Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata (rok B)
Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata została ustanowiona w 1925 roku przez papieża Piusa XI, który chciał w ten sposób przypomnieć światu, że jedynie uznanie Chrystusowego panowania może być dla ludzkości gwarantem prawdziwego pokoju i pojednania. Po zmianach liturgicznych, święto to przeniesiono na ostatnią niedzielę roku liturgicznego, co także ma swoje symboliczne znaczenie. Koniec – w metaforyczny sposób – jest także początkiem. I pomiędzy tym – u końca i zarazem u początku – jakby wieńcząc to, łącząc w sobie, stoi właśnie Jezus Chrystus, Król Wszechświata. To w Nim jest cała pełnia – jak napisał św. Paweł Apostoł. Dlatego dzisiejsza uroczystość napełnić może nasze serca nadzieją – Pan nad wszystkim panuje. Koniec, który zazwyczaj budzi w nas obawy, nie oznacza jakiegoś zapadnięcia w próżnię.
W tę akurat niedzielę czytamy ewangeliczną perykopę opowiadającą o dialogu Jezusa z Piłatem tuż przed ukrzyżowaniem, ale z tą uroczystością tak bardzo związana jest scena zapisana przez Ewangelistę Mateusza : sąd ostateczny, gdy Pan będzie pytał się nas o miłość: byłem głodny, a daliście Mi jeść, byłem głodny, a nie nakarmiliście Mnie. Spotkanie z Chrystusem Królem będzie związane z Sądem, gdy ostatecznie obejmie On swoje panowanie. Zanim jednak nastąpi powtórne przyjście Chrystusa, to Jego panowanie powinno rozpocząć się już tu i teraz, w naszych sercach, w konkretnych momentach naszego życia. Ostatnie wersy Psalmu, którym się modlimy tej niedzieli brzmią: „Twojemu domowi świętość przystoi po wszystkie dni, o Panie”. Nasze jestestwo, nasza codzienności, ten doczesny świat, jest przecież Jego – przez Niego nam tylko/aż podarowane, zadane. Św. Paweł (retorycznie) będzie się pytał: czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga? Nasz Król jest „Święty, Święty, Święty”. Można więc zadać sobie pytanie, czym mam to poczucie, że jest Król Wszechświata, że jest On niewypowiedzianie Święty, a moje życie pochodzi od Niego? Jak więc postępuje? Czy inni patrząc na mnie mogą rozpoznać moją autentyczną przynależność do „takiego” Króla?
Kiedy jednak przyjrzymy się tekstom liturgii tej niedzieli możemy poczuć pewien dysonans. Liturgię Słowa rozpoczyna się opisem z Księgi Daniela: to wizja przybywającego na obłokach nieba Syna Człowieczego, któremu powierzono panowanie, chwałę i władzę, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. To Boży triumf, ostateczne panowie i zjednoczenie. Podobny obraz znajdujemy w drugim czytaniu zaczerpniętym z Apokalipsy św. Jana. Ale w Ewangelii obraz radykalnie się zmienia. Oto jesteśmy świadkami sceny „osądzenia” Pana Jezusa. Pojmany, pohańbiony i cierpiący Chrystus stoi przed Piłatem, który zadaje Mu pytanie: „Czy Ty jesteś Królem żydowskim?” Z przeróżnych wyobrażeń w sztuce znamy tą scenę, z łatwością możemy przywołać ten obraz, ujrzeć go oczyma duszy, wyobraźni. Cierpiące oblicze Jezusa, krew spływająca z pierwszych ran, podarte odzienie, wycieńczony i umęczony. Prorok Izajasze w pieśni o Słudze Pańskim wyznał, że nie można rozpoznać Jego twarzy. I to właśnie stojąc przed „takim” Obliczem, pada to pytanie: „Czy Ty jesteś Królem żydowskim?”. Gdy rozważałam liturgię Słowa, to to pytanie bardzo mnie poruszyło, dotknęło i skłoniło do zatrzymania w prostej refleksji: kiedy wszystko się układa, kiedy serce wypełnia wiele uczuć, są duchowe pociechy, odczuwamy to Jezusowe panowanie, jesteśmy wewnętrznie unoszeni – jakże łatwo i prosto wyznać wówczas, że tak, Jezus jest Królem, co więcej: jest moim Królem, Królem mnie i mojego życia i wierzę w Jego panowanie nad wszystkim, także tym, co jest poza moim bezpośrednim podwórkiem. Ale kiedy Pan ma to cierpiące Oblicze, kiedy to trud i różne zmagania, niepowodzenia, stają się i moim udziałem, wtedy zazwyczaj już są problemy w uczynieniu takiego pewnego wyznania. Czy więc w tym znieważonym Obliczu, które po ludzku patrząc ponosi porażkę, przegrywa i wydaje się być pozbawione jakiejkolwiek siły i mocy, umiem i chcę rozpoznać Króla Wszechświata? A przecież Pan panuje nawet wówczas, gdy zasunięto głaz nad Jego grobem i postawiono straż, co miało wytworzyć iluzję zwycięstwa oprawców nad Ofiarą. Także dziś świat myśli, że „zwycięża” Boga. Ale oto Jezus trzeciego dnia zmartwychwstał pokonawszy ostatecznie śmierć i zasiadł na wieki po prawicy Ojca i króluje na wieki wieków. To wszystkie jest tak różne od naszej, nieraz tak powierzchownej i uproszczonej logiki.
„Czy ja jestem Żydem?” – pyta Piłat. A kim ja jestem? Za czyim głosem idę? Jezus wprost mówi, że Jego królestwo nie jest z tego świata. Nie możemy mierzyć Boga naszą logiką, naszymi wyobrażeniami. Boże królestwo jest królestwem prawdy. „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” – mówi Jezus. Każdy z nas powołany jest do świadczenia o prawdzie. Bóg jest Prawdą. „Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu.” – tym stwierdzeniem Pana kończy się dzisiejsza perykopa. A kogo ja słucham?
Jezus nie jest wyniosłym i dalekim Królem. W misterium Wcielenia stał się tak bliski nam, ale Bóg zawsze takim był. Pięknie pokazuje to opowieść o powołaniu do istnienia człowieka. Bóg – plastycznie mówiąc – pobrudził się, gdy z gliny lepił pierwszego człowieka. Był cały zaangażowany i nieustannie taki jest. Choćby wszyscy zapomnieli, On o nas nigdy nie zapomni. Bierze nas na ręce i niesie na sobie samym. Oto Jego panowanie. Kiedy zdejmuje szaty, aby opasać się prześcieradłem i umyć uczniom podczas Ostatniej Wieczerzy nogi ucząc ich i nas w ten sposób na czym polega miłość, panowanie i służba. Oto Największy tak się uniżył, ale przed to uniżenie dokonało się wywyższenie. Tronem Chrystusa jest Krzyż. Gdy spojrzymy na wczesne wyobrażenia Ukrzyżowanego, te jeszcze z okresu bizantyjskiego, przed średniowieczem – zobaczymy Pana na Krzyżu, ale w postawie panującego Zmartwychwstałego. Czy w cierpieniu nie tracę sprzed oczu tej perspektywy? Tak też kończy się dzisiejsze drugie czytanie: Pierworodny spośród umarłych ukazany w mocy. „Pan Bóg, Który jest, Który był i Który przychodzi, Wszechmogący”. On zawsze jest. Tak zresztą brzmi Jego Imię: Ja Jestem. Jak bardzo więc z głębi serce trzeba nam wołać o silną wiarę, niezachwianą nadzieję i szczerą miłość, która nigdy się nie poddaje.
W tym fragmencie Apokalipsy pojawia się również motyw płaczu nad Tym, którego przebito. Ci, którzy tego dokonali ujrzą Go w chwale i wszystkie pokolenia ziemi będą Go opłakiwać. Czasem otworzenie wrót serca na Chrystusa Króla będzie taką bolesną konfrontacją. Światło Prawdy rozprasza mroki, ale w pierwszym spotkaniu może razić, to może być bolesne i możemy mieć odruch by się cofnąć, zamknąć jednak oczy – potrzeba nam jednak przejść przez tę próbę konfrontacji (tak jak znamy to z naszych odruchowych zachowań, kiedy przechodzi z ciemnego do jasnego pomieszczenia, na przykład). Zapewne wielokrotnie w ciągu dnia powtarzamy w modlitwie „Ojcze nasz” wezwanie: „Przyjdź królestwo Twoje”. To wołanie nie tylko o ostateczne zapanowanie, takie widzialne i odczuwalne, Boga na świecie; to nie tylko wołanie o wypełnianie się woli Bożej, o urzeczywistnienie się tego Królestwa, ale to także zaproszenie Pana do serca. Umieranie dla grzechu, walka ze słabościami, poznawanie siebie w świetle Ewangelii, praca nad sobą (czy raczej: współpraca z Łaską Pańską w kształtowaniu siebie według wzoru Jezusowego) i przechodzenie z ciemności do jasności życia dla Boga – oto ta przestrzeń, oto te momenty, kiedy przychodzi Boże królestwo, kiedy staje się ono w nas coraz bardziej obecne. To królestwo „prawdy i życia, świętości i łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju”. Czy te cechy, takie postawy odnajduję w sobie? Lecz co ważniejsze: czy naprawdę chcę tego Bożego panowania?
Na mocy chrztu świętego każdy z nas otrzymał także udział w królewskiej godności Chrystusa. On „przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów, i uczynił nas królestwem – kapłanami dla Boga i Ojca swojego” – tak słyszymy w dzisiejszym fragmencie Apokalipsy. Boże panowanie najpierw nas oczyszcza, przywraca nam wolność. A potem stajemy się „kapłanami dla Boga”. W kapłańskie nie chodzi o wypowiadane formuły modlitewne i formalne ofiary, ale o taką postawę, takie podejście i zaangażowanie serce, umysłu i woli, wszystkich naszych sił i pragnień, aby nasze jestestwo stawało się hymnem uwielbienia Boga, pieśnią nową ku Jego czci. Kiedy żyjemy wolnością dzieci Bożych, składamy autentyczne świadectwo Bożego królestwa. Pięknie ujmuje to św. Jan: „Temu, który nas miłuje” i wynosi nas do tak wielkich godności, a czyni to przez swoją śmierć, Mękę i Zmartwychwstanie, „Jemu chwała i moc na wieki wieków.” Choćby wszystko się chwiało i padało, Jego tron „niewzruszony na wieki” – śpiewamy w Psalmie – On „tak świat utwierdził, że się nie zachwieje”. Bo gwarantem jest On sam. „Świadectwa Twoje bardzo godne są wiary” – czy wierzę w Boże królowanie, czy wyznaję Jezusa Chrystusa jako Króla nawet gdy Jego Oblicze jest tak umęczone i udręczone? A może skupiam się na wizerunku takiego pohańbionego przez świat Jezusa i myślę sobie, że „jaki On słaby”. Tymczasem to w tej słabości jest moc, która rozerwała pęta niewoli śmierci. Narody mogą wydawać Jezusa na ukrzyżowanie, ludzie mogą Go ciągać po sądach: a my się spodziewaliśmy, a to powinno być tak a nie inaczej, a gdzie byłeś kiedy i tak dalej – ale On jest Królem.
Jezus w tej scenie, gdy stoi przed Piłatem, nie traci swojej godności. Bo jest taka wewnętrzna godności, której nic i nikt nie może nam odebrać – jeżeli tylko naprawdę odkryjemy ją sami wpierw, jeżeli najpierw sami tak mocno zakorzenimy się w Bogu wiedząc, wierząc i przeżywając tę relację jako niepowtarzalną relację z Ojcem, z Tym, który umiłował nas do końca i Syna swego Jednorodzonego dał. To bł. ks. Jerzy Popiełuszko mówił: zewnętrznie można nie mieć wolności, ale trzeba nam pozostać wewnętrznie wolnym nawet w zewnętrznym zniewoleniu. Choć słowa to dotyczyły konkretnej rzeczywistości społeczno-politycznej, można je przenieść także na grunt duchowy. Pozostać wewnętrznie wolnym, czyli zjednoczonym z Bogiem i stąd czerpiąc swoją godność dziecka Bożego odkupionego drogocenną Krwią Chrystusa, choćby cierpienia zewnętrznie chciały nas zniewolić, zdominować, poddać wszystko w wątpliwość. Każdy dzień naszego życia może być tym przychodzeniem Króla Wszechświata, który odział się w majestat, przepasał się potęgą; może być objawieniem się Jego mocy i potęgi. Tylko: czy chcę?
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA