Święto Przemienienia Pańskiego

Ta niedziela jest wyjątkowa, bo przypada tego dnia Święto Przemienienia Pańskiego. Święto to pojawiło się na Wschodzie w V wieku, a wybór daty miał nawiązywać do 6 stycznia – pierwszej wielkiej teofanii. Do zachodniego kalendarza święto to pod datą 6 sierpnia weszło nieco później, a chwilą kulminacyjną był rok 1457, kiedy to papież Kalikst III, na znak wdzięczności za odniesione zwycięstwo nad Turkami pod Belgradem, wprowadził to święto do kalendarza Kościoła powszechnego.

Idąc wraz z Apostołami na Górę Przemienienia także stajemy się świadkami teofanii. Pan Jezus przemienia się. Choć może to mylne sformułowanie. Jezus nie musiał się przemieniać. Przecież On będąc Człowiekiem, zawsze był Bogiem. Więc nie tyle Jezus się przemienił – ile raczej uchylił nam rąbek tajemnicy nieba, tego, co (oby) będzie naszym udziałem. Chwała Boga, przebywanie w cieniu Jego świętości. Jezus, którego uczniowie tak bardzo doświadczyli na sposób ludzki, chce im – i nam – przypomnieć, że to nie wszystko. Kolejny raz jesteśmy zaproszeni do tego, by przekroczyć pewną granicę, by nasze spojrzenie nieustannie kierować dalej. A nawet inaczej – by nie zatrzymywać się na tym, co widzą nasze oczy. My dziś poznajemy Jezusa choćby pod postacią Chleba, i tu już tym bardziej potrzeba nam spojrzenia wiary. Dziś także tak mocno podkreśla się bliskość Pana, który jest naszym „Bratem, Przyjacielem”. Owszem, jest. Ale jest Bogiem Najświętszym. Jest zawsze ponad nami. On jest Panem. Więc bliskość – tak, m.in. dla tej bliskości z nami, On pozostał w Eucharystii, aby nas karmić sobą, abyśmy mogli się w Niego wpatrywać, trwać fizycznie w Jego obecności. Bliskość – tak, ale zarazem bojaźń Boża, pokora wobec Jego majestatu i świętości. To, co wydarzyło się na Górze Przemienienia ma nas nauczyć patrzeć dalej, to jest patrzeć na cel ostateczny. Tu na ziemi nic się nie zatrzymuje. Jezus wziął wybranych uczniów na Górę Przemienienia, by ukazując im Bożą chwałę, umocnić na czas Jego Męki i śmierci. To była właśnie taka lekcja patrzenia dalej. To, co człowiecze będzie cierpieć, ale jak powie św. Paweł: „cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z przyszłą chwałą”. I chyba o to by tu chodziło. Na pewno każdy z nas nieraz doświadczył tych chwil duchowej pociechy, wewnętrznego podniesienia – pytanie, czy gdy przychodzi strapienie, czy my o nich pamiętamy? Czy pamiętali uczniowie? Oni akurat uczą nas, by nie zatrzymywać spojrzenia na naszej słabości. Ostatecznie przecież Boża łaska jest większa, a Bóg nigdy z nas nie rezygnuje. Uczniowie zwątpią, uciekną, zamknął się z obawy przed ludźmi – a Pan do nich będzie przychodził i będzie ich, na różne sposoby i poprzez różne znaki, wyprowadzał z owego zamknięcia i zwątpienia. Mnie osobiście zawsze bardzo poruszało w tej scenie jedno zdanie autora, który mówi, że gdy uczniowie powstali, nie było już Mojżesza ani Eliasza, został sam Pan Jezus. Już tylko Jezus – Ten, który zawsze jest i mówi i do nich i do nas: „nie bójcie się”. Nie musimy niczego budować, niczego wymyślać – cieszmy się wzajemną obecnością. Przestać kombinować i pokładać ufność we własnych czynach, jakby od nich wszystko zależało. Ucieszyć się – tak, dobrze, że jesteśmy, dobrze, że jesteśmy przy Panu, ale jeszcze bardziej, dobrze że to On jest przy nas. Czy cieszę się, że Bóg jest? Jak bardzo moje myśli są skupione, a jak bardzo rozpraszam się wszystkim dookoła? Ale to, co dokonało się na tej Górze (znów: zauważmy, to Pan wybiera miejsce, czas, osoby – On tworzy tę sytuację jeśli można tak powiedzieć), ma nam także przypominać o naszej przemianie. To nas też dotyczy – nasza relacja z Panem, Eucharystia, modlitwa, adoracja, lektura Pisma Świętego, to wszystko podarowane nam jest także po to by nas przemieniało. Choć efekt tego zależy także od naszego otwarcia, od gotowego i otwartego serca, serca ufającego w prostocie dziecka. Gdy Mojżesz wychodził ze spotkania z Bogiem jaśniało jego oblicze – czy ktoś może o mnie powiedzieć, że jestem chrześcijaninem, że jestem osobą modlitwy? Ta przemiana to także przejście od miłości własnej i skoncentrowaniu na siebie do miłości Boga ponad wszystko i bliźniego ze względu na Niego. Ta przemiana to przejście od kurczowego trzymania się swoich racji i poglądów do nieustannego odkrywania i umiłowania woli Bożej. Ta przemiana to uczynienie z całego naszego życia aktu uwielbienia, dziękczynienia, adoracji, aktu modlitwy i świadectwa wiary, nadziei i miłości. Jakże wielkim pocieszeniem i zarazem ukazaniem kierunku winno być dla nas dzisiejsze Święto. A może ktoś właśnie tęskni za duchową pociechą, pragnie tego Bożego dotyku, pragnie Go ujrzeć? Nie lękaj się. Pan przyjdzie, Łaska dotknie serca – ale wytrwaj, trwaj wiernie. Uczniowie na początku przecież też nie wiedzieli po co Pan odłącza ich od reszty (to może też wskazówka, że nawet będąc we wspólnocie, każdy ma swoją drogę relacji z Panem, każdego Pan prowadzi jakoś inaczej; a może także wskazówka jak potrzeba nam chwil osobności kiedy jesteśmy tylko my sami z Panem?) – my też wielu rzeczy czy stanów w naszej duchowej pielgrzymce nie pojmujemy. Ale trzeba nam iść tam gdzie Pan prowadzi – aby zawsze być na Jego drodze.