg św. Łukasza stał się inspiracją dla założycieli naszego Zakonu (klarysek od wieczystej adoracji), aby adorację Najświętszego Sakramentu ustanowić w duchu dziękczynienia, abyśmy naszym dziękczynieniem niejako wynagradzały za niewdzięczność tak wielu serc. To bardzo ważny fragment w naszej duchowości. Tylko – łatwo jest dziękować „za innych”, za to, co dookoła nas, niejako na zewnątrz nas – a czy w mojej osobistej drodze wiary pielęgnuję tę wdzięczność? Św. Paweł przypomina Tymoteuszowi – w słyszanym dzisiaj fragmencie Drugiego Listu do tego młodego człowieka – że jeżeli wraz z Chrystusem „współumarliśmy, z Nim także żyć będziemy. Jeśli trwamy w cierpliwości, z Nim też królować będziemy. Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas się zaprze. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego”. Mimo, że tamci nie powrócili do Jezusa, On nie cofnął swojej łaski. Bóg nie może zaprzeć się swojej miłości. Próbuję sobie wyobrazić tę scenę: tamci odchodzą, Jezus zostaje, widzi ich jak coraz bardziej się oddalają… A gdzie ja jestem?

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA