III Niedziela Wielkanocna
Liturgia Słowa Bożego przewidziana na trzecią Niedzielę w okresie wielkanocnym, zabiera nas w pielgrzymkę wiary. Zaprasza do konfrontacji z faktami, naszymi emocjami, oczekiwaniami i – co ostateczne i najważniejsze – z Bożym spojrzeniem na to wszystko. Dla dwóch uczniów zmierzających do Emaus, droga ta na początku jest ucieczką, lecz potem przemienia się w bycie świadkiem Chrystusa. Czytania pokazują nam, że w naszej historii obecni są także inni, nasze drogi krzyżują się i to też wymaga od nas zajęcia stanowiska, ustosunkowania się. Z drugiej także strony, czytania te zapraszają do głębokiej i autentycznej ufności w Bożą Opatrzność i Boży plan. Nawet gdy Kleofas ze swoim towarzyszem początkowo ucieka, dołącza do nich Pan – Bóg nigdy nie chce nas zostawić samych. Ba, nawet my nie powinniśmy pozostawać sam na sam z naszymi myślami, wewnętrznymi dialogami i ocenami. Lecz zawsze i ze wszystkim – z Bogiem, w Jego świetle. Jezus, który dołącza do uciekających uczniów, to obraz Bożego Miłosierdzia. Nawet może srogo brzmiące słowa, karcące ich za brak skłonności do wierzenia w to, co przekazuje Pismo, to też obraz Bożego Miłosierdzia. Uczniom tylko wydaje się, że znają drogę, że idą do Emaus i tak będzie dobrze. Tak naprawdę, to gdyby tam dotarli, to by naprawdę się pogubili.
Św. Piotr w scenie z Dziejów Apostolskich głosi kerygmat, głosi zmartwychwstanie Pana Jezusa. Ale jego słowa pokazują też, jak to do Boga należy ostatnie zdanie. Arcykapłani skazali Jezusa – ale Bóg Go wskrzesił. To „ale” jest tak istotne w tym. Gdy po ludzku wszystko mogło wydawać się zakończone – Bóg dokonał największego triumfu. Gdy nam się wydaje, że już nic więcej nie może się wydarzyć -właśnie może się wydarzyć, bo to Bóg jest Panem wszystkiego i nad wszystkim. Ale oprócz „wy” i „Bóg”, oprócz tych stron obecnych w przemowie Apostoła, jest jeszcze obecne „my”. Postawą ucznia jest dawanie świadectwa. To jest zadanie ucznia. I owszem, chodzi o dzielenie się swoim doświadczeniem, osobistym spotkaniem z Panem, ale – co też czyni Piotr i daje nam tego lekcję – dając świadectwo mamy opierać się także na Piśmie. To samo uczyni Jezus, gdy zacznie uciekającym wykładać, co odnosiło się do Mesjasza w Piśmie i co mówili prorocy o Jego cierpienie. Nasze świadectwo, dziele się wiarą, musi być zgodne – już w naszych realiach – z Bożym Objawieniem i nauką Kościoła Świętego. Pytanie więc o moją znajomość Pisma i nauki, tradycji Kościoła.
Piotr w swojej mowie odnosi się do Psalmu 16, którym i my tej niedzieli będziemy się modlić. Apostoł przywołuje ten tekst w nieco innej formie, niż my go normalnie używamy. Ale pokazuje ten cytat pięknie jedną rzecz. Mówi o rozradowaniu się języka, serca, ciała – całe nasze jestestwo jest powołane do radości wynikającej z zawierzenia Bogu. Całe moje „ja” ma być przeniknięte tą mocną i głęboką ufnością, że Pan nie pozostawi mnie w grobie – a przecież tu chodzi nie tylko o ten grób fizyczny, ale także grób śmierci duchowej. Chodzi o radości, że to, co daje mi Bóg jest tą najlepszą dla mnie cząstką, tym dziedzictwem otrzymanym w hojności dobrego Ojca. „Sznur mierniczy szczodrze mi dział wyznaczył, jak miłe się dla mnie dziedzictwo moje.” – czy umiem się radować i ufam, że Pan wie, co dla mnie najlepsze i troszczy się o mnie? Czy odkrywam tę troską w różnych codziennych sytuacjach, może nieraz z pozoru tak prozaicznych? To też łączy się z tym, o czym mowa w drugim czytaniu, którego ostatnie zdanie samoistnie nasuwa pytanie do rachunku sumienia – czy moja wiara i nadzieja są skierowane ku Bogu? czy z Niego, z relacji z Nim, właśnie wypływają? A może ciągle bardziej pokładam nadzieję w sobie i swoich poglądach, ocenach, w ciągłym powtarzaniu: „a myśmy się spodziewali”?
Uczniowie udający się do Emaus rozmawiająca między sobą – ale czy ja do moich rozważań zapraszam Boga i Jego Słowo? Czy Jego Prawda i nauka przenikają moje wybory i decyzje? Co kierowało Kleofasem i jego towarzyszem, gdy opuszczali Jerozolimę? Pragnienie bezpieczeństwa, rozczarowanie, chęć rozpoczęcia od nowa? Ale nie znajdzie nasza dusza ukojenia, dopóki nie spocznie w Bogu i Jemu autentycznie nie zawierzy. Tylko On może uleczyć nasze rany, rany naszego serca – tylko Ten, który zmartwychwstał i Jego rany są już chwalebne. To jak owi uczniowie odpowiadają na pytanie Jezusa „co się stało”, pokazuje jak czują się „mądrzejsi”, jak im się wydaje, że wiedzą lepiej i mogą innych pouczać, o tym, co miało miejsce. Lecz mówią to ze swojej perspektywy. To w ogóle jest niesamowite, jak niemalże wszyscy bohaterowie Ewangelii, z jednej strony znają Pismo i słowa proroków, a z drugiej strony – nie umieją tego odczytać w wydarzeniach, których są świadkami. Czy z nami nie jest podobnie? Dlaczego owi dwaj uczniowie czują rozczarowanie? Bo wierzyli w swój obraz Boga, a nie w Boga prawdziwego. Utkali sobie swoje wyobrażenie Boga i tego tak mocno się trzymali. A Bóg napisał inny scenariusz i nagle wszystko się rozleciało. Byli na tyle zamknięci, że nawet nie uwierzyli „swoim” – kobiety oznajmiło im Dobrą Nowinę, a oni nic. Dlaczego boimy się przyjąć Dobrą Nowinę? Bo może przeczuwamy, że jej przyjęcie ma skutek w postaci przemiany naszego życia, sposobu myślenia, działania. Tych uczniów nie było w Wieczerniku – nie należeli do grona wybranych Dwunastu, a jednak rozpoznają Pana w znaku łamania, dzielenia chleba. Eucharystia jest czymś tak niepojętym, tak niebywały, że to może być tylko sam Bóg. Ale także uczeń Pana wezwany jest do tego, by dawać się rozpoznawać jako uczeń Chrystusa właśnie poprzez dawanie siebie, dzielenie się sobą z innymi. „Zostań z nami” – mówią. Najpierw jakby uciekali od wspólnoty, ale człowiek nie jest samotną wyspą. Potrzebuje wspólnoty, bliskości drugiej osoby. A nie ma nic piękniejszego niż relacja z Panem, niż trwanie z Chrystusem i przy Chrystusie. To, że Jezus po tym, jak Go rozpoznali, „znika”, kojarzy mi się ze sceną spotkania z Marią Magdaleną, gdy Jezus powiedział do niej, by Go nie dotykała wskazując, że musi iść dalej, ale także uczniów wzywa do dalszej drogi. Ci dwaj powracają do Jerozolimy – już jako świadkowie. Trzeba tak mocno samemu doświadczyć działania Boga, by potem móc z zapałem o Nim świadczyć. Po powrocie, udają się do wspólnoty pozostałych uczniów – już nie zostają z tym doświadczeniem sami. Wiara jest drogą. Nie można Boga zatrzymać tylko dla siebie. To, że ja daję świadectwo, powinno otwierać mnie także na świadectwo innych, abyśmy wzajemnie od siebie czerpali. A przy tym wszystkim. Bóg i tak jest przez nas nie do ogarnięcia. Zawsze pozostanie jakieś nienasycenie, pełnia bowiem będzie dopiero w Królestwie Niebieskim. Ale i owa tęsknota może być życiodajnym źródłem – bo zawsze będzie nas pobudzać, motywować, nie pozwoli zastać się w drodze.