XVII Niedziela zwykła

Pierwsze czytanie z liturgii Słowa siedemnastej niedzieli zwykłej, ukazuje nam modlitwę Salomona, syna Dawida, którego imię stało się znane dzięki jego mądrości. I oto teraz czytając te wersy dowiadujemy się skąd ta mądrość. Jednocześnie, drugie czytanie, więc św. Paweł pisząc do Rzymian, poucza nas, że Bóg, z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra. Tak, Bóg pragnie naszego dobra, pragnie, abyśmy podążali drogą zbawienia i On zawsze będzie nas na tej drodze strzegł i prowadził jak Dobry Pasterz. Ale jednak – potrzebna jest nasza otwartość, nasza gotowość, czyli decyzja naszej wolnej woli. Pierwsze czytanie może nas skłonić do pytania o nasze pragnienia. Modlitwa Salomona spodobała się Bogu, ponieważ młody władca umiał rozpoznać Boże dobrodziejstwa w przeszłości, umiał uznać otrzymane już dary, ale także dostrzegł swoje słabości i niedoskonałości, miał niewątpliwie poczucie odpowiedzialności i pokonał ludzki egoizm – to znaczy wzbił się w swoich pragnieniach wyrażonych w tej modlitwie, ponad ziemskie sprawy, doczesne korzyści. Nawet gdy prosił o mądrość i umiejętność rozsądzania spraw powierzonego mu ludu, nie czynił tego ze względu na zaspokojenie swoich ambicji czy dla prywatnych korzyści, ale wynikało to właśnie ze świadomości otrzymanego zadania. Bóg powołuje każdego z nas do różnych zadań. Każdy otrzymał swoje zadanie. Trzeba nam je tylko odkrywać i otwierać serca na współpracę z Łaską Bożą. A tej łaski Pan nigdy nam nie odmówi. Chodzi tylko o to by z nasze strony nie zabrakło ufności, ale również tej pokory, w świetle której odkrywamy, że potrzebujemy Bożej pomocy i nie możemy liczyć na siebie. A jakie są moje pragnienia? Czego oczekuję? Czy potrafię nazwać swoje słabości i z ufnością powierzyć je dobremu Bogu, który pragnie mojego zbawienia i czeka by przyjść mi z pomocą ilekroć – jak małe dziecko ku Ojcu – wyciągnę w prostocie dłoń wołając o pomoc? Ale czy także potrafię odkrywać Boże dary w mojej codzienności? Bóg „lubi” nieraz się ukrywać, w swojej Obecności jest tak bardzo pokorny i subtelny, że potrzeba naprawę uwagi z naszej strony, by Go rozpoznać. Ale miłość wszędzie i zawsze odnajdzie, rozpozna Umiłowanego. W tym dostrzeganiu pomaga też tak bardzo tęsknota. Miłość nie ustanie dopóki nie osiągnie swojego celu. Ile razy w ciągu dnia wracam pamięcią ku Panu i przyzywam Go aktami strzelistymi, aktami miłości, nadziei, wiary? Bóg jest bliżej niż nam się wydaje. Nawet wówczas gdy zdaje nam się, że On się ukrywa. Lecz także te chwile Jego „ukrycia” są dla naszego dobra – by wzmocniła się nasza wiara, byśmy także mogli poznać swoje niedoskonałości, byśmy zatęsknili i docenili Bożą Łaskę. A Pan naprawdę  często przychodzi w naszej codzienności. Widzimy też to w ewangelicznej perykopie tej niedzieli. Robotnik pracował i w tym utrudzeniu, gdy może był już tak bardzo zmęczony, do tego miał świadomość, że to nie jest jego ziemia – to w takich okolicznościach odnalazł skarb. I od razu wiedział, że nie jest to zwykły skarb. Nie mógł postąpić nieuczciwie i zabrać go. Więc ukrył go – wiedział, domyślał się, jak on może być cenny – poszedł, sprzedał co miał i kupił ziemię (więc nawet coś ponad to, co znalazł, bo nie kupił fragmentu ziemi, ale całe to pole, by mógł legalnie posiąść także ów skarb). Jezus mówi tę przypowieść chcąc nam – podobnie jak w poprzednią niedzielę – pokazać czym jest Królestwo Niebieskie. Jest ono bezcennym skarbem, dla którego warto poświęcić wszystko. I czasem znajdzie się ten skarb niejako „przypadkiem” – znamy te historie, kiedy Bóg dotykał czyjegoś serca choćby wszystkim dokoła wydawało się, że to niemożliwe; znamy te historie nawróceń i wielkich dzieł, które później z nich się narodziły (wielkie dzieła to nie tylko dzieła świętych wyniesionych na ołtarze czy te o których możemy przeczytać czy usłyszeć; wielkie dzieła to najmniejszy akt dobroci, miłosierdzia, wypełnienia ewangelicznej nauki z miłości do Pana, w duchu całkowitej wiary, postawienia Boga na pierwszym, najważniejszym miejscu). Ale skarb ten, czyli Królestwo Niebieskie, powinien być przez nas już ochrzczonych nieustannie poszukiwany, upragniony i wyczekiwany – jak w przypadku owego poszukiwacza pereł. On tym poszukiwaniem zajmował się, był bardzo uważny i sumienny zapewne w wykonywaniu tego zadania. I przyszła ta chwila, kiedy znalazł tą jedyną, niepowtarzalną perłę, dla której wiedział, że należy porzucić wszystko inne. Czy ja też tak cenię skarb Królestwa Niebieskiego i zabiegam o to, by go posiąść? Czy jestem gotowy dla tego poświęcić „moje” dobra, to jest pokonać mój egoizm, doczesne pragnienia, ludzki sposób postępowania, ułudę szczęścia tu na ziemi bez względu na wymagania Boga? Jezus mówi w przypowieściach o Królestwie Niebieskim, ale czy ja potrafię sobie – przed Panem i w świetle Jego mądrości – odpowiedzieć na pytanie, czym dla mnie jest Królestwo Niebieskie, a więc wieczne zjednoczenie z Bogiem, wieczne przebywanie w Jego Obecności już bez zasłony w prawdziwej miłości? Czy tego pragnę? Psalmista poucza nas, że to Słowo Pana, Jego Prawo, są źródłem mądrości, one oświecają nasze drogi, najlepiej nas poprowadzą. Czy słucham Słowa Pana? Czy wsłuchuję się w Jego mądrość ufając, że ona nigdy mnie nie zawiedzie? Psalmista powie, że Pan jest jego najlepszym działem – czyli tą najlepszą cząstką, tym najpiękniejszym skarbem, który zapewnia coś więcej niż zapewnić może doczesny skarb w rozumieniu zabezpieczenia – Bóg zapewnia wieczne życie.