II Niedziela zwykła

W Niedzielę Chrztu Pańskiego liturgia Słowa podczas Mszy św. przeniosła nas nad Jordan, abyśmy stali się świadkami, jak nasz Pan przybywa tam, gdzie chrzcił Jan – Jego Poprzednik – i zanurza się w wodach, zstępuje Duch Święty i daje się słyszeć Głos z nieba. W tzw. Drugą niedzielę zwykłą, kolejny raz jesteśmy zaproszeni by przyjrzeć się świadectwu i posłudze Jana Chrzciciela. Jakże bardzo intrygujące, pobudzające zdaje się być jego szczere wyznanie: „Ja Go nie znałem, lecz dlatego przyszedłem chrzcić wodą, aby tak został objawiony Izraelowi”. Jan oświadcza, że nie znał wcześniej Chrystusa, ale Ten, który go posłał, objawił mu, że Ten na którego zstąpi Duch Święty niczym gołębica, będzie Mesjaszem, który już nie wodą, ale Duchem Świętym właśnie będzie chrzcił. Codziennie nad wody Jordanu do Jana przychodziło tak wiele osób. Czasem w tłumie – kolokwialnie mówiąc – można się pogubić, dać się wciągnąć w jego wir, w wir posługi, spalania się, choćby w najlepszej wierze i intencji, ale aż tak bardzo, że można „zapodziać” to co najważniejsze. Zwróćmy uwagę na cierpliwość Jana. (Przychodzi mi tutaj na myśl także cierpliwość i wytrwałość Symeona czy Anny ze świątyni jerozolimskiej). Pełnił gorliwie swoją posługę – dzień po dniu. Aż w końcu nadszedł „ten” dzień. Jan jawi się nam jako przykład ciągłego zasłuchania i gotowości – człowiek otwartego serca, otwartych uszu i oczu, by rozpoznać przychodzącego Pana. Ale nie tylko rozpoznać, ale jeszcze wskazać na Niego – Jan jako człowiek pokorny, który jest świadomy, że jest „tylko” Poprzednikiem, że po nim – a zarazem przed nim – zawsze, odwiecznie był „Ten, który chrzcić będzie Duchem Świętym”. I znów, jak w poprzednią niedzielę, tak i teraz, Ewangelia zawstydza nas prostotą okoliczności w jakich dokonują się wielkie rzeczy. Jan rozpoznaje Jezusa w miejscu swojej codziennej posługi, wiernego wypełniania woli Bożej, powołania, które otrzymał i wytrwale realizował w posłuszeństwie, niczego, żadnej godności, sobie nie przywłaszczając. Przecież otwarcie mówił: „Ja nie jestem Mesjaszem”, ja mam tylko do wykonania, to, co do mnie należy, wy zaś patrzcie dalej. Chrystus potem będzie wyrzucał faryzeuszom – mieliście Jana, ale chcieliście się cieszyć nim, a on był tylko lampą krótko świecącą, a wy nie dostrzegliście Tego, na którego wskazywał, a Który jest prawdziwą Światłością.  A czy nasz wzrok serca i umysłu jest na tyle wrażliwy i czuwający, żeby rozpoznać Pana? Czy jestem świadomy tego, że moja codzienność, ten najzwyklejszy szary dzień, ale przeżywamy wiernie z Jezusem (przecież Jan nosił w sobie to pragnienie spotkania z Mesjaszem, wyczekiwał Go), może być w porządku wiary czymś niezwykłym, a już na pewno – czasem poznawania Boga i świadczenia o Nim? Czytając tę perykopę można odnieść wrażenie, że Jan jakby zupełnie mimochodem wspomina o „zdarzeniu z gołębicą”. Czy to nie lekcja dla nas, że istotą nie są nadzwyczajne znaki, ale ich Sprawca, Ten, na którego wskazują – sam Bóg. Czy gdyby nie byłoby znaków, wierzylibyśmy? Jan Chrzciciel wskazując na „Baranka Bożego” ogłasza Dobrą Nowinę, niesie ludowi łaskę. Syn Boży jest Łaską. Jego Wcielenie, człowieczeństwo, Jego nauczanie i miłość aż po Kalwarię i tajemnica Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia, to Łaska Boża. Spójrzmy, jak wyjątkowe jest drugie czytanie – początek Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. To zdawać by się mogło tylko pozdrowienie. Ale czy może być coś piękniejszego niż życzenie innym doświadczenia Bożej Łaski, pokoju, dobra, miłosierdzia? W nawiązaniu zaś do pierwszego czytania z Księgi Proroka Izajasza, możemy wysnuć jeszcze jedną refleksję. Jan Chrzciciel nie został posłany do dalekich ziem i odległych ludów – był dany przede wszystkim Izraelowi. Bo to właśnie od bycia autentycznym świadkiem wobec najbliższego otoczenia trzeba chyba wszystko zaczynać. W pewnym sensie, czymś nieszczerym wydawałoby się, gdy potrafilibyśmy czynić miłosierdzie obcym, ale „zabijać” najbliższych, domowników, krewnych, przyjaciół. Gdy wrzucamy kamień do wody powstaje najpierw mały krąg, dopiero kolejne są coraz większe – ale zaczęło się od tego małego. Siła prostego świadectwa jest ogromna. A zaczyna się od tego właśnie zwyczajnego, szarego dnia. Możemy sobie wyobrażać, że jakimi to gorliwymi apostołami byliśmy na misjach w Afryce, ale czy potrafię okazać życzliwość sąsiadowi? Przez orędzie Ewangelii wezwani jesteśmy by być budowniczymi Królestwa Bożego, ale tę budowlę zaczyna się od własnego podwórka. Prośmy, za przyczyną św. Jana Chrzciciela, o łaskę od Pana, abyśmy umieli naszym szarym dniem, najprostszym gestem życzliwości, uśmiechem, troską, wiernością swoim obowiązkom i wierze, wskazywać „Baranka Bożego” i innych do Niego prowadzić. Abyśmy wpierw sami umieli Go rozpoznawać i zapraszać do swojego życia.

s.M.Teresa