II Niedziela Wielkanocy – Niedziela Miłosierdzia Bożego
„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei.” – tak rozpoczyna się drugie czytanie tej Niedzieli, zaczerpnięte z Pierwszego Listu św. Piotra Apostoła. To wyjątkowa niedziela. Z jednej strony – kończy ona okres oktawy Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego, z drugiej – na wyraźne życzenie Jezusa przekazane św. s. Faustynie Kowalskiej, jest to Święto Miłosierdzia Bożego. Szczególny dzień Bożej Łaski. Pan pragnie abyśmy naczyniem ufności czerpali ze zdrojów Jego Miłosierdzia, które otwiera dla nas, biednych i pogubionych grzeszników. Miłosierdzie, ten największy przymiot Boży – jak pisała Święta Apostołka Miłosierdzia – to nasza ucieczka, ratunek dla nas. Jezus na słynnym obrazie podpisanym „Jezu ufam Tobie” wskazuje na otwartą ranę swego boku przebitego włócznią, z której wytrysnęły zdroje miłosierdzia. Otwarte Serce Chrystusa jest naszym schronieniem. Całe misterium zbawienia, odkupienia – począwszy od Wcielenia – jest objawieniem tegoż właśnie Miłosierdzia Bożego, miłosierdzia Stwórcy wobec stworzenia, nade wszystko – Ojca wobec dziecka. Ale tajemnica Zmartwychwstania jest jakby niepojętym dopełnieniem tego. Jezus nie tylko stał się dla nas człowiekiem, nie tylko przeszedł ziemską drogę życia, nie tylko (jakkolwiek to brzmi) przecierpiał mękę i poniósł śmierć, ale On jeszcze ostatecznie pokonał śmierć i „zrodził nas na nowo”, a wstępując do nieba, „zaniósł” tam nasze człowieczeństwo. To jest to „dziedzictwo niezniszczalne, niepokalane i niewiędnące”, o którym słyszymy w dalszych wersach drugiego czytania. Tu na ziemi wszystko przeminie, wszystko może się zawalić, ludzkie relacje okażą się zawodne – ale Bóg jest wiekuistą Opoką. Bóg jest Życiem i my do tego życia jesteśmy powołani. Wieczność jest naszym przeznaczeniem. Celebracja Zmartwychwstania Pańskiego miała nam przypomnieć cel naszej drogi. A w tę niedzielę Pan tak bardzo pragnie abyśmy ufnie przylgnęli do Niego. W Ewangelii usłyszymy o tym, jak przekazuje władzę odpuszczania grzechów swoim Apostołom – to jest Kościołowi św. i jego kapłanom. To jest Jego miłosierdzie – dar przebaczenia i odpuszczenia grzechów, naszych przewinień. Jezus przychodzi, przekracza granicę zamkniętych drzwi – Jego Łaska jest potężniejsza od naszych strachów, lęków, zwątpienia. On jest Światłością, która przezwycięża wszelką ciemność. Przychodzi z darem swojego pokoju. Serce, które zawierzyło Mu, które codziennie ucieka się do Jego miłosierdzia i ufa, jest sercem pełnym Bożego pokoju. Ukryć swoje serce, swoje jestestwo, w Sercu Jezusa. Do tego jesteśmy nieustannie wzywani. Jesteśmy wezwani do zaufania. Jezus przychodzi do uczniów, którzy uciekli gdy Go pojmano, którzy zostawili i zaparli się Go. Tylko Jan był pod Krzyżem. Ale Miłość Boga do nas jest silniejsza i miłosierna właśnie – On nie patrzy nas to, co wydarzyło się „wtedy”, ale przychodzi „dziś” i mówi: „Pokój wam”. I powołuje do „nowego życia”. Apostołowie napełnieni mocą Ducha Świętego będą odważnie głosić Jezusa Zmartwychwstałego, rozrastać się będzie wspólnota Kościoła (dar Kościoła, w którym złożył Bóg swoje łaski, sakramenty – to też przejaw Jego miłosierdzia), ale tym, co będzie ich scalać, będzie trwanie w jedności, wspólne trwanie na modlitwie i „w łamaniu chleba” czyli na Eucharystii (I czytanie z Dziejów Apostolskich). Pan nie chce by Jego uczniowie zatrzymali się na swojej słabości, ale zaprasza ich do dalszej drogi. To też pokazuje wierność Bożego przymierza. „Bóg dochowuje wiary na wieki” – jak śpiewamy w jednym z Psalmów. Nie mamy „celebrować” naszych upadków, ale mamy świadczyć o Bożym Miłosierdziu – świadczyć, ale najpierw samemu otwierać się na doświadczenie Bożego Miłosierdzia. Serce św. s. Faustyny – pomimo tak wielkich cierpień – pełne było radości, tej płynącej właśnie z trwania w zjednoczeniu z Panem. Tym zjednoczeniem jest ufność, dziecięca ufność. Pan wszystkim się zajmie. On wszystko może. On jest Zwycięzcą i naszym jedynym Zbawicielem. Zaufanie nie jest proste. Ileż razy wymaga ono od nas zaparcie się samych siebie, postąpienia wbrew logice czy „swoim racjom”, na przekór uczuciom czy osądom. Zaufanie nieraz rodzi się w cierpieniu. Potrzeba czasu aby w pełni dojrzało, aby stało się całkowite i autentyczne. Ale zawsze trzeba stawiać te małe kroki, aby to właśnie zaufanie cechowało nas jako uczniów Chrystusa, jako dzieci Boże zrodzone na Krzyżu, obmyte Bożą Krwią. Gdy Jezus przyszedł do uczniów, nie było z nimi Tomasza (nie było z nimi tego, który nosił przydomek „Bliźniak” – to też ciekawy wątek; można postawić pytanie o moje trwanie w jedności Kościoła). Po ośmiu dniach już jest. Czeka jak oni. Chce sam się przekonać (to skupienie się na sobie, na swoich odczuciach – a przecież mamy budować na Bogu, na Jego Słowie – to słowo przekazuje Kościół, Apostołowie. Św. Paweł napisze, że wiara rodzi się ze słyszenia, a tym, co słyszymy, w co mamy się wsłuchiwać jest Słowo Boga, żywe Słowo; Chrystus jest pełnią Słowa Bożego; jest Słowem, które stało się Ciałem. Zapis ewangelicznej perykopy tej niedzieli też kończy się stwierdzeniem, że zostało to spisane, aby ci, którzy to usłyszą, przeczytają – uwierzyli. Celem głoszenia jest wiara. Nasze świadczenie nie ma skupiać uwagi na nas, ale ma prowadzić do Boga, tu chodzi o Niego), bo nie wierzył w ich opowieści o pojawieniu się Mistrza. A zaufanie polega na tym, by trwać nie widząc. A jednak Miłosierdzie Boże i tu się objawia – Jezus przychodzi, gdy jest i Tomasz, pokazuje mu swoje rany, pozwala się dotknąć (choć w ewangelicznym zapisie nie ma wprost powiedziane, że Tomasz ostatecznie dotknął tych ran, ale na pewno je ujrzał). Tak bardzo Bóg zabiega o człowieka, o swoje umiłowane dziecko, które pragnie ocalić. Zwątpienie, niewiara, nieufność Tomasza stały się dla nas źródłem błogosławieństwa, lekcją i darem. Jezus swoją działalność rozpoczął wielką mową, Kazaniem na Górze – opisując je św. Mateusz w ten sposób ukazał Chrystusa jako nowego Mojżesza, kogoś więcej niż Mojżesz. Teraz można powiedzieć, że Jezus niejako wieńczy swoją działalność kolejnym błogosławieństwem: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Jak wielką wartość ma wiara i zaufanie! Ufać w ciemności, ufać nie rozumiejąc. Św. Piotr też poruszy ten temat – my jesteśmy tymi, którzy wierzą w Chrystusa i miłują Go, choć Go nie widzą. Ale po tej „ciemności” nastanie radość niepojęta, gdy już dojdziemy do Domu Ojca. Jakże trzeba nam prosić o łaskę takiej całkowitej ufności, zawierzenia. Może w tę niedzielę, w Święto Miłosierdzia Bożego, wołajmy o tę łaskę w szczególny sposób.