Zmartwychwstanie Pańskie

W tajemnicy Wieczernika, gdzie Pan zabrakł nas w Wielki Czwartek, Oblubieniec połamał chleb, podał uczniom, podał nam, mówiąc: „To jest Ciało Moje”. Ten, który Jest Świętością i Miłością w prostocie tych gestów, znaku chleba i wina, ale przecież także w znaku umycia uczniom nóg, w znaku złożonych szat, które z jednej strony są przypomnieniem wyniszczenia, „odłożenia” bóstwa w misterium Wcielenia, a z drugiej już są zapowiedzią odarcia z szat na Kalwarii (czy na pewno „odarcia”, bo przecież Jezus powiedział: to Ja daję życie, Ja mam moc je oddać i odebrać) – w tych znakach miłości do końca, Pan powierza się naszej niedoskonałości. Chwilę później w nocy trwogi i walki, Jezus wołał, prosił: „Czuwajcie”. Teraz, gdy święte Triduum już za nami, możemy zapytać się, czy wystarczyło nam odwagi, by spojrzeć na poranione Ciało Pana i uwierzyć, że to Prawda; że to jest właśnie Miłość „do końca” do mnie i dla mnie? Gdzie byliśmy tej Paschy? Czy cisza Wielkiej Soboty nie przeraziła nas, a może nawet jej nie zauważyliśmy  w gwarze przygotowań? Tak niedawno obchodziliśmy Święta Bożego Narodzenia, a jednak mam – jak  co roku zresztą – wrażenie, że te przygotowania sobotnie przed Niedzielą Zmartwychwstania, są inne niż przed Wigilią. Chodzi o atmosferę, o tę zadumę, poczucie z jednej strony pustki, a z drugiej – ta nadzieja, że już za chwilę, że Jutrzenka jest już blisko. Czy te dni to było dla mnie prawdziwe Święte Spotkanie, a może po prostu kolejne Święta? A może jest tak, że pragniemy tego Bożego dotyku (gest umycia nóg i dialog z Piotrem), a jednak bronimy się przed tym? Jutrzenka wielkanocnego Poranka niech przełamie w nas te wszystkie opory. Jeżeli jeszcze nie przytuliliśmy się do Krzyża, do Ukrzyżowanego – uczyńmy to teraz. Zmartwychwstały ma rany. Cierpienie nie jest końcem. Widząc Zmartwychwstałego widzimy miłość, która nie lękała się cierpieć, aby nas zbawić. Nie musimy się bać. Już nie musimy się bać. Obmywa nas przecież Krew Zbawiciela, więc żaden oskarżyciel, który wytyka nam nasze wady i niedoskonałości, nie ma już do nas dostępu. Pan chce dotknąć naszych ran swoimi zranionymi dłońmi. Nie uciekajmy przed tym uściskiem Miłości.

Najświętsza Chwila Zwycięstwa. Oto Oblubieniec powstał ze snu – wychodząc z Grobu wyprowadza i mnie, zapraszając do życia w Nim i z Nim na wieki. Gdy o brzasku dnia trzeciego rozbrzmiewa radosne Alleluja, jest to śpiew wesela z powrotu do Ojca, hymn uwielbienia za Chrystusową wierność oraz podziw i zdumienie nad Bożymi drogami i łaską nam udzieloną. Nie bójmy się czułości, dobroci. Nie bójmy się Nowiny, której może na początku nie zrozumiemy, ale później, gdy pobiegniemy za nią, ma ona moc przemienić wszystko.

Ewangelia Niedzieli Zmartwychwstania jest tak bardzo dynamiczna. Cała jest jakby „w biegu”. Biegnie Maria Magdalena, jeszcze w ciemności, jakby na granicy nocy i dnia – biegnie do Grobu ta, która tak bardzo umiłowała, która płakała na Kalwarii i będzie płakać przy pustym Grobie. Biegła, by stanąć wobec zamkniętego Grobu, by oddać posługę zmarłemu. A zamiast tego, co się spodziewała, widzi Grób otwarty i pusty. Zaskoczenie? Tak, bo to też jest ważny element wiary. Podobnie Pan zaskoczył uczniów w Wieczerniku, gdy obmył im nogi; gdy biorąc chleb i wino, powiedział: to Ja, to Moje Ciało i Moja Krew. Wielki Mistrz i Nauczyciel, Mesjasz zaskoczył uczniów swoją Męką. A teraz – pusty Grób.

„Nie wiemy gdzie Go położono” – te słowa Marii Magdaleny, czy mogą być wyrazem moich uczuć? Tych uczuć, które rodzą się w sercu ilekroć mam poczucie, że Pana „jakby” nie było? Czy mam takie doświadczenie? Co czułem w Wielką Sobotę? Dlaczego przyszedłem na Wigilię Paschalną i rozpaliłem od Paschału swoją świecę? Dlaczego w Wielkanocną Niedzielę przychodzę na rezurekcję? Na marginesie – zawsze bardzo poruszała mnie ta chwila , gdy do świątyni wznoszone jest „światło Chrystusa”, a potem rozbrzmiewa Orędzie Wielkanocne. To święta noc czuwania, gdy Światło zwycięża i rozprasza wszelkie mroki.

Do kogo biegnie Maria Magdalena? Biegnie do uczniów, którzy byli zapewne zamknięci razem w jednym miejscu. Tą nowiną wyrywa ich z tego zamknięcia, mobilizuje by poszli, by szukali wraz z nią. Do czego dzisiaj zmobilizuje mnie Dobra Nowina, która w wielkanocny Poranek osiąga swoje wypełnienie?

Mówi się, że Jan ze swoim szybkim tempem biegu symbolizuje miłość, a Piotr – rozum, powagę, dostojeństwo „pierwszego”. Taka była intuicja Kościoła przez wieki. Ale może dla nas ma to być także lekcja, że każdy idzie swoim tempem, ale ważny jest wspólny kierunek i to, że różnica tempa nie zrywa poczucia wspólnoty. Jan poczekał na Piotra – szacunek dla pierwszego spośród Apostołów, miłość, która czeka i poddaje się weryfikacji – obraz posłuszeństwa Kościołowi. Tak, ale to różne tempo pokazuje nam, że każdy z nas w innej kondycji przeżywa ten wielkanocny czas. Co musiało dziać się w sercu Piotra, tego, który żywe miał w sobie wspomnienie swojego postępowania z ostatnich godzin? Co czuł Jan, który jeszcze niedawno stał na Kalwarii, patrzył na to zmasakrowane Ciało Pana? Nie wiemy, co oni czuli, ale możemy poznać nasze uczucia. „Nie ma Pana” – brzmi strasznie, a przecież jest to już pierwszy zwiastun Dobrej Nowiny. Zarówno ona, jak i uczniowie, nie rozumieją, nadal szukają jakiegoś swojego „wyobrażenia”. A Pan dokonuje wielkich rzeczy można powiedzieć w pośrodku naszego nieprzygotowania i nie zrozumienia. Tyle godzin bycia z Mistrzem i słuchania Jego słów – a w obliczy Wypełnienia, zapomnieli, co im mówił. Biegnąc do Grobu, kogo szukają? W innym ewangelicznym opisie Aniołowie zarzucą niewiastom: dlaczego szukacie Żyjącego wśród umarłych? Czy przeżywając tegoroczne Święta wierzę, że Pan żyje? Więcej – że to On jest Panem życia; to On jest Życiem?

Gdy uczniowie z Jezusem weszli do Wieczernika rozpoczęła się zbawienna Pascha. Ale cóż to jest? Jest to „Przejście”. Chrystus przechodzi ze śmierci – pokonawszy ją i grzech – do życia. Chrystus przechodzi przez dolinę naszych słabości i nieprzygotowania. Chrystus przechodzi przez Golgotę, by zostać wywyższonym i uwielbić Ojca. Ale czy to „przejście” kończy się wraz z odsuniętym grobowym kamieniem? Nie. Uczniowie wciąż są zaproszeni, „budzeni”, do tego przechodzenia – przybiegnięcie Marii Magdaleny zmusza ich, przynajmniej tych dwóch, do wyjścia. Wiara nieustannie zaprasza, czy nawet mobilizuje, do owego wychodzenia. Bo wciąż trwa pascha, nasze przejście od naszego myślenia, od naszego „a myśmy się spodziewali”, „a my nie rozumiemy, my nie pojmujemy” – do spotkania z Panem, takim jaki On jest i jakim nam się daje, ukazuje. Wiarę można porównać do tej chwili o świcie, jest jak nieustanny początek dnia. Chcąc wierzyć, nie można spać. Droga trwa nadal, to przechodzenie trwa nadal. Później uczniowie od pustego Grobu przejdą do Galilei. I znów powtórzy się ten scenariusz: trochę według Bożego głosu, a trochę według swoich wyobrażeń będą czynić.

Zmartwychwstanie dokonało się poza zasięgiem naszego spojrzenia. Ostatni widok jaki zapamiętali uczniowie to zamykany Grób i ustawiana straż. I to uznali za koniec, nie pamiętając, że to będzie dopiero początek. Bo Bóg „jest zawsze większy”. I tu możemy zadać sobie pytanie, czy musimy wiedzieć jak i kiedy? Czy nie ważniejsze jest to, czy odpowiemy na to wiarą? Czy to, że czegoś „nie rozumiem” odgradza mnie od Pana i Jego Miłości, czy przeciwnie, jeszcze bardziej czyni mnie osobą ufającą? Bo kiedy „nie rozumiemy”, wtedy możemy oprzeć się na Panu. Co oczywiście nie zwalnia nas od pogłębiania wiedzy, wiary, poznawania Pana i dorobku Kościoła, ale chodzi o takie wewnętrzne „nie rozumiem”, którego przykładem może być postać Piotra podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy nie rozumiał gestu umycia nóg. A prawdą też jest to, że nie pojmiemy w pełni Bożego przesłania, działania – ono zawsze będzie ponad nami, wyższe od nas i naszych zdolności pojęcia.

Ale zatrzymajmy się jeszcze przy osobie Marii Magdaleny. Udaje się do Grobu „gdy jeszcze jest ciemno”. To miłość, to tęsknota przynagla jej serce. Możemy sobie spróbować wyobrazić, co działo się w jej sercu, jak nie mogło wytrzymać, jak odliczała chwile do zakończenia prawnego szabatu. Czy znam taką tęsknotę? Idzie nie spodziewając się tego, co zastanie. Idzie by spełnić posługę wobec umarłego. Nie spodziewała się Żyjącego. Ale nawet spodziewając się umarłego – idzie do Niego. To też ciekawa lekcja dla nas. Bo może w naszej wierze jest teraz taki moment, gdzie Pan jest dla nas bardziej „umarły” niż „żywy”? Ale Maria Magdalena uczy nas, że ta „ciemność” nie może nas zatrzymać ani umniejszyć tęsknoty. Maria Magdalena nie zamknęła się w rozpaczy, w zniechęceniu. Idzie. I to jest ta lekcja, tak niesamowita i głęboka. Obrazem czego może być chęć spełnienia posługi wobec „umarłego”? Czy nie naszej rutyny i ceremonii – przychodzimy do świątyni, bo jest Wielkanoc, bo tak trzeba, bo tak nas nauczono, ale w zasadzie nie bardzo może wiemy po co, dlaczego, nic wewnętrznie nie czujemy, ale idziemy. I co czyni Pan? Nawet takie nasze nastawienie może uczynić miejscem swojego objawienia przemieniając swoim zmartwychwstaniem to, co w nas umarłe – i tak możemy spotkać Żywego. Bo to też ważne – Maria Magdalena idzie do Grobu, do „umarłego”, ale czy On wpierw nie stał się umarły w jej sercu? Przecież była na Kalwarii, przecież widziała… . Ale co wywołał w niej widok odsuniętego kamienia i pustego Grobu? „Zabrano Pana” – tego, za którym tak tęskniła, do którego biegła w tych ciemności wschodzącego nowego dnia. „Zabrano Pana” – to jest chwila jej wewnętrznego obudzenia.

Ewangelia wielkanocnej Niedzieli kończy się konfrontacją Piotra i Jana z pustym Grobem. Są znów znaki i obrazy, ale nie ma samego Zmartwychwstałego. Czy potrafię uwierzyć w „inną” obecność Pana, którą rozpoczyna właśnie Jego Zmartwychwstanie – ta Jego wewnętrzna obecność. Zmartwychwstałego mamy szukać w sobie, bo Go nie ma już w Grobie. Czy na pewno? Czy od mojego serca również został Łaską Bożą odsunięty kamień?

Ta perykopa jest w pewnym sensie urwanym fragmentem, bo później następuje opis, co dzieje się gdy uczniowie odeszli, a Maria Magdalena została. Chciałoby się powiedzieć: nie dała za wygraną, nadal szuka, nadal tęskni. Uczniowie dotarli na miejsce, zobaczyli, pada stwierdzenie odnośnie umiłowanego ucznia, że „ujrzał i uwierzył” – ale wracają do siebie, do schronienia czterech ścian z zamkniętymi dobrze drzwiami. A ona zostaje. Co zrobię po zakończeniu świątecznych celebracji? Wrócę do „swojego” świata, czy jak Maria Magdalena będę szukał Pana, by od tej wspólnotowej celebracji i przeżywania Świąt przejść do osobistego spotkania z Panem? Bo Wielkanoc nie kończy się. Całe to misterium Wieczernika, Męki, Golgoty i Zwycięstwa jest czymś co trwa. I jest dla nas wyzwaniem i zobowiązaniem. To powie nam św. Paweł w drugim czytaniu zaczerpniętym z Listu do Kolosan: teraz, gdy Chrystus powstał z martwych, a my przez chrzest i przez wiarę, mamy udział w Jego śmierci i powstaniu do życia, mamy dążyć do tego, co w górze, całe nasze życie ma być od tej pory ukierunkowane na Niego.

Ta Ewangelia jest tak dynamiczna. To piękny dynamizm wiary. Czy jest we mnie ta gorliwość? Czy śpieszę się na spotkanie z Panem? Czy zależy mi na Jego obecności? Śpieszą się uczniowie, ale śpieszy się i sam Bóg. Nie czekał trzech dni, by powstać z martwych. Wieczorem w piątek złożony do Grobu, o brzasku niedzieli powstaje do życia (choć licząc inną rachubą, licząc dobami, są trzy dni). Św. Leon Wielki pisze, że Bóg skrócił ten czas, abyśmy nie musieli długo czekać – tak śpieszył się z naszym zbawieniem. Jak wobec tej „gorliwości” Bożej o moje zbawienie, ja się zachowam? Wobec tej Bożej „gorliwości” nie możemy opieszale trwać w grzechach, w tym, co „stare”. Ale zobaczmy, nawet w tym Bożym „pośpiechu” jest porządek, jest plan – czego symbolem są poukładane szaty, płótna w Grobie. Jezus jest Panem – to też to symbolizuje. On miał i ma nad wszystkim władzę. Tak oto wypełniają się zapowiedzi. Zostawił te płótna, On ich nie potrzebuje. Oto wszystko czynię nowe – te słowa Pana można doskonale odnieść do całego misterium Paschalnego. Oto Pan czyni wszystko nowe. Ta chwila wielkonocna musi być przełomem. I może być tak, że ten przełom dokona się bardzo niespodziewanie. To najbardziej „spektakularne” wydarzenie we wszechświecie, jakim jest Pańskie Zmartwychwstanie, dokonało się przecież w ciszy, prostocie i ukryciu. Ale jego moc zajaśniała wszystkim.

Możemy mieć jakiś niedosyt po dzisiejszej fragmencie Ewangelii. Ten niedosyt to też zaproszenie – wyczekujmy, Pan kontynuuje swoje dzieło. Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich to świadectwo wiary rodzącego się Kościoła, świadectwo i nauczanie św. Piotra. „My jesteśmy tego świadkami” – mówi w odniesieniu do Zmartwychwstania Pańskiego. I możemy się lekko skrzywić na te słowa – jak może być świadkiem ktoś kto nie widział, ktoś kto szedł za pojmanym Jezusem z daleka, a na Golgocie go nie było? A jednak. Bo Zmartwychwstały dał się poznać Piotrowi. Bycie świadkiem to łaska, to Boży dar. Dziś Pan chce nas wszystkich uczynić świadkami swojego zwycięstwa – zwycięstwa, które tak naprawdę to nam było potrzebne, dla naszego ocalenia.

Święta Wielkanocne kojarzą nam się także z radością. Mówimy o radości paschalnej. Radość, że Pan żyje. Ucieszmy się w tych dniach tak szczególnie tą wieczną Prawdą. Nie bójmy się tej radości. „W tym dniu wspaniałym wszyscy się weselmy” – śpiewamy taki refren Psalmu. To radość całego Nieba. Otwórzmy na nią nasze serca, bo jest to radość umocniona, oszlifowana wydarzeniami Wielkiego Czwartku, Piątku i Soboty; czerpiąca z głębi Źródła. Bo tu nie chodzi o zewnętrzną, powierzchowną radość, ale o radość uwolnionego, wyzwolonego dziecka Bożego, które może powtórzyć za Psalmistą: nie umrę, ale będę żył i głosił dzieła Pana. To dzień, który Pan uczynił. Nikt z nas ludzi nie mógłby tego uczynić. Nikt z nas ludzi by tego nie wymyślił, kolokwialnie mówiąc. To dzień Pana. To Pascha Pana, ale nie odległa i daleka, ale tu i teraz przez moje życie.

Pozwólmy ogarnąć się Jedynej Miłości, Ukrzyżowanej i Zmartwychwstałej. Przyjmijmy wyciągniętą ku nam Najświętszą Dłoń, w ranie której na wieki wypisane są nasze imiona, niech nasze dłonie będą splecione w każdych okolicznościach; dajmy się wyprowadzić ku Światłości, by nie być już samotnymi pielgrzymami po ścieżkach pogrążanych w mroku. Niech wszystko opromieni jasność Zmartwychwstałego, Tego, który jest Wschodzącym Słońcem. To zaproszenie, byśmy spoglądali w kierunku „skąd wschodzi Słońce sprawiedliwości, gdzie zawsze rodzi się światło, abyś nigdy nie chodził w mroku; żeby w twoje wnętrze nie wśliznęła się noc i mgła, lecz byś zawsze przebywał w blasku mądrości, zawsze miał w sobie dzień wiary i zawsze był w posiadaniu światła miłości i pokoju” (Orygenes)

s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA