III Niedziela zwykła (rok B)
Liturgia Słowa tej niedzieli kolejny raz, podobnie jak tydzień temu, konfrontuje nas z pytaniem o powołanie. Na początku perykopy ewangelicznej słyszymy słowa Pana Jezusa kierowane do wszystkich: „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Jest to pierwsze i najważniejsze powołanie każdego z nas. Powołanie to wezwanie do ciągłego nawracania się, czyli coraz bliższej relacji z Panem, codziennym podążaniem za Nim. To ogólne wezwanie, ale potem Chrystus jakby prowadził nas w głąb. Od tłumu i słów do wszystkich, przechodzimy do bezpośredniego spotkania, do doświadczenia osobistego spojrzenia, które sprawia, że pierwsi uczniowie zostawiają bez słowa wszystko i podążają za Jezusem.
Pierwsze czytanie z Księgi Jonasza – zwłaszcza gdy pod uwagę weźmiemy cały kontekst tej sceny, a więc wcześniejsze próby „wykręcenia się” Jonasza od powierzonego mu przez Boga zadania – uczy nas, że nasze „małe” powołanie (małe aczkolwiek wielkie, bo moje osobiste) wpisane jest w „wielką” historię. Moja historia wpisana w ogólną historię. Co by się wydarzyło, gdyby jednak Jonasz nie ruszył do Niniwy? Boże wezwanie nie jest liściem na wietrze, które spokojnie sobie poleci dalej. Nasze podejście do Bożego wezwania ma ogromne znaczenie. Jeśli przenikałaby nas wciąż świadomość, że wszystko może być owego rodzaju „Bożym spojrzeniem” czyli zaproszeniem, jakby nam mijało życie? Życie jest misją. To nie tylko „obojętny” czas. To wyzwanie. Ale znów tak bardzo porusza mnie to „Jezusowe spojrzenie”. Bóg widzi zwykłych rybaków zajętych swoimi codziennymi obowiązkami, może już nieco zmęczonymi czy zrezygnowanymi (powołanie dokonujące się w codzienności, na kanwie codziennych obowiązków, które Boża obecność uświęca, „podnosi” wzwyż), ale Bóg widzi także wielkie miasto, „rozległe na trzy dni drogi”, widzi Niniwę, jej mieszkańców i ich postępowanie. Czy to nie porusza serca? Ile jest we mnie wiary w Bożą Opatrzność? Bóg widział, co dzieje się w Niniwie, wiedział, do czego mogą doprowadzić czyny jej mieszkańców – nie zostawił ich samych, posłał do nich Jonasza. Czy rozpoznaję takich „Jonaszów” w mojej codzienności? Czy ja otwieram się na to, by stać się „Jonaszem” dla kogoś? A może unikam Jezusowego spojrzenia? Może jestem jak Szymon i pozostali rybacy – patrzę w puste sieci, z nadzieją patrzę na bezkres morza, jeziora licząc na udany połów po nieudanych próbach? A może było przeciwnie – może próby były udane, skoro sieci trzeba było naprawiać? I wówczas można być tak skupionym na sobie, na swoich „interesach”, że łatwo przegapić, to co najważniejsze. Ale Jezusowe spojrzenie jest zawsze silniejsze. Ale i wymagające. Przecież ci rybacy dotychczas podążali „za sobą”, a teraz słyszą: „Pójdźcie za Mną”. To też wpisuje się w wezwanie: „nawracajcie się” – czyli odwrócić się od siebie, spojrzeć na Jezusa i pozwolić, by On miał pierwsze miejsce i by to On prowadził.
„Nawracajcie się” – czyli wracajcie na właściwą drogę, a tą najwłaściwszą drogą jest ta utkana przez wersy Ewangelii, ta, na której Jezus jest Pasterzem. Jak rybacy spojrzeli na Jezusa? Jako na „przechodnia”? Jako na Mistrza? Jak ja patrzę na Jezusa?
Ale warto dostrzec także jeszcze jedną okoliczność tego spotkania. Scena rozgrywa się nad Jeziorem Galilejskim nazywanym również „morzem”. Tradycja Ojców Kościoła uczy nas skojarzenia „morza” z symbolicznym obrazem całej historii ludzkości. Dla nich, jak zauważa o. Innocenzo Gargano, włoski kameduła, „przejście przez morze i przejście przez historię znaczy to samo. W rzeczywistości czas może być także widziany jako morze lub ocean, który należy przebyć. (Szymon i Andrzej) są to dwaj mężczyźni ściśle związani z morzem. Zarzucają sieci w morze, ponieważ z tego właśnie morza, w tym morzu i na tym morzu żyją. Są całkowicie pochłonięci zmaganiami historii, która jest historią świata, jak również ich osobistą historią”. Jednak św. Paweł powie, że „czas jest krótki”, a Jezus będzie wołał: „czas się wypełnił”. Historia zbawienia w Chrystusie osiąga szczyt. Ale to prawda, „czas jest krótki”. Przecież nigdy nie wiemy, kiedy dla nas nastąpi chwila odejścia z tego świata. Śmierć potrafi zaskoczyć – paradoksalnie, bo przecież człowiek wierzący zawsze powinien być na nią przygotowany (gdy to piszę, przychodzą mi na myśl słowa Rotmistrza Pileckiego: starałem się tak żyć, bym w chwili śmierci nie musiał się bać – to zdanie przeszywa mnie, przenika, jeszcze mocniej, gdy w pamięci przywołam obraz celi, w której był więziony, obraz miejsc przesłuchań i tortur, jakim był poddany na ul. Rakowieckiej. Z tego zdania bije odpowiedzialność za życie, które w każdych okolicznościach jest świętością). Po co rybakowi sieci, jeżeli pozostają puste albo dziurawe? Na co mieszkańcom Niniwy zbytek i rozpusta, jeżeli z pustymi rękoma niczym żebracy mieliby stanąć przez Majestatem? Czy czasem to o co zabiegamy – naprawdę jest tego warte? A może zabiegamy właśnie o to, co nie jest tego warte, pomijając to, co najistotniejsze? Czy naprawdę aż tak wierzy w to, że sami damy sobie radę? Przecież to iluzja samowystarczalności człowieka. Próbujemy „wyciągnąć” z „morza” życie, ale czy to jest pełnia życia? Powołaniem uczniów Jezusa jest połów życia, życiodajny („sprawię, że staniecie się rybakami ludzi”) – już nie tyle troszczyć się będą o swój indywidualny doczesny byt (choć przecież ta troska naturalnie wpisana jest w naszą doczesną pielgrzymkę), ale będą innym dawać życie. Paradoksalne stwierdzenie w kontekście faktu, że gdy wyciągnie się rybę z wody, ona obumiera. Ale „jezioro” było również pojmowane jako kraina ciemności, gdzie panują demony – i to nie jest „naturalne środowisko życia” dla człowieka. Symbolika chrztu św. przychodzi nam z pomocą – zanurzenie i wynurzenie czyli wyrwanie się z ciemności do życia. To obraz Paschy Jezusa. Być więc „rybakiem ludzi” oznacza dawać innym życie, wyprowadzać z ciemności do pełni życia. Najpierw jednak samemu trzeba dać się wyprowadzić, wyrwać z ciemności, oderwać wzrok do siebie i dziwnej ufności, że „ja sam mogę”. Najpierw samemu trzeba doświadczyć Bożego życia w sobie, by móc je potem przekazywać innym.
Trzecia niedziela w okresie zwykłym w liturgii od lat jest już „Niedzielą Słowa Bożego”. W tym kontekście często można usłyszeć zdanie św. Hieronima, że „Ignoratio Scripturarum, ignoratio Christi est” – nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa. Znamy to, prawda? Ale jak kojarzy nam się słowo „ignoratio”? W polskim brzmieniu kojarzyć się może z „ignorancję” – a to już przecież coś więcej niż tylko sama „nieznajomość”. Ignorancja, lekceważenie, obojętność. Oby nasz stosunek do Słowa Boga nigdy taki nie był, ale przecież wciąż musimy czuwać. W czterech Ewangeliach mamy opisy powołania pierwszych uczniów. Raz nad jeziorem, raz jako odejście od Jana Chrzciciela i przejście do Jezusa, raz przy cudownym połowie ryb, a raz z nakazem porzucenia tych sieci – różnie, ale to też dla nas lekcja. Bo z powołaniem nie jest tak, że dokonuje się ono raz i już. Każdego dnia jesteśmy powoływani. Każdego dnia na nowo w naszym sercu powinny rozbrzmiewać słowa Jezusa: Pójdź za Mną, nawróć się i wierz w Ewangelię. A cóż znaczy: „wierz w Ewangelię”? To Jezus Chrystus jest Dobrą Nowiną zbawienia dla nas. To On jest tą pełnią czasu, w Nim czas „wypełnił się” – On jest wypełnieniem wierności Boga i Jego Przymierza. Pan woła, byśmy w Niego wierzyli, byśmy wierzyli Jego słowu – to też wpisuje się w przeżywanie Niedzieli Słowa Bożego. A nie jest to samo co lektura i znajomość. Czymś inny jest to, że czytamy, słuchamy różnych fragmentów, niektóre może nawet znamy na pamięć, a czymś innym jest wiara w te słowa. Zwracałam uwagę na moc Jezusowego spojrzenia, ale jeszcze jest moc Słowa. Do historii nawrócenia Niniwy nawiąże w Ewangelii także Jezus, gdy wyrzuci faryzeuszom, że tamci ludzie słysząc nawoływanie Jonasza nawrócili się, „a tu jest coś więcej niż Jonasz”. „Coś więcej” – bo tu jest sam Bóg. Czy Słowo Boże traktuję jako „coś więcej”? Jezus jest Pełnią, a jednak swoje posłannictwo niejako przekazuje kolejnym, aby głoszenie Dobrej Nowiny nigdy nie ustało. Teraz to my jesteśmy tymi, którzy niosą Orędzie Jezusa, zwiastują Jego obecność. Ale zarazem, to powołany musi być tym pierwszym, który przyjmie wezwanie do nawrócenia i wiary. Ciekawe, Jezus nie powołuje tylko jednego rybaka. W tym opisie powołuje „parami”. Możemy „narzekać” na to jak Kościół (rozumiany jako całość) realizuje swoje powołanie, swoje zadanie, ale czy zapytaliśmy siebie samych, jak ja wypełniam moje powołanie? Bo od tej jakości zależy też jakość całości. Razem idziemy drogą zbawienia, razem, a jednak indywidualnie.
Nie może być mowy o autentycznym nawróceniu bez zaufania Jezusowi, bez codziennego opieraniu się na Nim. Zaufanie. Jakie to ważne. Wtedy Słowo staje się autentycznie żywe. Na tym polu zawsze musimy się nawracać. Nigdy pewnie nie będzie tak, że nasza wiara będzie całkowicie mocna i pewna, by już nie trzeba było nam się nawracać. To ten dynamizm, ta droga, ta pielgrzymka. Św. Paweł w czytanym w tą niedzielę fragmencie z Pierwszego Listu do Koryntian powie: „czas jest krótki… przemija bowiem postać tego świata”. Apostoł Narodów chce nam przypomnieć, że to co jest „tutaj” nie jest wiecznością. To nie na tym, co „tutaj” mamy się zatrzymywać. To przypomnienie o przemijalności życia, o tym, byśmy nigdy nie zapomnieli o Niebie, o zbawieniu. To, co „tutaj” jest naszą drogą do wieczności. To „tutaj” ma wpływ na to, co będzie „potem”. To wpisuje się w obecne w pierwszym czytaniu oraz w Ewangelii wezwanie do nawrócenia. Ale w tym stwierdzeniu, że to, co „tutaj nie jest wiecznością” jest jeszcze jedno „dno”. To ukryta nadzieja na to, że mamy możliwość nawrócenia. Nie zawsze musimy popełniać błędy. Gdy tylko otworzymy swoje serce, podejmiemy akt woli, Boża łaska zawsze nas wspomoże. A potem – ta przemiana będzie promieniować. Jezus powołał najpierw pojedynczych rybaków, a potem Dobra Nowina rozeszła się na cały świat.
Rybacy „natychmiast” zostawili wszystko i poszli za Jezusem. „Natychmiast” – to dość kategoryczne stwierdzenie, radykalna postawa. Od razu, nagle, już – teraz. Ile potrzeba odwagi! Ale to jest właśnie to – przejście od mówienia, od planowania, do czynu. Ile jeszcze będziemy odkładać nasze nawrócenie? Przecież to nie kwestia Wielkiego Postu (który swoją drogą, w tym roku przypadnie dość szybko), to sprawa każdego dnia. Jan i jego brat zostawili ojca i najemników w łodzi, czyli zrezygnowali z doczesnej stabilności, zależności od ludzkich układów i podjęli swoją drogę, to znaczy podjęli swoją decyzję by pójść za Jezusem.
Czas się wypełnił wraz z przyjściem Jezusa – wieczność wtargnęła w czas, w nasz konkretny, historyczny czas. Wcielenie i misterium Paschy to ostateczna walka dobra ze złem ukoronowana zwycięstwem Boga. W tą walkę wpisane było uwięzienie Jana, śmierć Jezusa, prześladowanie Jego uczniów – ale Bóg jest tym, który triumfuje. Przez to wypełnienie się czasu otwarta została dla nas droga nadziei i królestwo Boże rozpoczęło się rozszerzać. Może warto zadać sobie pytanie, czy nie ignoruję podarowanego mi przez Bożą Opatrzność czasu? Nie powinniśmy oczekiwać „innego”, ale wykorzystać jak najlepiej ten, który mamy, w niego się zaangażować. To ten czas „dzisiaj” jest tym czasem, którym niejako decydują się nasze losy. One nie będą się decydowały „jutro” – to dzieje się dzisiaj. Gdy Jezus woła: „nawracajcie się”, to tak jakby mówił: odmieńcie wasze umysły, miejcie ufność, bo wierzyć w Ewangelię oznacza uznać zwycięstwo Jezusa. By znów przywołać słowa włoskiego kameduły: „zatem zachęta pochodząca od Jezusa może być zaproszeniem do przełamania granic ludzkich jedynie schematów, czystej racjonalności; do przełamania granic naszego sposobu pojmowania rzeczy, wydarzeń, również naszego sposobu pojmowania Boga; może być zachętą do zerwania z tymi schematami właśnie dlatego, że przybliżyło się królestwo Boże. Nawracajcie się i miejsce ufność – przełamujcie schematy, przełamujcie zbyt ciasne granice, rzućcie się w Ewangelię, zdajcie się na dobrą nowinę, zaufajcie dobrej nowinie. Zaufajcie – niemal jakby to było swoiste zaproszenie do oparcia się na dobrej nowinie, do powierzenia się jej, zapuszczenia w niej trwałych korzeni. Te słowa stawiają człowieka wobec alternatywy: albo ma zdać się na własną inteligencję, własny sposób widzenia rzeczy, historii i problemów, albo powinien zaufać Jezusowi Chrystusowi, dobrej nowinie ofiarowanej przez Boga człowiekowi.”
Na kartach Ewangelii bardzo ważne miejsce zajmuje geografia. Jezus woła o wypełnieniu czasu w Galilei, czyli w krainie opisywanej jako pokrytej mrokiem, jako pogańskiej, nie o takim znaczeniu jak ziemia Jerozolimy. Uczniami z Galilei będą pogardzać jako „prostakami”. A oni właśnie uwierzyli. To nie mieszkańcy Nazaretu, ale ci prości rybacy przyjęli Dobrą Nowinę. Jezus przychodzi i chce rozpraszać mroki naszych serc. Przychodzi by szukać każdej zagubionej owcy. „Bliskie jest królestwo Boże” – będzie wołał. Ale na dalszych stronnicach Ewangelii, w innych jej zapisach, znajdziemy Jego stwierdzenie, że „królestwo Boże jest w nas”. To nawiązanie do myśli z poprzedniej niedzieli. Nie musimy szukać obok siebie, to w sobie mamy odkryć najpierw Boże sanktuarium i o nie zadbać w pierwszej kolejności. Odkryć w sobie królestwo Boże. Inaczej jeszcze – pozwolić, by prawda o tym, prawda o tym, że jestem stworzony na obraz i Boże podobieństwo, zaczęła się objawiać, urzeczywistniać w moim życiu. A najpierw – w mojej świadomości. Gdy mieszkańcy Niniwy przyjęli nawoływanie Jonasza, w wory pokutne oblekli się wszyscy – mieszkańcy od królewskiego domu poczynając, na zwierzętach kończąc. Ten obraz może nas szokować, wydać się może strasznie wyolbrzymiony, wręcz nierealny, ale ten obraz ma nam – tak o tym myślę – pokazać, że każda przestrzeń naszego jestestwa ma być rozjaśniona Bożym słowem, że nawrócenie musi dokonać się „w całości”, a nie tylko wybiórczo (choć oczywiście, zaczynamy od małych kroków). Życie, które jest jakby „ślizganiem” się po zewnętrznej tafli jestestwa, nie jest życiem w pełni. Nie mamy się „ślizgać”, ale „przeżywać”. Jezus mówi to wszystko będąc Miłością. I tak powinniśmy odbierać Jego słowa – jako utkane z miłości, dla naszego dobra. „Czas się wypełnił” – Jezus wybrał dla nas najlepszą chwilę. Ta chwila jest bardzo konkretna. To zarazem czas historyczny – konkret misterium Wcielenia w dokładnym „tu i teraz”. Konkretna chwila chrztu św., która wpisała nas w życie z Chrystusem. I teraz – konkretna chwila, w której słyszę to Jezusowe wołanie, w którym spoczywa na mnie Jego spojrzenie. Co czuję? Jakie przychodzą do mnie myśli? Czy mam odwagę odwzajemnić to spojrzenie? Od czego muszę oderwać wzrok? Jakie „słowa” muszę wyłączyć, by usłyszeć te najprawdziwsze, te które są życiem?
Powróćmy jeszcze do początku tej perykopy. Jezus rozpoczyna swoje głoszenie Ewangelii (czyli siebie i swojej misji zbawienia nas poprzez konkretne akty ale także rozpoczyna głoszenie „Ewangelii” rozumianej jako Dobra Nowina, którą jest możliwość nawrócenia i otrzymania łaski wiary od Miłosiernego Pana jeśli tylko otworzymy swoje serca), po uwięzieniu Jana, co św. Marek wyraźnie odnotował. W osobie Jana Chrzciciela dostrzegamy Prawo i Proroków – i oto teraz w jego osobie Prawo i Prorocy poprzez ludzką przewrotność zostali zamknięci w więzieniu. To może przerażać, napełniać niepewnością, ale nie jest końcem historii zbawienia, bo ostatnie słowo należy do Boga, który jest ponad ludzką przewrotnością. Jan był głosem – „głos” zostaje zamknięty w lochu ludzkich intryg i nienawiści prawdy, ale Słowo staje się coraz głośniejsze. O. Innocenzo Gargano tak interpretuje tą scenę: „kiedy ludzie dopełnili do końca swojej złości, zamykając usta prorokowi posłanemu przez Boga, ten ostatni raz jeszcze sięga do najgłębszych wnętrzności swojego miłosierdzia i posyła Innego, posyła Tego, który jest mocniejszy”. W tym też wybrzmiewa to, co kontemplujemy w tej perykopie: „czas się wypełnił” – i co opisze św. Paweł w Liście do Galatów: „gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego…”. A czy pamiętamy, co Jezus powiedział na Krzyżu nim skonał? „Wypełniło się.” Śmierć – i Zmartwychwstanie, bo nie możemy ich rozdzielać – są „pełnią czasu”, pełnią naszego zbawienia. Dlatego życie chrześcijanina to droga paschalna, to życie w optyce paschalnej. To wybrzmiewa w liturgii, której szczytem jest Eucharystia, ale także we wspólnej modlitwie Kościoła jaką jest Liturgia Godzin, której układ również ma odzwierciedlać każdego dnia na nowo misterium paschalne. Herodiana i Herod, jego dwór, myśleli, że więzieniem i śmiercią można unicestwić prawdę, ale ona jest ponad tym wszystkim. Wróćmy do słów św. Pawła z czytanego dzisiaj fragmentu Pierwszego Listu do Koryntian – „przemija postać tego świata”. Tą „negatywną” postacią „tego świata” są właśnie takie obrazy, jakie symbolizowane są przez Heroda i jego otoczenie (w tym kontekście), ale Jezus powie nam: „nieba i ziemia przeminą, ale Moje słowa nie przeminą” – Jego słowa, On sam jako Słowo, nigdy nie przeminą, są wieczne i niezmienne, dlatego ona nich mamy się opierać.
„Dobry jest Pan i łaskawy dlatego wskazuje drogę grzesznikom” – słyszymy w Psalmie 25, którym tej niedzieli modlimy się. Ta dobroć objawia się w posłaniu Jonasza do Niniwy (a przecież Bóg „napracował się”, by wybrany na proroka w końcu wypełnił swoją misję), ta dobroć objawia się w pobłogosławieniu słowom Jonasza, ta dobroć objawia się w działalności najpierw Jana Chrzciciela, a potem w misterium Wcielenia i przepowiadaniu Dobrej Nowiny. „Pomaga pokornym czynić dobrze, uczy ubogich dróg swoich”. To wskazówka dla nas. „Pomaga pokornym, uczy ubogich” – te cechy wyrażają wewnętrzną wolność, tylko w takiej postawie można naprawdę wyruszyć za Panem. To „ubóstwo” oznacza „wolność”, dyspozycyjność, by nasze serce autentycznie wypełnił Pan, Jego łaska, by faktycznie „iść za Nim”. I ta niesamowita prośba Psalmisty: „tylko o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu, ze względu na dobroć Twą, Panie” – to wołanie o Bożą pamięć. Zawsze jesteśmy w Sercu Boga. Pamięć jest czymś tak cenny, że trudno to wyrazić. Ale myślę, że te słowa są nie tylko prośbą Psalmisty. Gdy Jezus mówił: „nawracajcie się” – czy nie wypowiedział w tych słowach także tej prośby: tylko o Mnie pamiętaj, a żyć będziesz? Módlmy się więc każdego dnia: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń” – zobaczmy, ile w tym zdaniu jest chwil przejścia od tego, co „moje” do tego, co Boże (prowadź „Twoimi ścieżkami”, „według swych pouczeń”). – „Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję”.
s. M. Teresa od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA